Przejdź do treści

Pani Ewa miała mieć usunięty guz płuca, a przecięto jej aortę. „Mama była ich królikiem doświadczalnym” – uważa córka

Robot chirurgiczny użyty podczas operacji- Hello Zdrowie
Lekarze wymagają specjalistycznego szkolenia do obsługi robotów chirurgicznych źródło: Adobe Stock
Podoba Ci
się ten artykuł?

Podczas rutynowego zabiegu biopsji płuca, przeprowadzanego z wykorzystaniem robota chirurgicznego, doszło do tragedii. W wyniku krwotoku 66-letnia pacjentka zmarła. „Nie rozumiem, jak to się dzieje, że zawożę kobietę na mało inwazyjny zabieg, a ktoś mi mówi, że mama nie żyje” – docieka pani Klaudia, córka zmarłej. Uważa, że na jej krewnej lekarze uczyli się obsługi nowoczesnego sprzętu. Prokuratura prowadzi śledztwo w tej sprawie.

Pacjentka zmarła w wyniku krwotoku

66-letnia pani Ewa stawiła się w lipcu do szpitala w Czerwonej Górze (woj. świętokrzyskie) na biopsję małej, milimetrowej zmiany. Pacjentka była w dobrym stanie zdrowia. Jak mówiła w programie „Interwencja” jej córka, Klaudia Kręcisz, „ona się szykowała na zwykły zabieg pobrania biopsji, nawet się nie spakowała, bo myślała, że jej pobiorą i że wyjdzie na drugi dzień, to chyba się nie ma czego bać”. Lekarze zdecydowali, że podczas biopsji usuną od razu guza. Zabieg przeprowadzali z użyciem robota chirurgicznego, który dwa dni wcześniej trafił do szpitala.

„Dzwoniłyśmy do mamy non stop, ale nie odbierała. Myśleliśmy, że może po biopsji jest osłabiona. Jednak w pewnym momencie dostałam telefon od lekarza. Powiedział, że mama nie żyje. Zapytałam: Jak to? Usłyszałam, że podczas zabiegu doszło do krwotoku. I tyle” – relacjonuje pani Klaudia w rozmowie z „Uwagą!” stacji TVN .

Roboty chirurgiczne to zaawansowane systemy medyczne, które pozwalają chirurgom na przeprowadzanie operacji z większą precyzją, minimalną inwazyjnością i lepszymi wynikami dla pacjentów. Lekarz-operator steruje ramionami robota za pomocą konsoli, co pozwala na wykonywanie skomplikowanych zabiegów z precyzją przekraczającą możliwości ludzkiej ręki. Maszyny te nie są w polskiej opiece zdrowotnej nowością. Jednak w szpitalu w Czerwonej Górze robot jak dotąd był wykorzystywany jedynie do operacji urologicznych. To właśnie pani Ewa miała być jedną z pierwszych pacjentek, u której robota użyto do zabiegu klatki piersiowej.

„Potraktowali moją matkę jak królika doświadczalnego. Od 16 do 18 lipca robot był w szpitalu w Czerwonej Górze, a moja mama miała zabieg 17. I 17 zmarła” – mówi pani Klaudia.

Szpital zamierzał wprowadzić robotyczną chirurgię w szerokim zakresie, dołączając do grona wiodących placówek medycznych oferujących ten zaawansowany typ zabiegów. Przygotowania personelu medycznego miały obejmować szkolenia wirtualne, symulacje na konsolach sterujących robotami oraz ćwiczenia na fantomach. Jednak pani Klaudia ma duże wątpliwości, czy naprawdę tak było.

„Myślę, że wcale się do tego nie przygotowali, bo skoro robot był od 16, to mogli się przygotować w jeden dzień? Do takiej poważnej operacji?” – zauważa.

Szpital wydał oświadczenie:

„Dyrekcja Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego imienia Świętego Rafała w Czerwonej Górze w pełni rozumie trudną sytuację, w jakiej znalazła się pani Klaudia Kręcisz i jej rodzina. Jednocześnie informuje, iż w przedmiotowej sprawie Prokuratura Okręgowa w Kielcach prowadzi śledztwo. Oczekujemy na wynik postępowania”.

Daniel Prokopowicz z Prokuratury Okręgowej w Kielcach potwierdza, że prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci.

„Badamy odpowiedzialność człowieka za to, co robił i jak robił. Finalnie będziemy to pewnie wiedzieć po uzyskaniu opinii biegłych. Czy doszło do błędu w sztuce medycznej, czy winne jest samo urządzenie” – przekazał w „Uwadze!”.

Pani Klaudia chce wiedzieć, jak to się stało, że jej mama poszła do szpitala na nieinwazyjny zabieg i nigdy już nie wróciła do domu.

„Co się stało? Jak do tego doszło? Nic nie wiemy. Niech nam ktoś powie, jak mogło do takiej tragedii dojść? Nie rozumiem, jak to się dzieje, że zawożę kobietę na mało inwazyjny zabieg, a ktoś mi mówi, że mama nie żyje” – docieka.

Za robota odpowiada człowiek

Doktor Paweł Salwa ze Szpitala Medicover w Warszawie, jeden z najbardziej doświadczonych w Polsce specjalistów z zakresu chirurgii robotycznej, w rozmowie z reporterem „Uwagi!” podkreśla, że maszyna jest całkowicie zależna od ruchów lekarza-operatora.

Rezultat operacji w 100 procentach zależy od tego, jak operację wykona człowiek” – zaznacza, wskazując, że nazwa robot jest myląca, bo sugeruje, że to maszyna robi coś samodzielnie

Lekarze wymagają specjalistycznego szkolenia do obsługi robotów chirurgicznych. Jak długo powinno ono trwać?

„Poza co najmniej 100 czy 200 godzinami treningu suchego na rzeczonych trenażerach, symulatorach, możemy podejść do człowieka z umiejętnością obsługi maszyny. Ale nie powinno się wtedy podchodzić do pełnej operacji” – uważa dr n. med. Paweł Salwa.

I dodaje:

„Jak się dopiero nauczyło obsługiwać maszynę, to pod okiem mentora można zrobić pierwszy krok. I powtórzyć to 20 razy. Jak jakiś krok jest prosty, to wystarczy powtórzyć pięć razy, a jak jest trudny to 40, zanim dopuści się kogoś do pełnego zabiegu. To zajmuje co najmniej rok”.

W Polsce brakuje jednak jasnych regulacji dotyczących stosowania robotów chirurgicznych. To prowadzi do sytuacji, w której dostęp do pracy z nimi mają niemal wszyscy chirurdzy. Za to, jak są oni wyszkoleni, odpowiadają natomiast szpitale we własnym zakresie.

źródło: „Interwencja” Polsat, „Uwaga!” TVN

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?