„Czym innym jest spędzać z dzieckiem czas i pytać je o różne rzeczy, a czym innym węszyć, podglądać, nasłuchiwać. To forma agresji”. O nadopiekuńczych rodzicach mówi psycholożka Magdalena Halicka
– Dzieci nadopiekuńczych rodziców często są sfrustrowane, bo nigdy wcześniej nie skonfrontowały się z negatywnymi emocjami, ze złością. Mają zaburzoną regulację emocji, co sprawia, że sięgają bardzo często po używki, samookaleczenia. (…) Takie dzieci są po prostu nieszczęśliwe, bo gdy idą w świat, spotykają masę czynników stresujących, do których nie są przyzwyczajone – tłumaczy Magdalena Halicka, psycholożka dzieci i młodzieży, psychotraumatolożka z Centrum Terapii Dialog.
Aleksandra Tchórzewska: Na jednym z forów parentingowych rozgorzała dyskusja na temat matki, która boi się zostawić 17-letniego syna w domu na kilka nocy i wyjechać z mężem. Zdania, jak to zwykle bywa, były podzielone.
Magdalena Halicka: To może wynikać z braku poczucia zaufania do tego dziecka i przewidywania negatywnych konsekwencji zostawienia go w mieszkaniu. Nie wiemy, czy ten chłopiec zostawał sam chociaż na jedną noc. A może wcześniej zawiódł zaufanie rodziców i dlatego nie może zostać w domu?
Wydaje mi się, że to też kwestia tego, że my, rodzice, mamy ogromny problem z zaufaniem i wielką potrzebę kontroli swojego dziecka: żeby mu się nic nie stało, żeby nie doznało żadnych negatywnych konsekwencji ani skutków swoich działań. Chcemy też wiedzieć absolutnie wszystko o nim. Ten brak zaufania do dziecka przekłada się także na brak zaufania dziecka do rodzica. Zapominamy natomiast o zadawaniu pytań temu dziecku. Wchodzimy w rolę, w której albo żądamy, albo zakazujemy czegoś, nie tłumacząc, dlaczego podejmujemy taką decyzję. Ma być tak i koniec. Nie ma kompromisu ani zastanowienia się, jak dziecko się z tym czuje.
Czym się objawia nadmierna troska o dziecko?
Mam także wrażenie, że nie szanujemy przestrzeni dziecka: kiedy ono nie chce rozmawiać, kiedy potrzebuje pobyć samo. Nie opiekujemy się jego emocjami, tylko skupiamy na sobie. Mówimy: „Bo ja się martwię”. Rodzice potrafią zachować się bardzo podejrzliwie w stosunku do dziecka: sprawdzanie telefonu, sprawdzanie mediów społecznościowych czy nawigacji u 18-latka.
O tym też czytałam na grupie dla mam. Że niemal dorosłe dziecko nie dało matce ustawić sobie lokalizacji w telefonie…
Proszę zobaczyć, jaka jest narracja: dziecko „nie dało”. Dziecko musiało to wywalczyć. I trochę uwolnić się od matki. Ile musiało kosztować je nerwów i emocji, a chodziło tylko o lokalizator!
Co więc sprawia, że rodzic jest nadopiekuńczy? Z czego to wynika? Dlaczego tak traktujemy swoje dzieci?
Po pierwsze, nikt nas nie uczy, jakimi rodzicami powinniśmy być. Po drugie, bardzo często powielamy błędy, które popełnili nasi rodzice, bo nie zajmujemy się naszymi traumami, tylko często nieświadomie przerzucamy je na dzieci. Ale też wynika to z naszych doświadczeń, bo nie chcemy, żeby dziecko popełniło błędy i przechodziło przez coś trudnego. Tylko że zapominamy o tym, że dziecko potrzebuje podejmować decyzje zarówno dobre, jak i złe, po to, żeby mogło uczyć się siebie, świata i innych ludzi. Każde doświadczenie przynosi mu jakąś informację o sobie.
Ja chyba chcę wynagrodzić swojej córeczce to, czego nie miałam. Jako dziecko połowy lat 80., chowałam się na podwórku, a w domu bywałam niejako przy okazji. Kiedyś dzieci nie stanowiły centrum wszechświata.
Pytanie, czy pani to wynagradza dorosłej sobie, czy temu dziecku? W naszej psychice istnieje taka część jak „wewnętrzne dziecko”, czyli fundament naszej całej osobowości. Łatwiej jest powiedzieć, że robi się to dla dziecka, niż samej przyznać się, że było się niezaopiekowaną.
Gdzie więc przebiega granica pomiędzy troskliwością a nadopiekuńczością?
Przede wszystkim powinniśmy zacząć od zbudowania relacji z dzieckiem. Bo to tak nie działa, że dziecko zawsze będzie ufać rodzicowi. Owszem, w pierwszych latach jego życia tak, ale wtedy jest od nas zależne. Ważne jest, żebyśmy pamiętali, że w wieku nastoletnim dziecko przejdzie okres separacji od nas, czyli zacznie się od nas oddzielać i szukać ciekawych rzeczy w świecie. Niezwykle ważne jest to, żeby dziecko miało przeświadczenie, że niezależnie, co złego w jego życiu się wydarzy, może przyjść do rodzica i nie zostanie skrytykowane. Że będziemy mogli wspólnie zastanowić się, co możemy zrobić, aby mu pomóc.
Druga ważna rzecz, to żeby za każdym razem rozmawiać z dzieckiem, dlaczego mamy z nim różnicę zdań. Bez jakiegokolwiek dialogu nie da się zbudować z dzieckiem więzi. Pamiętajmy, żeby też nie oceniać dziecka. Nie skierowujmy narracji na dziecko, tylko na jego dokonania albo ich brak.
I pozwólmy mu na jakąkolwiek intymność: nie grzebmy w mailach, w mediach społecznościowych. Starajmy się rozmawiać z dzieckiem, tłumaczmy mu, co chcemy sprawdzić i dlaczego się o nie martwimy. Wszystko opierajmy na zasadach dialogu.
Kiedy warto zacząć dziecko uczyć samodzielności?
Od pierwszych lat jego życia, ale zacznijmy od prostych rzeczy, dostosowanych do jego wieku. Czyli nie puszczamy siedmioletniego dziecka do szkoły bez opieki, ale 11- czy 12-latka już tak. Informujemy o różnych zagrożeniach, ale nie strasząc. Zamiast: „Przyjedzie po ciebie pan w czarnej wołdze”, tłumaczymy, dlaczego nie powinno rozmawiać z obcymi i na co ma uważać.
A jeśli jest już dziecko, któremu rodzice poświęcali nadmierną uwagę, wyręczali je, byli nadopiekuńczy, to jakie ono jest? Jakby pani je opisała?
To jest bardzo nieszczęśliwe dziecko, bo gdy idzie w świat, spotyka masę czynników stresujących i doświadcza masy porażek, do których nie jest przyzwyczajone. Absolutnie nie rozumie, dlaczego je to spotyka i co ono ma z tym zrobić. Bo nigdy wcześniej mu się nic złego nie przytrafiło. Bardzo trudno mu zrozumieć to, co się dzieje. To dziecko, które jest pełne złości i nie rozumie, dlaczego mu nagle przestało wychodzić.
Dzieci nadopiekuńczych rodziców często są sfrustrowane, bo nigdy wcześniej skonfrontowały się z negatywnymi emocjami, ze złością. Mają zaburzoną regulację emocji, co sprawia, że sięgają bardzo często po używki, samookaleczenia. Prędzej czy później dziecko zmierzy się z przeciwnościami losu i będzie mu trudno.
Jakie są dorosłe już „ofiary” nadopiekuńczych rodziców?
Może to się zakończyć, zależnie od jednostki, różnymi zaburzeniami psychicznymi, trudnościami w relacjach społecznych, w pracy, a także trudnościami z regulacją nastroju, ale skutki na pewno będą.
Wojciech Eichelberger w jednym z wywiadów powiedział, że nadopiekuńczość to „powszechna, nieświadoma forma agresji”. Czy podziela pani jego opinię?
To stwierdzenie jest mocne, ale prawdziwe. Kiedy kontrolujemy, wychodzimy z pozycji dorosłego człowieka, który dzieckiem zarządza, rozstawia po kątach. Trochę na zasadzie króla i poddanego. Nie dajemy dziecku przestrzeni do zrozumienia, dlaczego jest tak, a nie inaczej. „Będzie tak, bo ojciec tak mówi”. Nikt dziecka nie pyta, jak się ono z tym czuje. Czyli wchodzimy w bardzo silne mechanizmy unieważniania dziecka. To również przemoc.
Dlaczego nie możemy po prostu usiąść z tym dzieckiem i powiedzieć mu: zależy mi na tym i na tym. Co o tym myślisz? I wytłumaczyć, dlaczego dla nas jest tak ważne. Wypracować kompromis. Żeby to dziecko czuło się również ważne, a nie tylko rodzic, który zarządza.
Sama jestem mamą i codziennie przeżywam dylemat, czy to dobrze, że wspieram dziecko, czy to źle, że wyręczam. Czasem mam wrażenie, że za wszelką cenę chcę się dokopać matkom i cokolwiek zrobimy, będzie nie takie… Jak się w tym wszystkim odnaleźć? Jak być dobrym rodzicem?
Przede wszystkim: nie generalizować. Nie stosować słów: ty zawsze, ty nigdy. Aktywnie słuchać. Zadawać dużo pytań otwartych: Co myślisz? Co czujesz? Jak sądzisz? I spędzać z tym dzieckiem czas. Niech to będzie wspólny czas, ze wspólnie ustalonymi aktywnościami.
Magdalena Halicka – psycholog dzieci i młodzieży, psychotraumatolog. Obecnie pracuje z młodzieżą oraz ich rodzicami w Centrum Terapii Dialog. Prowadzi terapie indywidualne oraz konsultacje rodzicielskie. Gość licznych webinarów o tematyce zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży
Zobacz także
„Chcą pokazać, że są dobrymi matkami, a nie „karierowiczkami”. Oto dlaczego te kobiety mają więcej obowiązków domowych
„Głusi rodzice tego nie słyszą, ale ich słyszące dzieci wciąż dowiadują się, że są jacyś dziwni, zachowują się jak małpy, nie potrafią rozmawiać, robią dziwne miny, machają rękoma”
„Migdałowe matki” to coraz bardziej popularny trend w rodzicielstwie. „Zjawisko jest szczególnie niebezpieczne”
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
„Twarzy dziecka nie pokaże, ale gołego cycka już tak”. Na karmiącą piersią aktorkę wylał się hejt
Natalia Fedan: „Chwalone dzieci wcale nie mają lepiej. One niosą ciężki plecak z oczekiwaniami”
61-latka urodziła swoje pierwsze dziecko. Starała się o nie przez 37 lat
Dr Katarzyna Wasilewska: „Mogłybyśmy częściej odpuścić sobie ten wyścig o bycie najlepszą matką i dać więcej luzu sobie oraz swoim dzieciom”
się ten artykuł?