Podstawową lekturą studentów medycyny był wiersz francuskiego lekarza „O moczu”. Jak kiedyś leczono: urynoterapia
Choć medycyna alternatywna przedstawia wiele dowodów na skuteczność urynoterapii, jak dotąd nie zostały one potwierdzone jednoznacznymi badaniami klinicznymi i towarzyszy jej wiele mitów. Zapraszamy na wycieczkę śladami leczenia moczem.
Urynoterapia – metoda niekonwencjonalnego leczenia polegająca na: piciu, okładach i kąpielach w moczu ma zwolenników i przeciwników. Ci pierwsi wyliczają długą listę dolegliwości, na które ma mieć leczniczy wpływ: łuszczyca, trądzik, astma, migrena, cukrzyca, borelioza, hemoroidy, wrzody żołądka czy nawet nowotwory i niepłodność. Przeciwnicy uważają, że picie uryny – zbędnego i wydalonego z organizmu produktu przemiany materii – nie jest niczym innym, jak aplikowaniem sobie bakterii na własne życzenie. Prawda pewnie leży pośrodku, jednak jak dotąd żadne rzetelne kliniczne badania nie potwierdziły dobroczynnego działania moczu.
Pierwsze wzmianki o urynoterapii pochodzą sprzed 5000 lat z terenu Indii, gdzie zasady stosowania moczu opisywano w traktatach. Starożytni Egipcjanie wykorzystywali mocz do testów ciążowych. Polewali nim nasiona, a kiedy zaczynały kiełkować, uznawano, że „ziarenko” rośnie też w ciele kobiety. Galen, który ponoć nie mógł znieść zapachu moczu, zalecał picie „złotego kleju” – uryny niewinnego chłopca zamieszanej w miedzianym naczyniu. Pliniusz Starszy opisywał recepturę leku na rany i wysypkę na skórze u dzieci – była to papka ze zmielonych spalonych skorup ostryg i starego moczu. Rzymskie położne miały podobno wykorzystywać mocz jako bardzo skuteczny środek odkażający, a połączony z sodą był skutecznym preparatem myjącym części intymne ciała.
Hipokrates obserwował kolor moczu, by na tej podstawie wnioskować o zarażeniu kiłą czy gruźlicą. Także w Średniowieczu lekarze oceniali stan zdrowia pacjenta po wyglądzie jego moczu. Próbkę trzykrotnie oglądano w świetle słońca i określano, czy mocz jest żółty, zielony czy czarny, czyli „rozgotowany” przez żołądek. Jak pisze Nathan Belovsky w książce „Jak dawnej leczono, czyli plomby z mchu i inne historie”: „Najlepszy wynik badania uzyskiwano, posługując się pojemnikiem na urynę w kształcie ludzkiego pęcherza moczowego, ozdobionego cennymi klejnotami. Badanie moczu zaoszczędzało lekarzowi kłopotliwego dotykania ciała chorego, czy nawet samego oglądania pacjenta”. Analiza moczu nabrała z czasem tak duże znaczenia, że – jak czytamy dalej – w XVII wieku francuski lekarz Egidiusz napisał liczący 347 wersów wiersz „O moczu”, który był podstawową lekturą studentów medycyny. Musieli nauczyć się go na pamięć.
W XVII wieku picie moczu było popularną metodą profilaktyki przed nawracającymi epidemiami chorób zakaźnych. Urynoterapia była też jedną z szeroko stosowanych metod leczenia zębów. Jonathan J. Moore w książce „Przerażające choroby i zabójcze terapie” opisuje bardzo osobliwe „lekarstwo” produkowane z moczu 12-letniego chłopca. Na kilka miesięcy zostawiano go do fermentacji, a następnie mieszano z różnymi ziołami i traktowano jako panaceum na dolegliwości trawienne i zaparcia.
W czasach renesansu mocz był wykorzystywany także do innych, niemedycznych zadań – folusznicy i farbiarze wykorzystywali amoniak z moczu do wybielania tkanin. Kwitła także przedsiębiorczość – tak cenną substancję trzeba było jakoś pozyskiwać, prześcigano się więc w budowaniu pierwszych toalet, które miały zbierać ludzkie odchody. Równie wartościowe były też ludzkie ekskrementy.
W medycynie ludowej mocz stosowano do odkażania ran, leczenia zajadów i pleśniawek, a także do celów kosmetycznych. Mocznik i amoniak wykazywały właściwości zmiękczające i wybielające, stosowano więc je do płukania włosów, robiono z moczu maseczki rozjaśniające twarz i wybielające dłonie.
Za „ojca” autoterapii moczem uważa się żyjącego na początku XX wieku brytyjskiego naturopatę Johna W. Armstronga. W swoich książkach opisywał on tradycje leczenia moczem stosowane w jego rodzinie od pokoleń, prowadził też wielodniowe lecznicze posty, podczas których stosował tylko mocz i wodę. Jego traktat „Woda życia” wydany w 1918 roku, z rozpisanymi recepturami i sposobami dawkowania moczu w różnych dolegliwościach, stał się „biblią” medycyny alternatywnej.
Jak tłumaczą naturoterapeuci, zawarte w moczu witaminy, składniki mineralne, hormony i enzymy, a przede wszystkim antybakteryjny mocznik mają działanie podobne do leków homeopatycznych. Kiedy organizm dostanie je jeszcze raz, spowodują wytworzenie się przeciwciał i podniesienie odporności. Do innych zalet urynoterapii zalicza się też działanie przeciwzapalne regenerujące komórki i rozpuszczające szkodliwe złogi. Ma to sprzyjać autonaprawie organizmu – likwidacji problemów skórnych, nowotworzących się komórek, depresji i cukrzycy.
Przeciwnicy nie kwestionują składu moczu – faktycznie znajduje się w nim pewna ilość składników odżywczych, uważają jednak, że jako produkt przemiany materii mocz jest odpadem i skoro organizm go wydala, to znaczy, że nie jest mu on do niczego potrzebny. Witaminy i inne składniki odżywcze można przecież aplikować w bardziej przystępnej postaci, skoro i tak jest ich w moczu znikoma ilość (95 proc. moczu to woda). Kwestionują także sposób pozyskiwania moczu do picia – poza pęcherzem moczowym przestaje on być sterylny i może być nośnikiem bakterii.
Szczególna batalia dotyczy mocznika, który bardzo długo był uważany za trujący i niebezpieczny, jego właściwości moczopędne zostały jednak potwierdzone i obecnie wykorzystywany jest w kardiologii, ginekologii i położnictwie, dermatologii czy endokrynologii. W żadnym razie jednak nie pochodzi z moczu!
Potwierdzono też, że wydalany z moczem kwas moczowy, choć jest szkodliwym produktem, może wykazywać właściwości przeciwnowotowrowe i antyoksydacyjne, może też być nośnikiem hormonu folikulotropowego (FSH) i luteinizującego (LH) u kobiet w procesie menopauzy, a gonadotropiny w czasie ciąży. Czy to jednak dostateczny powód, by pozyskiwać go, pijąc mocz?
Jak do tej pory nie przeprowadzono rzetelnych badań, które potwierdziłyby jednoznacznie skuteczność leczniczą moczu, wiedza o nim jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Wiele krajów oficjalnie zakazuje stosowania urynoterapii. Naczelna Izba Lekarska w Polsce, w ślad za stałym Komitetem Lekarzy Europejskich oficjalnie odniosła się do alternatywnych metod leczenia, stwierdzając, że nie są one medycyną i zobowiązując lekarzy do informowania o tym pacjentów.
Zobacz także
Do nacinania skóry stosowano pchły lub lancety, ranę przecierano świńskim tłuszczem lub tlenkiem ołowiu – jak kiedyś leczono bańkami
Nazywano go „złotem duszy”, wierząc, że poprawia nastrój, podawano z winem i gotowano w ryżu. Jak kiedyś leczono złotem
Wierzono, że ssanie srebrnej łyżeczki chroni przed dżumą, a ciemnienie łańcuszka to objaw chorej wątroby. Jak kiedyś leczono srebrem
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Wkładasz tę roślinę do wielkanocnego koszyczka? Uważaj! Można się nią poważnie zatruć
Naukowcy już wiedzą, dlaczego mocz jest żółty. Ich odkrycie może mieć przełomowe znaczenie dla kolejnych badań
Zatrzymanie moczu – sprawdź, kiedy należy szukać pomocy
Balneologia – lecznicza moc kąpieli i borowiny. Komu może pomóc?
się ten artykuł?