Przejdź do treści

„Przygotowując się do porodu, warto szukać w swoim otoczeniu kobiet, które miały dobre doświadczenia, i słuchać, czemu je zawdzięczają” – mówi psychoterapeutka Justyna Dąbrowska

„Przygotowując się do porodu, warto szukać w swoim otoczeniu kobiet, które miały dobre doświadczenia i słuchać, czemu je zawdzięczają” – mówi psychoterapeutka Justyna Dąbrowska Getty Images
Podoba Ci
się ten artykuł?

Z czym się spotkam na sali porodowej: z pełnym zrozumieniem, profesjonalnym podejściem, a może z zimną obojętnością czy wręcz niegrzecznymi uwagami? Jak długo będzie to wszystko trwało? Czy wolno mi będzie krzyczeć? Czy nie rozdzielą mnie z dzieckiem? W głowie kobiety w ostatnim trymestrze ciąży taka gonitwa myśli jest zjawiskiem nierzadkim. O tym, jak radzić sobie z lękiem przed porodem, a także o cesarskim cięciu, które zdaniem wielu kobiet jest wyjściem mniej stresującym, rozmawiamy z Justyną Dąbrowską, psychoterapeutką z Laboratorium Psychoedukacji pracującą z kobietami w okresie okołoporodowym.

 

Dorota Zabrodzka: Czy znasz kobiety, które podchodziły do porodu z entuzjazmem?

Justyna Dąbrowska: Tak! Często są to kobiety z rodzin wielodzietnych, które pamiętają, jak rodziło im się rodzeństwo, albo te, których przyjaciółki wyniosły z porodu dobre doświadczenia. Te kobiety często decydują się nawet rodzić w domu. Cieszyłabym się, gdyby poród domowy był w Polsce finansowany przez NFZ. Jest tańszy od szpitalnego i tak samo bezpieczny, jeśli ciąża jest fizjologiczna i nie ma przeciwwskazań. Na Zachodzie coraz więcej kobiet decyduje się na poród w domu – jest przyjemniej no i nie ma ryzyka, że człowiek się zarazi szpitalną bakterią.

Liczba domowych porodów wprawdzie rośnie – w 2015 r. było ich 136, a w 2017 r. – 627, jednak 99 proc. kobiet rodzi dzieci w szpitalu. I są to te kobiety, którym lęk nie jest obcy…

Mówiąc o tym, trzeba brać pod uwagę całą listę lęków. Jest na niej lęk, który nazwałabym fizjologicznym. Przeżywa go każda kobieta – to alert przed czekającym ją wyzwaniem, sprzyjający mobilizacji. W dawnych czasach kobiety skupiały się wówczas na budowaniu gniazda, dziś – na zdobywaniu informacji: więcej czytamy, szukamy położnej, wybieramy szpital, tworzymy plan porodu. To normalne przygotowania na coś nowego, bo każdy poród, nie tylko pierwszego dziecka, jest nowym doświadczeniem.

Zupełnie czym innym jest lęk paraliżujący, wychodzący poza skalę, uniemożliwiający myślenie, jak się do porodu przygotować. Czasem wiąże się z traumą. I to niekoniecznie traumą poprzedniego trudnego porodu, ale także tą związaną z seksualnością czy przekazem rodzinnym. Lęk jest też wzmacniany przez kulturę. Każda z nas widziała przecież przynajmniej jeden film, w którym kobieta w zaawansowanej ciąży nagle krzyczy, łapie się za brzuch, zgina w pół, a wszyscy wokół zaczynają gorączkowo wokół niej biegać. Poród ma w mediach nieprawdziwy wizerunek.

Justyna Dąbrowska

Justyna Dąbrowska / fot. archiwum prywatne

Justyna Dąbrowska/archiwum prywatne

Może z wyjątkiem lukrowanych opowieści celebrytek…

To jest druga strona medalu, równie nieprawdziwa. Nie pomaga, bo wpływa na nierealistyczne oczekiwania kobiet. Jeśli jakaś znana pani mówi, że urodziła dziecko w trzy godziny, a następnego dnia po porodzie miała już płaski brzuch, kobieta myśli, że to jest norma. Tymczasem sama rodziła 16 godzin, a jej brzuch wygląda, jakby była w 6. miesiącu ciąży. Prawda jest taka, że poród jest jak maraton – czeka nas wysiłek, ale może być satysfakcjonujący, a na końcu czeka nagroda, jaką ma się po wykonaniu ciężkiej pracy. Z taką narracją niestety trudno jest się przebić. Na szczęście w mediach społecznościowych, np. na Facebooku, powstaje coraz więcej kręgów kobiet mających dobre doświadczenia, którymi chcą się dzielić z innymi. Nie przejmują się komentarzami „na pewno cię bolało, ale zapomniałaś”. Przygotowując się do porodu, warto szukać w swoim otoczeniu kobiet, które miały dobre doświadczenia, i słuchać, czemu je zawdzięczają. Jeśli słyszymy, że ktoś mówi rzeczy powodujące niepokój, trzeba to zatrzymać, mówiąc na przykład: „nie opowiadaj mi takich historii, to mi nie pomaga”.

Wzajemne wsparcie ma na pewno bardzo duże znaczenie, ale czasami warto chyba zwrócić się o pomoc do psychoterapeuty.

Niewątpliwie. Czasem wystarczy interwencja kryzysowa, kiedy indziej potrzebna jest systematyczna pomoc. Kobieta w ciąży – co chcę bardzo mocno podkreślić – może skorzystać z terapii. Niestety nadal gdzieniegdzie uczy się psychoterapeutów, że „nie powinni pracować z kobietą w ciąży”. To nieprawda, że „należy jej się tylko wsparcie”. Z psychoterapii nie tylko można, ale warto korzystać, bo praca w tym momencie życia może być bardzo owocna. W ciąży występuje zjawisko „przejrzystości psychicznej” – wiele treści nieświadomych jest wtedy dostępnych, często więc praca idzie o wiele szybciej, a uporządkowanie życia wewnętrznego w ciąży pomaga potem wejść w macierzyństwo.

Lęk jest wzmacniany przez kulturę. Każda z nas widziała przecież przynajmniej jeden film, w którym kobieta w zaawansowanej ciąży nagle krzyczy, łapie się za brzuch, zgina w pół, a wszyscy wokół zaczynają gorączkowo wokół niej biegać. Poród ma w mediach nieprawdziwy wizerunek.

Czy jest dostępna pomoc psychologiczna dla kobiet w ciąży w ramach NFZ?

W niektórych szpitalach na oddziałach położniczych pracują bardzo kompetentne psychoterapeutki. Pomagają zarówno kobietom po porodzie, jak i położnym, które często stają wobec sytuacji trudnych. Ale czy taka osoba znajdzie się na oddziale, decyduje ordynator, który musi znaleźć na to pieniądze. Dziwi mnie, że zatrudnia się kapelanów, a na pomoc psychologiczną wciąż pieniędzy brakuje.

Czy sposobem na lęk przed porodem może być decyzja o cesarskim cięciu?

Jest wiele powodów, dla których lekarz decyduje o wydobyciu dziecka za pomocą cięcia. Są cięcia robione nagle, w trakcie akcji porodowej. Kobieta rodzi, nie ma postępu akcji albo obserwuje się niepokojące sygnały ze strony matki czy dziecka i wtedy cięcie może być zabiegiem ratującym życie czy zdrowie. Takie nagłe cięcie – „wyjście awaryjne” – może potem skutkować objawami zespołu stresu pourazowego (PTSD). Kobiety mówią, że było to dla nich bardzo trudne, wszystko działo się nagle, bez przygotowania, nie wiedziały, co się dzieje z dzieckiem. Nic dziwnego, że potem trudno dojść do siebie. Nagłe cięcia to ok. 10 proc. porodów operacyjnych. Coraz więcej jest natomiast cięć planowych, w niektórych szpitalach co drugie dziecko rodzi się w ten sposób. Medycznych wskazań do takiego zabiegu też jest coraz więcej – kobiety później zachodzą w ciążę, mają więcej dolegliwości (problemy z kręgosłupem, ze wzrokiem, cukrzyca ciążowa etc). Istnieją również wskazania psychologiczne. Są kobiety, które tak bardzo boją się oddać w ręce natury, że wolą cesarskie cięcie. Są przekonane, że w czasie trwającego ok. 20 minut zabiegu (a nie dwunastogodzinnego porodu) wszystko będzie lepiej skontrolowane i ryzyko się zmniejszy. Takie podejście, a obserwujemy je na całym świecie, odpowiada też niektórym lekarzom – wyznaczona jest data, przygotowana sala operacyjna. Ponieważ jest coraz więcej cesarskich cięć, lekarze, którzy uczą się położnictwa, coraz rzadziej obserwują porody naturalne. Na przykład nie oglądają w ogóle porodów, w których dziecko jest ułożone miednicowo (pośladkowo) czy porodów bliźniąt – dziś są one wskazaniem do cięcia cesarskiego.

poród domowy w czasie pandemii

A jeśli twoja pacjentka odczuwa bardzo duży lęk przed porodem i skłania się ku cięciu, choć nie ma wskazań medycznych, nie odradzasz jej tego?

Ja w ogóle niczego nie doradzam. Towarzyszę kobiecie w podjęciu decyzji, staram się jej pomóc w tym, by ta decyzja była podjęta świadomie, a nie pod wpływem panicznego lęku. Badam jego źródła i obie się przyglądamy, czy jest to lęk przed utratą kontroli, czy odradzają się traumy z poprzedniego porodu. Zdarza się, że lęk wypływa np. z gwałtu lub wykorzystania seksualnego. Dla niektórych kobiet poród siłami natury jest nie do przyjęcia – boją się utraty kontroli, swojej impulsywności, „zwierzęcości”. Nie wyobrażają sobie siebie wymęczonej, spoconej, w krzyku. A inne czują się w tym swobodnie, nie mają problemu z tym, by ustawić wszystkich w sali porodowej tak, jak chcą.

Czy te kobiety, które wolą cięcie, wiedzą, że po porodzie operacyjnym z wieloma rzeczami będą miały trudniej?

Rozmawiamy o tym. Cięcie to bolesna operacja, połóg jest dłuższy, a początki macierzyństwa, np. podjęcie karmienia piersią, nieco trudniejsze. Wiele zależy od tego, czy cięcie jest robione „na zimno”, czy „na gorąco”.

Co może zaskoczyć podczas porodu

Czyli?

W pierwszym przypadku wyznaczana jest data rozwiązania. Niemal wszystkie planowe „cesarki” w polskich warunkach wykonywane są, zanim rozpocznie się akcja porodowa. Tymczasem, jeśli nie ma innych wskazań, do cięcia cesarskiego warto przystąpić dopiero wtedy, gdy pojawią się skurcze. To jest właśnie podejście „na gorąco”, wspomagające gentle caesarean section, czyli łagodne cesarskie cięcie, o którym mówi się dziś coraz częściej. W tym wypadku natura mówi: „startujemy”. Skurcze oznaczają, że zaczęło się wydzielanie oksytocyny, hormonu, dzięki któremu pierwsze doby po porodzie są i dla kobiety, i dla noworodka łatwiejsze. Macica pod wpływem skurczów rozciąga się, dzięki czemu blizna po nacięciu jest cieńsza. Ma to znaczenie przy ewentualnej kolejnej ciąży. Przy łagodnej cesarce operacja odbywa się w sali, w której światło jest przygaszone. Personel jest skupiony na dziecku i matce, nie hałasuje, nie rozmawia więcej niż to konieczne. Pępowinę odcina się po ustaniu tętnienia. Maluszek jest powoli wydobywany, zapewnia się od razu kontakt skóra do skóry, matka może przytulić dziecko, bo kroplówka jest podłączona tak, by zapewnić swobodę ruchu. W Polsce niestety rzadko ten model się stosuje.

Słyszy się czasem, że po porodzie operacyjnym trudniej jest matce nawiązać więź z dzieckiem.

Samo cięcie cesarskie nie rzutuje na relację przywiązania – dobrze opisuje to Michel Odent w książce „Cesarskie cięcie”. Psychologicznie lepiej urodzić w ten sposób, niż godzinami leżeć na łóżku porodowym, być unieruchomioną i zalewaną litrami oksytocyny w kroplówce. W cięciu, szczególnie planowym, jest element decyzji kobiety, a więc zachowana jej podmiotowość. W czasie porodu, gdzie interwencja goni interwencję, kobieta może się czuć całkowicie ubezwłasnowolniona, uprzedmiotowiona. Kwestia rozwoju relacji przywiązania między matką a dzieckiem jest naprawdę wieloczynnikowa – sam sposób urodzenia dziecka nie decyduje o całości tego procesu. Może pomóc lub zakłócić, ale nic nie jest przesądzone.

Dla niektórych kobiet poród siłami natury jest nie do przyjęcia – boją się utraty kontroli, swojej impulsywności, „zwierzęcości”. Nie wyobrażają sobie siebie wymęczonej, spoconej, w krzyku

Mamy pandemię, a dzieci – na szczęście – cały czas się rodzą. Czy jednak sytuacja epidemiologiczna nie powoduje wzrostu poziomu lęku?

Powoduje. I co więcej, ten lęk jest niestety uzasadniony. W większości oddziałów nie można dziś rodzić z osobą towarzyszącą, więc jeśli kobieta będzie mieć zastrzeżenia do procedur medycznych czy sposobu opieki, nikt nie pójdzie do ordynatora walczyć o jej prawa. W pandemii coraz trudniejszy jest, a często niemożliwy, dostęp do znieczulenia zewnątrzoponowego. Nigdy zresztą nie był łatwy – gdy w szpitalu był jeden anestezjolog i właśnie asystował przy cesarskim cięciu, nie mógł odejść i zająć się znieczuleniem rodzącej. Bo podanie znieczulenia to nie jest chwila – trzeba ten proces monitować, zmniejszać lub zwiększać ilość środka znieczulającego tak, by kobieta nie cierpiąc z bólu, czuła skurcze pomagające dziecku wstawić się w kanał rodny a potem skurcze parte. Dziś, gdy anestezjolodzy są przy covidowych łóżkach, żaden szpital poza prywatną kliniką, nie zagwarantuje znieczulenia. Inna sytuacja mogąca wpływać na zwiększenie lęku, to zagrożenie separacją dziecka od matki. Jeśli matka ma dodatni wynik testu na covid, poród będzie rozwiązany za pomocą cięcia cesarskiego – taka jest procedura w większości szpitali, mimo że nie ma żadnych naukowych danych wskazujących, że to konieczne. Po porodzie zaś oddziela się matki, nawet bezobjawowe, od noworodków. Kobieta nie wie często, gdzie będzie rodzić i czy gdy przyjedzie do szpitala, zostanie tam przyjęta. Wszystkie pokoje mogą być na przykład ze względu na COVID-19 przeznaczone na izolatki i nie będzie wolnego miejsca. Już na początku tej pięknej historii, jaką jest pojawienie się na świecie nowego człowieka, stoi niepewność a odpowiedzialność za to ponoszą decydenci. Jednak warto wiedzieć, że jadąc do porodu, kobieta może złożyć w szpitalu oświadczenie, że nie zgadza się na oddzielenie jej od dziecka. Ma takie prawo, a możliwość zawalczenia o nie również może obniżyć lęk.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?