Przejdź do treści

„Rodzice boją się, że zrobią coś źle – nadużyją dziecko, albo nauczą czegoś, czego potem się nie oduczy i będzie nieszczęśliwe”. O prawidłowym wspieraniu dziecięcej seksualności mówi Małgorzata Iwanek

Małgorzata Iwanek / fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Mam nadzieję, że „przednia pupa” odejdzie do lamusa, bo to jest po prostu koszmar! Wyobraź sobie dorosłą kobietę, która jako dziewczynka coś takiego słyszała – jeśli masz pupę z przodu i pupę z tyłu, to jakim cudem masz o sobie myśleć jak o istocie seksualnej? Z obu stron masz narząd, który kojarzy się z jednym, i nie jest to przyjemność ani pożądanie – mówi Małgorzata Iwanek, psycholożka, seksuolożka, psychoterapeutka.

 

Marta Szarejko: „Trzyletnia córka chce, żeby całować ją w srom. Czasem bawimy się i daję jej całuski w różne miejsca na ciele i wtedy ona się śmieje, pokazuje wulwę i mówi: Tu też!. Co mam robić? Jak mam jej odmówić?” – pisze jedna z matek na twoim Instagramie.

Małgorzata Iwanek: Na tego typu pytania zawsze odpowiadam, że to jedna z zasad, które po prostu wprowadzamy w życie dziecka: dorośli nie całują dzieci w miejsca intymne. I już. Właściwie nie trzeba nic dodawać, bo małe dziecko prawdopodobnie nie dopyta dlaczego.

A jeśli dopyta?

Mówimy, że taką mamy umowę – w rodzinie, i w społeczeństwie, że tego się dzieciom nie robi. Rodzice często wtedy mówią: „Ale to jej sprawi przykrość! Może zacznie myśleć, że jest jakaś obrzydliwa, skoro nie chcę jej całować?”. Nie o to chodzi. Chodzi o to, że pewnych rzeczy dorośli nie robią dzieciom. To jedna z tych rzeczy. Koniec, kropka.

Dalej jest matka, która martwi się o seks oralny: „Czy ja mam dziecku powiedzieć wprost, co to jest seks oralny, jeśli pyta? Czy to nie jest tak, że będzie chciało spróbować? Córka ma dziesięć lat, nie chcę niczego przyspieszać”.

Jeśli dziecko pyta, to znaczy, że jest gotowe, żeby usłyszeć odpowiedź. Rodzicom często uruchamia się coś takiego: „Kiedy mu powiem, co to jest seks oralny, to potem będę musiała się dwoić i troić, żeby nie spróbował!”. Zupełnie tak nie jest. Najlepiej odpowiedzieć jednym, prostym zdaniem i patrzeć, jak dziecko reaguje – dalej się zaciekawia, dopytuje, ma jakąś interpretację, czy krótka informacja mu wystarcza?

Można też sobie pomóc krótkim pytaniem – jak myślisz? Co już o tym wiesz?

Oddać dziecku przestrzeń i zobaczyć, na czym stoimy. A jednocześnie dać sobie czas, żeby ochłonąć, i zorientować się, z czego ciekawość dziecka wynika. Poza tym nie zawsze musimy odpowiadać od razu: jeżeli dziecko pyta przy kasie w sklepie, w drodze ze szkoły albo przy rodzinnym obiedzie, można odpowiedzieć: „To bardzo ważne pytanie, wrócimy do niego wieczorem”. Tylko faktycznie trzeba o nim pamiętać, i naprawdę do niego wrócić. Nie zostawiać dziecka z brakiem odpowiedzi.

Kobieta rozmawia z nastoletnią córką przy stole

I między kolejką przy kasie a wieczorną rozmową zadzwonić szybko do kogoś, kto zna odpowiedź.

Albo pójść do łazienki, poczytać, i zastanowić się – co ja właściwie chcę przekazać dziecku? Jak to przedstawić? I pamiętać o tym, że całe nasze życie jest procesem, nie wszystko musi się dziać od razu, teraz, w momencie, kiedy się pojawia. Jeśli dziecko pyta, możemy dać sobie czas, i patrzeć, co będzie dalej.

Kolejne pytanie od rodzica: „Jesteśmy na wakacjach z dziadkami. Nie podzielają naszego podejścia do wychowania dzieci w temacie seksualności i ciągle słyszę, jak chwalą syna za siłę, córkę za wygląd, zamiast srom mówią cytrynka. Nie mam na to siły, co robić?”.

Przede wszystkim zastanowić się, w jakim stopniu to jest realny problem, który zagraża dziecku, a w jakim mój kłopot z rodzicami, którzy denerwują mnie niemiłosiernie z zupełnie innych powodów od wielu lat, ale tutaj znajduję ujście złości. I czy rzeczywiście muszę coś z tym zrobić? Bo może mogę to puścić? Dobrze pogadać z dzieckiem, powiedzieć: „Słuchaj, babcia używa słowa cytrynka, ale pamiętaj, że to jest srom, cipka, wulwa. Myślę, że nie powinno się mówić cytrynka, ponieważ to nie jest żadna cytrynka. Co tym myślisz?”.

Dziecko najprawdopodobniej będzie tym rozbawione.

Odpowie: „No nie jest, przecież to widać!”. Ważne, żeby nie mówić tego w takim kontekście, że babcia nic nie wie, jest głupia. Tylko że inaczej coś nazywa. I można to zrobić przy niej. Najistotniejsze, żeby to się stało tematem, o którym można rozmawiać. W końcu często jest tak, że dziadkowie mają inaczej, ale zwykle nie kierują nimi złe intencje, najczęściej chcieliby jak najlepiej.

„Mój dziewięcioletni syn opowiada, że on i jego koledzy chodzą i powtarzają słowa w stylu 'walić konia’, albo 'ciągnąć druta’. Szokuje mnie to, nie mam pojęcia, skąd im się to wzięło. Powtarzam mu, że ma tak nie mówić, ale to nic nie daje. Czy mam reagować?”.

To bardzo ważne: dzieci często zadają pytania nie wprost. Tak samo, jak chłopcy, którzy strzelają ze staników dziewczynkom, wyśmiewają ich rosnące piersi, krótko mówiąc: nieporadnie je zaczepiają. Z jednej strony od razu mówi się im, że tak nie można – i faktycznie, należy tego zabraniać. Ale z drugiej trzeba pamiętać, że takie zachowania są rodzajem pytań. Nie jest tak, że ten chłopiec mówi „walić konia”, albo strzela ze stanika, bo jest głupi – on jest na konkretnym etapie rozwoju, i trzeba z nim zacząć rozmawiać o tym, jak on ten etap przeżywa, co go ciekawi, co się w nim pojawia.

Nie zostawiać go tylko z tym zakazem.

Raczej sprawić, że to zachowanie stanie się pytaniem, które dorosła osoba może mu pomóc zadać. Bo ten chłopiec sam sobie ich jeszcze nie zada. Czasem mam wrażenie, że traktujemy nastolatki jak dzieci, którym trzeba podsunąć kanapeczki, a z drugiej strony jak dorosłych, którzy powinni już wiedzieć, że tak nie można robić. Trudno nam znaleźć złoty środek.

Co się zmieniło w rozmawianiu z dziećmi o seksualności? Masz poczucie, że jest lepiej niż kilka, kilkanaście lat temu?

Czasem mam poczucie, że rodzice chętnie szukają pomocy, więcej wiedzą, mniej się wstydzą, i faktycznie chcą znać odpowiedź. Ale chwilę potem trafiam na historie, po których myślę, że podstawowe rzeczy wciąż są dla większości tajemnicze i mam mniej optymistyczne podejście, zaczynam myśleć, że chyba jednak nie jest tak dobrze, jak jeszcze przed chwilą mi się wydawało.

Chłopcy strzelają ze staników dziewczynkom, wyśmiewają ich rosnące piersi, krótko mówiąc: nieporadnie je zaczepiają. Z jednej strony od razu mówi się im, że tak nie można – i faktycznie, należy tego zabraniać. Ale z drugiej trzeba pamiętać, że takie zachowania są rodzajem pytań

Mam wrażenie, że często to, czego potrzebują rodzice, sprowadza się do bardzo prostych komunikatów. Na przykład: jeśli twój czteroletni syn zaczyna się masturbować, powiedz mu, żeby to robił w swoim pokoju, a nie publicznie. Bez wstydu, ściszania głosu, naturalnie.

Tak, bo kiedy o tym nie rozmawiamy, to temat urasta do rangi czegoś niezwykle kłopotliwego i wstydliwego. To, co zawsze zatrzymuje mnie na placach zabaw, to babcie, albo starsze opiekunki, które rozmawiają z młodszymi mamami, albo nianiami. Te babcie mówią: „Może on się masturbuje? To się zdarza”. Myślę, że nie jest tak, że one teraz się w tym kierunku rozwinęły, tylko być może kiedyś było paradoksalnie większe przyzwolenie na rozmowy o seksualności – ludzie żyli inaczej, musieli rozwiązywać takie problemy we własnym gronie.

Żyli w jednym domu albo blisko siebie, mogli się sobie przyglądać.

Często mam takie wrażenie, że starsze pokolenia wiedzą znacznie więcej, niż nam się wydaje, tylko publicznie nie miały możliwości się tym dzielić. A kiedy rodziny zaczęły się rozjeżdżać, mieszkać nie tylko w oddzielnych domach, czy mieszkaniach, ale w innych miastach, często oddalonych od siebie o kilkaset kilometrów, ciągłość została przerwana, okazało się, że trudno dopytać, zwrócić się do rodziny, bo mieszka daleko! A książek, seriali, podcastów na ten temat jeszcze nie było.

Luka.

Kiedyś wypełniała ją rodzina, dziś książki. Panuje – jak określa to psycholożka dzieci Anita Janeczek-Romanowska: „rodzicielstwo eksperckości”, biedni rodzice w domowych pieleszach robią doktoraty niemal w każdej dziedzinie. I dzieje się coś takiego, że tematy, które mogłyby być zaopiekowane szerzej: przez sąsiadów, przedszkolanki, nauczycieli, czy ciocie, przyjaciół domu, nagle stają się tematami omawianymi tylko w najbliższej rodzinie.

Czyli przez rodziców.

Jeśli dziecko się masturbuje, tylko rodzice mogą się tym zająć: przedszkolanka już nie, bo przecież dojdzie do jakiegoś nadużycia! Babcia tak samo, bo używa złego języka, a sąsiadka to już w ogóle: przecież to obca osoba. I oczywiście, może dojść do nadużycia. Ale z drugiej strony w ten sposób pozbawiamy się możliwości budowania sieci, w której ludzie co prawda będą popełniać błędy językowe, będą mówić głupie rzeczy, ale…

Taki jest świat, dziecko prędzej czy później spotka kogoś, kto mówi głupie rzeczy.

No właśnie. Czasem myślę, że wylewamy dziecko z kąpielą, bo przecież żłobki czy przedszkola to bardzo ważne dla dziecka miejsca, właściwie to taki drugi rodzic, który też powinien opiekować się tematem seksualności. Tymczasem słyszę od nauczycieli przedszkolnych, że nie reagują, ponieważ boją się, że rodzic krzywo spojrzy. Pewien seksuolog opowiadał mi o przedszkolu, w którym prawie wezwano policję, kiedy dziecko zaczęło się masturbować. Oczywiście to skrajny przykład, ale mówi nam, jak to może wyglądać za jakiś czas.

W Stanach Zjednoczonych bardzo często zakazuje się nauczycielom dotykania dzieci. Podczas gdy z badań psychologicznych wynika, że dotyk jest podstawą rozwoju, nie tylko w okresie niemowlęcym, ale też nastoletnim. Więc nie chodzi o to, żeby pozbawiać dziecko dotyku, tylko wprowadzić go tak, żeby był bezpieczny. Zakaz dotyku wprowadzony na oślep jest właściwie narzędziem tortur. W niektórych przedszkolach w Polsce nauczyciele nie mogą dzieciom podcierać pupy.

To jest chyba pułapka stworzenia dziecku idealnego świata, prawda?

Z jednej strona zrozumiała, bo rodzice, którzy doświadczyli różnych zaniedbań, chcieliby dla dziecka jak najlepiej, ale z drugiej pozbawiają samych siebie wsparcia i narażają się na wielką frustrację. Moja córka na przykład kocha dziadków, uwielbia spędzać z nimi czas, często o nich opowiada. Ale mój tata zna tylko jeden przymiotnik: śliczny. W związku, z czym wszystko jest śliczne, a wiadomo, że dla dziewczynek nadmiar tego słowa raczej nie jest korzystny. Pamiętam, jak wielką trudnością dla mnie była rozmowa z nim o tym – on nie mógł zrozumieć, o co mi chodzi, a ja nie mogłam zrozumieć, dlaczego on tego nie rozumie. W końcu stwierdziłam, że chcę mu odebrać coś, przez co on w taki, a nie inny sposób buduje relację z wnuczką. I właściwie kim ja jestem, żeby to robić? To jest ryzyko wpadania w chęć, żeby było idealnie.

W Stanach Zjednoczonych bardzo często zakazuje się nauczycielom dotykania dzieci. Podczas gdy z badań psychologicznych wynika, że dotyk jest podstawą rozwoju, nie tylko w okresie niemowlęcym, ale też nastoletnim

Jakie emocje towarzyszą rodzicom, kiedy myślą o seksualności dzieci?

Strach przed tym, że zrobią coś źle – nadużyją dziecko albo nauczą czegoś, czego potem się nie oduczy i będzie nieszczęśliwe. A potem przez to dodatkowo będzie krzywdzić innych. Myślę, że czasem pojawia się też złość – coś nam się w dziecku nie podoba, jakaś cecha albo zachowanie jest dla nas trudne. Nie mamy narzędzi, żeby sobie z tym poradzić, więc natychmiast się usztywniamy.

A kwestia języka? Kilka lat temu profesor Beisert, seksuolożka, która zajmuje się m.in. masturbacją dzieci, opowiadała mi, że matki, które przychodzą do jej gabinetu, często na waginę swojej córki mówią przednia pupa.

Musimy pamiętać, że mówieniu o seksualności towarzyszą różne emocje, a kiedy one wchodzą w grę, wypowiedzenie różnych słów graniczy z cudem. Ale czy jest lepiej? Mam nadzieję, że „przednia pupa” odejdzie do lamusa, bo to jest po prostu koszmar! Wyobraź sobie dorosłą kobietę, która jako dziewczynka coś takiego słyszała – jeśli masz pupę z przodu i pupę z tyłu, to jakim cudem masz o sobie myśleć jak o istocie seksualnej? Z obu stron masz narząd, który kojarzy się z jednym, i nie jest to przyjemność ani pożądanie. Takie nazewnictwo może być powodem różnych trudności w sferze seksualnej w dorosłym życiu.

Są jakieś tematy związane z seksualnością, których lepiej nie poruszać z dziećmi?

Główna zasada brzmi: podążaj za dzieckiem. Jeśli proponuje jakiś temat, zadaje pytanie, to znaczy, że to dobry moment, żeby z nim o tym porozmawiać, oczywiście dopasowując język oraz ilość informacji do jego wieku. Bez względu na to, czego temat dotyczy. Bo dziecko ma oczy i uszy, może zobaczyć albo usłyszeć coś wszędzie. Ostatnio rozmawiałam z jedną z mam z przedszkola mojej córki, która powiedziała mi, że na Spotify trafiła na słuchowisko pornograficzne. Nie erotyczną powieść tylko porno.

Nie mamy pojęcia, gdzie i jak szybko dziecko też na nie trafi.

A to, że nic o tym nie mówi, wcale nie znaczy, że jeszcze nie trafiło. Druga złota zasada: jeśli dziecko samo nie pyta, a widzimy, że inne dzieci czymś się już interesują, możemy próbować zagaić temat. Można podrzucić książkę albo powiedzieć: „Rozmawiałam z mamą Krzysia, i on o to pytał, może ciebie też to ciekawi?”. Warto sprawdzić.

Zachowanie dzieci też często jest pytaniem.

Na przykład podglądają nas w łazience. Oczywiście im starsze dziecko, tym więcej pretekstów do rozmowy, dlatego ważniejsze wydaje mi się umiejętne dobranie narzędzia do wieku dziecka, i uważność na to, co może je akurat interesować, a nie ograniczanie tematów. Bo język to tylko narzędzie, treści wyznaczają potrzeby rozwojowe. Czyli musimy brać pod uwagę to, co dziecko jest w stanie zrozumieć i emocjonalnie przyjąć. Nie ma sensu wprowadzać treści, które je przytłoczą. Ważne, żeby to, co oferujemy dziecku, było dla niego rozwojowo możliwe do przyjęcia.

 

Małgorzata Iwanek – psycholożka, seksuolożka, psychoterapeutka. Zajmuje się związkami, rodziną, seksualnością dorosłych i dzieci, uzależnieniami. Jest współautorką książki „Sexedpl. Dorastanie w miłości, bezpieczeństwie i zrozumieniu. Przewodnik dla rodziców”. Prowadzi bloga kulturaseksualna.pl

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?