Rozstępy naprawdę można polubić? „Teraz jestem w znacznie lepszej relacji ze swoim ciałem niż wcześniej” – mówi Katarzyna
– Trudno powiedzieć, czy moja droga do samoakceptacji definitywnie się zakończyła, bo to codzienna walka ze stereotypami piękna, które podsuwają nam media, ale uważam, że teraz jestem w znacznie lepszej relacji ze swoim ciałem, niż kiedykolwiek wcześniej – mówi Katarzyna, u której rozstępy pojawiły się w okresie dojrzewania.
Nina Harbuz: Kiedy myślisz o swoim ciele, to jakie pierwsze słowo albo myśl przychodzi ci do głowy?
Katarzyna: Świątynia.
Ładnie.
Usłyszałam je od moich trenerów judo, które trenowałam przez wiele lat. Powtarzali, że ciało jest jak świątynia, co oznacza, że należy je traktować z szacunkiem i nie zaśmiecać go. Nie palić papierosów, nie nadużywać alkoholu, nie brać używek. Wpajali mi, że każde ciało jest ważne, niezależnie od tego jak wygląda – czy jest szczupłe, czy otyłe, jędrne, czy wiotkie, wysportowane, czy bez żadnego zarysu mięśni.
Miałaś dobrych nauczycieli.
Owszem, ale nie chciałam ich słuchać i musiałam przejść długą drogę, żeby ich słowa stały się także moimi wartościami. Wychowywałam się z bardzo szczupłą siostrą, która była chwalona za to, że jest taka chudziutka, malutka, zgrabniutka. A mnie rodzice, dziadkowie i krewni nazywali „pulpecikiem”. Nienawidziłam tego określenia i wstydziłam się go bardzo. Po wielu latach, jako dorosła osoba, postanowiłam obejrzeć swoje zdjęcia z dzieciństwa i sama ocenić, czy byłam „pulpetem”. Wyciągnęłam rodzinny album, przejrzałam fotografie i zobaczyłam normalną, zdrową dziewczynkę. Nie byłam gruba.
Przykre bardzo. Pewnie trudno polubić własne ciało, gdy słyszy się, że jest się „pulpetem”.
Zawsze źle się czułam ze swoim ciałem. Uważałam, że jest niewymiarowe i że mam za dużą pupę względem reszty ciała. Latami kupowałam workowate spodnie, żeby ją zakryć. Dopiero teraz widzę, że mam ładną talię i ubierając się odpowiednio, mogę podkreślić piękną, klepsydrową sylwetkę. Musiałam sama do tego dojść jako dorosła kobieta, bo od rodziców słyszałam tylko, że mam być piękna i szczupła. Zabawne, że mówili to jednocześnie karmiąc mnie słodyczami.
Próbowałaś sprostać ich wymaganiom?
Owszem, w najgorszy możliwy sposób. Zaczęłam odmawiać sobie jedzenia, aż popadłam w anoreksję. W trzy miesiące schudłam 12 kilo. „Dieta” podziałała, bo wreszcie wszyscy się mną zachwycali. Sama też się chełpiłam swoją nową wagą i wyglądem. W pewnym momencie jednak ciało zbuntowało się i zaczął się w moim życiu czas kompulsywnego objadania. Zbiegło się to z okresem dojrzewania. Zaczął mi rosnąć biust, biodra zaokrągliły się i nagle pojawiły się rozstępy. To był kolejny temat do rodzinnych dyskusji. Matka i ciotka radziły, żebym koniecznie je smarowała kremami. Dla nich ważny był idealny biust. Pamiętam, że któregoś dnia przyszła do nas sąsiadka, moja dawna opiekunka, i mama bez pytania mnie o zdanie i zgodę zaczęła jej opowiadać o moich rozstępach na rosnących piersiach, dopytując, czy zna jakiś sposób, żeby je usunąć. Zabolało mnie, że intymne sprawy mojego ciała omawiane są z sąsiadką.
Zawstydziła cię.
Tak, bardzo długo wstydziłam się swojego ciała. Krępowałam się go od momentu, gdy zaczęłam dorastać w wieku 11 lat. Ciało wydawało mi się dziwne. Koleżanki były płaskie, a mnie zaczął rosnąć biust, co stało się tematem do żartów wśród kolegów. Nikt poza mną nie miał też rozstępów. Robiłam wszystko, żeby je zakryć. Nosiłam bluzki z małym dekoltem. Aż dobiłam do wieku nastoletniego, kiedy nieidealne ciało jest końcem świata. Zamęczałam je, próbując pozbyć się rozstępów, ale nie znikały. Bardzo mnie to zawstydzało, tym bardziej, że zaczęłam odkrywać życie seksualne.
Czego się wstydziłaś?
Oceny! Bardzo krępowałam się, że mam te rozstępy. Wiadomo, jaki jest aktualny wzorzec piękna. Rozstępy w kolorowych magazynach nie istnieją. Dlatego, kiedy szłam z kimś do łóżka, zakładałam kostiumy, minispódniczki zasłaniające biodra, często nie zdejmowałam stanika, gasiłam światło, albo układałam ręce partnerów w taki sposób, żeby dłońmi zasłaniali moje niedoskonałości. Dopiero po długim czasie zrozumiałam, że moi partnerzy i partnerki nie zwracają na to żadnej uwagi. Tylko jeden facet, z którym ciągnęło nas ku sobie, skomentował, widząc moje zdjęcie z plaży w kostiumie kąpielowym, że mogłabym schudnąć 5-6 kilo, bo mam za dużo ciałka, jak to ujął, i pewnie mam rozstępy.
Schudłaś dla niego?
Na szczęście zapaliła mi się lampka kontrolna i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego niby miałabym to dla niego zrobić? Nie widziałam w tym żadnego biznesu. A kiedy wysłał mi zdjęcia dziewczyn, które uważał za atrakcyjne, a ja na nich zobaczyłam kościotrupy w rozmiarze 32, to stwierdziłam, że szybko powinnam się ewakuować i nie wchodzić w tę relację.
Dalej nie lubisz swoich rozstępów?
Teraz nawet bardzo je lubię. Mam ich sporo, ale w pewnym momencie przestały mi przeszkadzać. Przeszłam długą drogę i wiem, że nigdy nie dorównam idealnemu ciału z photoshopa.
Jak do tego doszłaś?
Całe życie przedstawiano mi rozstępy jako coś złego, a nie ludzkiego, normalnego. Bardzo pomógł mi mój obecny partner, z którym jestem od 5 lat i czuję, że mu się podobam. Poza tym, w pewnym momencie poważnie zachorowałam na chorobę afektywną dwubiegunową i zdiagnozowano u mnie niedoczynność tarczycy. W bardzo krótkim czasie przytyłam od leków 15 kg, a moje ciało już nie zawsze mnie słucha. Przestałam je jednak katować, a w obliczu prawdziwych kłopotów rozstępy stały się głupotą. Mimo że mam je dosłownie wszędzie – od pachwin na nogach, przez biodra, uda, brzuch, na biuście, a nawet na rękach.
Trudno powiedzieć, czy moja droga do samoakceptacji definitywnie się zakończyła, bo to codzienna walka ze stereotypami piękna, które podsuwają nam media, ale uważam, że teraz jestem w znacznie lepszej relacji ze swoim ciałem niż kiedykolwiek wcześniej. A kiedy przychodzą dni, w których mniej się sobie podobam i zaczynam na siebie narzekać, przypominam sobie, co przeczytałam kiedyś na facebookowej grupie „Syreny lądowe”. Jedna dziewczyna napisała, że jej partner nie miał pojęcia o istnieniu rozstępów, dopóki nie zaczął się z nią spotykać. Gdy je zobaczył, nazwał je tygrysimi paskami. Tak mnie to urzekło, że w chwilach słabości, gdy trudniej mi uwierzyć, że jestem wystarczająco ładna, mówię sobie, że mam na ciele fajne tygrysie paski. I to wystarcza, bo zmienia perspektywę.
Polecamy
„Teraz radzę sobie o wiele lepiej”. Amanda Bynes po latach zmagań z problemami zdrowia psychicznego stara się wrócić do formy
Na czym polega medycyna estetyczna? Specyfika zawodu i zabiegi
Olej kokosowy w kosmetyce – czy warto po niego sięgnąć?
„Jest OK nie być OK ze swoim ciałem” – mówi Betty Q, performerka burleski
się ten artykuł?