Antykoncepcja u nastolatków. Co o tym mówi Milena Maria Sęp, lekarz rezydent ginekologii i położnictwa?
– Dla nastolatków normą stało się uprawianie seksu analnego zamiast pochwowego w ramach antykoncepcji. Brak dostępu do antykoncepcji upowszechnia nienormatywne zachowania seksualne u młodych osób – mówi Milena Maria Sęp, lekarz rezydent ginekologii i położnictwa.
Iwona Dudzik: Kobiety alarmują w sprawie antykoncepcyjnych wkładek domacicznych. NFZ refunduje tę metodę, ale lekarze i tak w ramach ubezpieczenia jej nie wykonują. Co robić?
Lek. Milena Maria Sęp: Ostro walczyć o swoje prawa. Poprosić lekarza o pisemną odmowę i poszukać innego, który procedurę wykona na NFZ. Nie ma obecnie rejonizacji, pacjentka może pójść w ramach ubezpieczenia do dowolnego gabinetu w Polsce i na pewno w końcu znajdzie takie miejsce.
Często ten sam lekarz prywatnie zakłada wkładkę, a na NFZ – odmawia. Skargi nie pomagają. Dlaczego?
Założenie spiralki to nie jest łatwa procedura. Zaczyna się od wizyty kwalifikacyjnej, zalecamy też wykonanie USG. To pierwszy problem, bo w gabinetach NFZ często nie ma USG. Ponadto spiralka musi być założona w ciągu trzech dni od rozpoczęcia miesiączki. W gabinecie prywatnym można dostosować termin wizyty do potrzeb pacjentki. W państwowym – ginekolog jest na przykład raz w tygodniu, kolejka długa, terminy za trzy miesiące. A jeszcze po założeniu wkładki warto sprawdzić jej położenie w badaniu USG i znowu pojawia się problem sprzętu i kolejki do badań.
Za to wszystko NFZ płaci 90 zł i oczekuje zmieszczenia się w czasie standardowej 15 minutowej wizyty. Bronię praw kobiet, ale lekarzy także. Wiele musi się zmienić, żeby mogli zakładać wkładki na NFZ.
Które pacjentki są najbardziej poszkodowane tę absurdalną sytuacją?
Te, które nie mogą przyjmować antykoncepcji hormonalnej np. po epizodzie zakrzepicy. Dla nich niehormonalna miedziana wkładka wewnątrzmaciczna jest praktycznie jedyną – poza prezerwatywą – skuteczną metodą antykoncepcji.
Na temat spiralek krąży wiele legend. Na przykład taka, że są one dla kobiet, które już mają dzieci.
To kompletna bzdura. Dostępne są różne wkładki – zarówno dla kobiet, które rodziły, jak i dla takich, które nie rodziły. Jeśli kobieta nie chce mieć dzieci w dłuższej perspektywie, to ta metoda rozwiązuje jej problem na pięć lat. Dlaczego mielibyśmy pozbawić ją takiej możliwości? Płodność wraca wraz z wyjęciem wykładki, o ile nie ma stanu zapalnego.
U pacjentki, która nie rodziła, zabieg założenia wkładki może być bardziej bolesny?
Tak, ponieważ wkładkę zakładamy przez kanał szyjki macicy, który u kobiet nierodzących jest bardzo wąski i wymaga rozszerzenia. Po porodzie – także drogą cesarskiego cięcia – szyjka staje się luźniejsza, dlatego zakładanie odbywa się sprawniej.
”Teoretycznie receptę na antykoncepcję awaryjną może wypisać każdy lekarz, ale w praktyce dziewczyny odbijają się od drzwi państwowych gabinetów”
Czy organizm może odrzucić spiralkę?
Wkładka jest w macicy ciałem obcym. Jeśli dojdzie do stanu zapalnego błony śluzowej macicy bądź przydatków, wtedy konieczne będzie jej usunięcie. Ryzyko takich powikłań wynosi około pięć procent. Istnieje też niebezpieczeństwo przemieszczenia się wkładki.
Kolejna fałszywa informacja o wkładkach to że mają działanie wczesnoporonne, przez co metoda jest dla katolików nieakceptowalna.
Nazywanie spiralek “wczesnoporonnymi” jest błędne z medycznego punktu widzenia. Tak samo razi mnie, gdy przedstawiciele rządu wczesnoporonnymi nazywają tabletki “dzień po”. Do poronienia dochodzi w momencie usunięcia ciąży. A do ciąży – z chwilą zagnieżdżenia się zapłodnionej komórki jajowej. Jeżeli wkładka czy tabletka nie dopuszcza do implantacji, to w jaki sposób może mieć działanie poronne?
Natomiast pytanie brzmi jakie poglądy ma dana pacjentka. Kiedy – w jej przekonaniu – zaczyna się życie? Jeżeli uważa ona, że życie zaczyna się od zapłodnienia komórki jajowej, czyli jeszcze przed zagnieżdżeniem się jej w jamie macicy, to ze względów ideologicznych nie jest to metoda dla niej.
Na jakiej zasadzie wkładka uniemożliwia implantację zapłodnionej komórki jajowej w macicy?
Wkładka miedziana, niehormonalna sprawia, że endometrium, czyli błona śluzowa macicy, nie rozwija się na tyle, aby zapłodniona komórka jajowa miała szansę się w niej zagnieździć. Osobiście uważam, że jeśli pacjentka nie jest do tej metody przekonana, nie należy jej namawiać.
Pamiętam pacjentkę, niespełna 30-letnią. Otwarta, wykształcona mama dwójki zdrowych dzieci. Szukała metody niehormonalnej na kilka lat. Wkładka jak znalazł. Gdy usłyszała, że przy wkładce miedzianej dochodzi do zapłodnienia, zrezygnowała ze względów ideologicznych. Uszanowałam jej decyzję i dobrałyśmy inną metodę. Miałam jeszcze jedną taką pacjentkę. Ostatecznie zrezygnowała z wkładki uznając, że dla niej to nieakceptowalne.
Są jeszcze wkładki hormonalne, które dodatkowo hamują owulację, podobnie jak jednoskładnikowe tabletki antykoncepcyjne. Stosując te wkładki nie mamy szans wyprodukować komórki jajowej?
Praktycznie nie. Ponieważ jednak terapia hormonalna nie jest skuteczna w 100 proc., ale w 99,8 proc., to teoretycznie w jednym przypadku na tysiące może się to zdarzyć. Jednak zapłodniona komórka jajowa i tak nie miałaby warunków do zagnieżdżenia ze względu na obecność spiralki – odpowiednio jej drugie działanie, czyli blokowanie wzrostu endometrium.
”Zdarzyło mi się już dyskutować z 14-latką o tym, czy seks analny jest wystarczającym zabezpieczeniem przed ciążą. Dla nastolatków normą stało się uprawianie seksu analnego zamiast pochwowego w ramach antykoncepcji”
Trzy lata temu wprowadzono w Polsce recepty na antykoncepcję awaryjną. Jak zmieniła się sytuacja kobiet?
Teoretycznie receptę może wypisać każdy lekarz, ale w praktyce dziewczyny odbijają się od drzwi państwowych gabinetów. Wiele z nich na moich dyżurach w szpitalnej izbie przyjęć zgłasza się i prosi o antykoncepcję awaryjną. Niedawno przyjmowałam dziewczynę, która od dwóch dni wędrowała między gabinetami. W POZ usłyszała, że powinna udać się do ginekologa. Tam jednak obowiązywała kolejka i termin oczekiwania trzy tygodnie. Przesiedziała więc na korytarzu cztery godziny czekając, bo może jakaś pacjentka się nie zgłosi. Zmienił się lekarz, ona dalej czekała.
Mimo to ginekolog odmówił recepty. Udała się więc do nocnej pomocy lekarskiej, gdzie usłyszała, że tym nocna pomoc się nie zajmuje. Jeśli jej się zdarzyło, to musi teraz cierpieć i iść prywatnie. Dziewczyna nie miała takiej możliwości, więc kolejnego dnia ponownie wyruszyła do POZ, następnie znowu czekała u ginekologa, który tym razem zasłonił się klauzulą sumienia. Nie wskazał innego specjalisty, u którego mogłaby otrzymać receptę. Zgłaszając się do mnie na szpitalny dyżur dziewczyna oznajmiła, że następnego dnia mija 72 godzina od zdarzenia, a ona była u sześciu lekarzy i wciąż nie ma recepty. Przeprowadziłam badanie i wypisałam receptę.
Teoretycznie mogła pani odmówić. Dyżury w szpitalu są od ratowania życia w nagłych przypadkach.
Zgadzam się i pewnie niejeden lekarz by odmówił. Ale ta dziewczyna wyczerpała już wszystkie możliwości. Gdybym i ja ją odesłała nie dostałaby się do ginekologa. Było dla mnie jasne, że w tym całym systemie ideologia zaczęła przesłaniać dobro pacjenta. Dostęp do antykoncepcji awaryjnej okazał się fikcją.
To kpina z praw kobiet. Takich pozornie przysługujących praw jest więcej?
Mnie trudno pogodzić się z tym, że teoretycznie po przepisaniu przez ginekologa antykoncepcji kobieta nie musi za każdym razem wracać do niego po receptę na kolejne opakowanie. Przez rok może wystawiać je lekarz rodzinny. Ale lekarze rodzinni wzbraniają się, ponieważ takich pacjentek mieliby wtedy mnóstwo.
Jeszcze trudniej mają najmłodsze pacjentki, czyli takie przed ukończeniem 18 roku życia. Nie mogą nawet same zgłosić się do lekarza po antykoncepcję, muszą przyjść z mamą.
Uważam, że to szkodliwy przepis, który trzeba zmienić. Skoro 16-letnia dziewczyna może już decydować o sobie, to powinna mieć zapewniony dostęp do świadczeń. Za pisemną zgodą matki lub opiekuna powinna samodzielnie pójść do lekarza.
Dziewczyny wolą zrezygnować niż przyjść z matką?
Zdarzyło mi się konsultować w szpitalu dziewczynę 17-letnią. Ukrywała ciążę aż do momentu, gdy w 20 tygodniu ciąży pojawiły się bóle brzucha i krwawienie. Przestraszyła się i poprosiła mamę o zawiezienie do szpitala. Wykonaliśmy USG. Matka była w szoku, bo o ciąży nie miała pojęcia.
Gdyby ta dziewczyna mogła przyjść do lekarza bez matki, zrobiłaby to znacznie wcześniej, ale się bała.
Raz nawet przyjęłam dziewczynę, która jeszcze nie miała ukończonych 18 lat, mimo braku obecności rodzica. Powiedziała, że jest we wczesnej w ciąży. Teoretycznie powinnam wezwać policję i w jej obecności wykonać badanie lub uzyskać zgodę sądu rodzinnego. Ale uznałam, że ból brzucha w sytuacji podejrzenia ciąży to stan nagły, zagrożenie zdrowia i życia, więc nie można czekać. Okazało się, że to przypadek pękniętej ciąży pozamacicznej. Rodzice dziewczyny przybyli już po udzieleniu jej pomocy.
”Nastolatki nie przyznają rodzicom, że już współżyją. Starają się dotrwać do osiemnastki bez badania opierając się w sprawach zdrowia i antykoncepcji na wiedzy z Internetu”
Oba przykłady pokazują, że wymóg obecności rodzica jest poważną barierą. Dziewczyny się nie badają, tylko czekają, kiedy będą miały 18 lat.
Czy z rozpoczęciem współżycia dziewczyny także czekają do 18 urodzin?
Na pewno nie. W Polsce średni wiek rozpoczęcia współżycia to 16,9 lat. Nastolatki nie przyznają rodzicom, że już współżyją. Starają się dotrwać do osiemnastki bez badania opierając się w sprawach zdrowia i antykoncepcji na wiedzy z Internetu. Dzwonią na dyżury telefoniczne Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, gdy już dostaną zakażenia i pytają co mają robić, bo co powie mama.
Co im pani radzi?
Żeby koniecznie zgłosiły się do lekarza. Jeśli to problem, nie muszą mówić mamie, że rozpoczęły już współżycie. Infekcję mogły złapać na basenie. Najważniejsze, by przyszły.
Czy dziewczyna przychodząc z mamą do ginekologa ma zapewnioną prywatność?
Jeśli dziewczyna jest w wieku 16-18 lat, zawsze pytam, czy życzy sobie obecności mamy. Mamę proszę aby podpisała zgodę na badanie i poczekała na korytarzu. Tłumaczę jej, że muszę mieć zgodę obydwóch osób – matki i córki, bez tego nie wykonam żadnej procedury. Że w tym wieku pacjentka ma prawo do rozmowy z lekarzem na osobności. Ale takich młodych pacjentek jest naprawdę bardzo mało. Większość dziewczyn jeśli ma przyjść z mamą do lekarza, to woli nie pójść wcale.
Co jeszcze wynika z pani rozmów z dziewczętami podczas dyżurów?
Zdarzyło mi się już dyskutować z 14-latką o tym, czy seks analny jest wystarczającym zabezpieczeniem przed ciążą. Dla nastolatków normą stało się uprawianie seksu analnego zamiast pochwowego w ramach antykoncepcji. Z tego samego względu bardzo popularny jest też seks oralny.
Oczywiście, od uprawiania seksu analnego czy oralnego nie można zajść w ciążę, ale zaczynanie od niego, nie wydaje mi się odpowiednim wzorcem. Jako 30-letnia lekarka jestem zaniepokojona tym, że brak dostępu do antykoncepcji upowszechnia nienormatywne zachowania seksualne u młodych osób. To, co powinno być kolejnym etapem bliskości, traktowane jest jako seks bez ryzyka zajścia w ciążę.
Wielu ginekologów nadal uważa, że powinno zajmować się wspieraniem rozrodczości, a nie ułatwianiem seksu dla przyjemności. Może dlatego, że większość ginekologów to mężczyźni?
Tak było kiedyś. Obecnie na specjalizacji z ginekologii dominują kobiety. Cieszy mnie to, bo kobiety lekarki mogą okazać się dla pacjentek korzystniejszą opcją. Choć nie zawsze musi się to sprawdzić.
Jak młode ginekolożki mogą wpłynąć na sytuację kobiet?
Wiele lekarek, podobnie jak ja, bardzo wspiera kobiety, walczy, żeby miały dostęp do ginekologa i nowoczesnych metod antykoncepcyjnych. Ale w publicznych placówkach czujemy się, jakbyśmy znowu były w latach 50, mamy związane ręce. Decyduje tam polityka państwa, która nastawiona jest zdecydowanie na promocję rozrodczości.
Nowoczesne podejście dostępne jest już prawie wyłącznie w prywatnych gabinetach. To bardzo krzywdzące dla kobiet, ponieważ dostęp do antykoncepcji mają obecnie tylko te, które na to stać.
———————————
Telefon Zaufania Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny udziela porad prawnych, ginekologicznych i psychologicznych oraz informacji z zakresu edukacji seksualnej od poniedziałku do piątku w godzinach 16 – 20 pod numerem +48 22 635 93 92. Cena założenia wkładki: od 300 do 1800 zł (w zależności od renomy gabinetu, rodzaju wkładki i pakietu badań).
Zobacz także
„Dążymy do tego, żeby świat był odrobinę lepszy dla kobiet”. Ania Troszkiewicz i Paulina Kitlas o WIMIN
Paulina Kitlas: Świat potrzebuje zmiany. I my, kobiety, dobrze to czujemy
„Zapomniałam wziąć tabletkę, a wczoraj uprawiałam seks. Strasznie się stresuję”. Co zrobić, gdy zapomnisz wziąć pigułkę antykoncepcyjną?
Polecamy
Zabawy erotyczne we dwoje, czyli sposoby na to, jak urozmaicić seks
Masturbacja analna, czyli dlaczego zakazany owoc smakuje najlepiej?
Co to są kulki analne? Jak używać ich w sposób bezpieczny?
Jak używać wibratora, czyli najpopularniejszego gadżetu erotycznego?
się ten artykuł?