Przejdź do treści

„Serce warto zarezerwować do odczuwania. Główna centrala zawiadowcza dotycząca jakości życia znajduje się w głowie” – mówi psycholog Ewa Woydyłło

Ewa Wojdyllo - Osiatynska
„Serce warto zarezerwować do odczuwania. Główna centrala zawiadowcza dotycząca jakości życia znajduje się w głowie” – mówi psycholog Ewa Woydyłło/fot. Maciej Zienkiewicz / Forum
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Szczęście jest, kiedy cieszysz się tym, co masz, a nie martwisz tym, czego nie masz. W kontekście poczucia wartości można to sparafrazować tak: ciesz się tym, jaka jesteś, a jeśli coś ci się nie podoba, zmień to – namawia psycholog Ewa Woydyłło, autorka książki „Droga do siebie. O poczuciu wartości”, i podpowiada, jak się do tego zabrać.

 

Agnieszka Łopatowska: Mamy poukładane życie, jesteśmy dobrymi pracownicami, matkami, partnerkami, nie ma się do czego doczepić. A nagle w głowie pojawia nam się głos: „jesteś głupia, jesteś gruba, jesteś beznadziejna, nic ci nie wychodzi”. Skąd on się bierze?

Ewa Woydyłło: Patrzysz w lustro i widzisz, że jesteś gruba. Pytasz męża, czy mu się podobasz. On mówi: „jesteś fantastyczna!”. Pytasz koleżankę: „trochę przytyłam, co?”, a ona odpowiada: „świetnie wyglądasz”. I przestaje być tak strasznie. Tamta pierwsza myśl wcale nie oznacza zachwiania poczucia wartości. Samoocena jest procesem. Człowiek, zwłaszcza dojrzały, cały czas siebie monitoruje. Zauważasz w tym procesie swoje defekty, wady albo ktoś zwraca ci na nie uwagę. To jest w porządku. Niskie poczucie wartości jest wtedy, kiedy myślisz, że to, kim jesteś i co masz, to za mało. Powinnaś być kimś lepszym i mieć nie mieszkanie, a dom z basenem, bo Asia ma dom z basenem.

Ten nawyk porównywania się prawdopodobnie przyswoiłaś sobie, ponieważ nasłuchałaś się tego kiedyś i uwierzyłaś, że cokolwiek robisz, robisz źle. Jakakolwiek jesteś, jesteś nie taka, jak masz być. Że każdy – twoja koleżanka, młodsza siostra, starszy brat – jest lepszy od ciebie. Słyszysz to nie kiedy masz trzydzieści lat, ale trzy i chcesz jeść łyżeczką, a mama mówi: „przestań, bo ty nie umiesz, daj, ja cię pokarmię”. Nawet jeśli czas płynie, zastaje ci w pamięci niepokój czy przypadkiem kogoś znowu nie zawiedziesz. Być może już tego kogoś nie ma już na świecie, a mimo to chodzi za tobą taka zmora wyścigu. Czasami ta rywalizacja jest z jakimiś fantomami, a czasami bardzo wprost. To bardzo częsty nawyk rodzicielski, ponieważ nie zastanawiając się nad działaniem takich uwag, dorośli nieostrożnie popychają dzieci w stronę nadmiernego krytycyzmu wobec siebie. Albo całkowicie zapominają, że naprawdę trzeba nauczyć dziecko doceniać siebie. Jeśli tak się nie stanie, nawet jeśli ono dostanie nagrodę Nobla, będzie zawiedzione, bo pomyśli, że i tak nigdy nie dostanie drugiej.

Zawsze nasz wewnętrzny krytyk będzie działał na poziomie superego – wewnętrznego rodzica?

Najczęściej. Rodzica symbolicznie, bo to są dorośli i autorytety. Jednym z autorytetów w naszej kulturze jest kościół katolicki. W każdym nabożeństwie jest moment, w którym wszyscy biją się w piersi i mówią: „panie, nie jestem godzien”. Dlaczego mam nie być? Przecież podobno jestem stworzony na obraz i podobieństwo Boga. To zdanie powtarzane jest przez katolików prawdopodobnie kilkanaście tysięcy razy w życiu. Żaden psycholog nie będzie umieć wymazać go ze świadomości pacjenta jak gumką.

Przychodzi do mojego gabinetu piękna kobieta w dowolnym wieku i mówi: „jestem do niczego, nie mam poczucia wartości”. Rozmawiamy. Skończyła studia, ma rodzinę, cudownie wychowane dzieci, zapewnione warunki bytowe i mówi, że jest w depresji, bo jest do niczego. Nie jest godna się cieszyć, bo w kościele się nikt nie cieszy, wszyscy są nieszczęśliwi. Pisałam o tym temacie w różnych swoich publikacjach, ale pandemia utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto poświęcić mu całą książkę. Usłyszałam zdanie „nie mam poczucia wartości” w tym czasie setki razy.

Kilka lat temu wiele organizacji prosiło mnie o wykłady o szczęściu. Dzięki temu tak wyrobiłam się w rozmowie na temat szczęścia, że zamiast całego wykładu mogę powiedzieć jedno zdanie: szczęście jest, kiedy cieszysz się tym, co masz, a nie martwisz tym, czego nie masz. W kontekście poczucia wartości można to sparafrazować tak: ciesz się tym, jaka jesteś, a jeśli coś ci się nie podoba, zmień to. Tylko w ten sposób można, nie utraciwszy poczucia wartości, naprawiać wszystkie swoje gafy, błędy, nawet przestępstwa.

Ewa Woydyłło-Osiatynska

Tylko trzeba umieć sobie wybaczyć.

Jak to w sobie naprawisz, to sobie wybaczysz. Życie może być pozytywne i negatywne. W naszej kulturze wpaja nam się, że życie jest ciężkie, każdy musi – to też fraza zapożyczona z kościoła – dźwigać swój krzyż. Podłóż pod niego lewarek, zbuduj dźwig albo poproś kogoś, aby ci pomógł. Po to jest wspólnota. Są narody, które nauczyły się sobie wzajemnie pomagać.

Nie chcę narzekać, ale czy wszyscy Polacy są gotowi na niesienie i przyjmowanie pomocy?

Polacy są zdolni do wszystkiego jak każdy człowiek. Jeśli ktoś potrzebuje pomocy, a ma bliskich, przyjaciół, czy chociaż dobrych sąsiadów, zawsze ją dostanie. Znam osiedle, którego mieszkańcy nie porobili płotów wokół każdego z domów, tylko jeden dookoła całego sąsiedztwa. Psy biegają po wszystkich ogródkach, a wszystkie dzieci bawią się ze sobą. Mieszkają tam ludzie światli, otwarci, nie mają uprzedzeń. Nie sprawdzają, kto, jakiej jest orientacji seksualnej, a kto wierzy w buddę. Da się to zrobić w Polsce też.

Sama żyję w rodzinie patchworkowej. Kiedy spotykam swojego byłego męża z jego żoną, Basia woła: „Grzesiu, idzie nasza była żona!”. Dzieci przyjaźnią się niezależnie od stopnia pokrewieństwa czy jego braku. Jeśli ktoś jest uprzedzony lub żyje w lęku, takiej więzi nie wytworzy. Psychika, która jest otwarta i wolna, jest źródłem twórczości, wzajemności, przyjaźni. A w psychice osaczonej, zalęknionej i zagrożonej zaczynają się plenić złe myśli i uczucia.

Jakie zadać sobie pytania, żeby znaleźć źródło wewnętrznego krytyka i ocenić jego intencje?

Są dwie drogi. Jedna dla osób, które lubią dzielić włos na czworo i wiedzieć dokładnie, dlaczego myślą tak, a nie inaczej, na przykład czemu nie chcą pójść na egzamin, nastawiając się z góry, że go nie zdadzą. W takim przypadku przypomnij sobie, czy ktoś kiedykolwiek mówił ci te słowa, którymi teraz sama do siebie się odnosisz. Jeżeli nie pamiętasz, zastanów się, co mówiła mama, co tata. Jak reagowali, kiedy dostałaś gorszy stopień albo kiedy rodzice wracali z wywiadówki? Jak komentowano uwagi w dzienniczku lub gorsze stopnie? Jeśli powtarzano ci negatywne komunikaty, zapewne się ich wyuczyłaś i dotąd cię one prześladują. Ludzie, którzy odnoszą się do ciebie negatywnie, przekazują ci niezdrowy komunikat, niemądry, krzywdzący. Nie chodzi o każdą krytykę, zwłaszcza konstruktywną i życzliwą.

Jeżeli przeżyłaś piękną miłość, nawet jeśli minęła, dzięki niej nauczyłaś się kochać. Szukaj w innych ludziach tego, co dobre. Skupiaj się na tym, za co możesz być wdzięczna, co cię cieszy, a nie czego ci brak.

Jaka jest ta druga droga?

Przyjąć, że każdy z nas jest inny. Prowadziłam kiedyś „Warsztaty dla mamy i taty”, w których tłumaczyłam, dlaczego porównania dzieci do innych nie mają sensu. To działa tak: Agnieszka jest bananem, a Ewa pomarańczą – jak porównać, która jest lepsza? Jeden owoc ma taki smak, drugi inny. Różnią się kolorem, wyglądem i konsystencją. W jednym jest dużo soku, a drugi jest mięciutki i delikatny.

Tak samo jest z ludźmi. Porównywanie to zadanie jury konkursowego lub komisji egzaminacyjnej. Rodzic nie zasiada ani tu, ani tu. Jest opiekunem, nauczycielem i wychowawcą i te role powinien wypełniać. Dorastające dziecko zwykle przechodzi fazę zanegowania rodziców. Kiedy ma dosyć słuchania ich ostrych uwag, szuka innych autorytetów i jeżeli natrafi na miłą ciocię, czułego dziadka albo ulubionego nauczyciela, to uzyska pomoc i nie przywyknie do ciągłego niezadowolenia z siebie. Czasami jednak zinternalizuje rodzica (przyswoi sobie narzucane mu osądy jako własne – red.) i nawet gdy będzie dorosły, będzie ustawicznie podnosić sobie poprzeczkę, nie osiągając nigdy zadowolenia ze swoich dokonań, a więc z siebie. A tylko kiedy człowiek siebie docenia i potrafi zrobić coś dobrego, może osiągnąć poczucie szczęścia.

Co zrobić, żeby wewnętrzny krytyk nie przerodził się w autodestruktora?

Człowiek, oprócz wpływów zewnętrznych, ma też własny „termostat” – system wartości. Niektórzy przychodzą na świat z silnym charakterem, od małego są pewni siebie i mają swoje zdanie na każdy temat – takim dzieciom łatwo się nie zaszkodzi. Są zwykle odporne na krytykę i nie ulegają wpływom. Nawet w tej samej rodzinie rodzeństwo może być bardzo niepodobne. Jedno wpada w smutek z byle powodu, drugie wrzeszczy i histeryzuje, a trzecie spokojnie robi swoje, próbuje do skutku, nawet gdy ktoś go zniechęca.

Do języka psychologii wszedł nowy termin — rezyliencja, określający stopień odporności psychicznej na krytykę, niepowodzenia, własne pomyłki. Dobrze to widać w sporcie. Oglądam Australian Open. Jeden tenisista zepsuje pierwszą piłkę, a potem cztery następne – bo nie może sobie wciąż darować tej pierwszej. Drugi nauczy się myśleć o następnej piłce, a nie poprzedniej. To trafna ilustracja tego, jak bardzo się różnimy.

W każdym razie nie każdy pada ofiarą własnej słabości i nadwrażliwości. Ową odporność — rezyliencję — można w dziecku wyrabiać. W razie porażki można dziecko pocieszyć, mówiąc: „Faktycznie, zawaliłeś robotę, zastanówmy się, jak można było lepiej to zrobić”; natomiast nie powinno się udawać, że nic się nie stało i skwitować porażkę cukierkiem. Rezyliencję wyrabia stawianie czoła przeciwnościom, a nie rezygnacja z wyzwań. A do tego potrzeba cierpliwości i czasu. To dwie rzeczy, których często dorosłym brakuje. Nie dlatego, że źle życzą swoim dzieciom, tylko sami nie wiedzą, jak dziecku pomóc i myślą, że wystarczy nakrzyczeć albo odwrócić uwagę od niepowodzenia.

Kiedy spotykam swojego byłego męża z jego żoną, Basia woła: „Grzesiu, idzie nasza była żona!”. Dzieci przyjaźnią się niezależnie od stopnia pokrewieństwa czy jego braku. Jeśli ktoś jest uprzedzony lub żyje w lęku, takiej więzi nie wytworzy. (...) Psychika, która jest otwarta i wolna, jest źródłem twórczości, wzajemności, przyjaźni. A w psychice osaczonej, zalęknionej i zagrożonej zaczynają się plenić złe myśli i uczucia

Czego jeszcze nam brakuje w procesie stawiania czoła przeciwnościom?

Autorefleksji, monitorowania siebie. Żeby zobaczyć, czy to, co robisz, przynosi ci pożytek, czy szkodę. Jeśli to drugie, trzeba się zastanowić, jak to naprawić. Jeśli nie wiesz, znajdź kogoś, kto ci podpowie albo sięgnij po książkę, która o tym traktuje, na przykład moją. Mądrość jest w ludziach – uświadom sobie, czego potrzebujesz. Może patrzysz na siebie za mało krytycznie i to też może być objawem braku poczucia wartości, ucieczką od jakiejś nieprzyjemnej prawdy. Jeśli nic nie dasz sobie powiedzieć, wszystko odrzucasz i uważasz, że każdy, kto ci zwraca uwagę, jest głupi albo wrogi, to prawdopodobnie masz problem z własnym poczuciem wartości i boisz się do tego przyznać. Potrzebna jest spokojna refleksja na temat tego, co myślisz, jak postępujesz i czy ktoś nie nadużywa władzy nad tobą.

Pięknie w pani książce powiedziała Urszula Dudziak: „Jeden mężczyzna nauczył mnie być artystką. Drugi — być kobietą. Sama nauczyłam się być szczęśliwa. Wolę być szczęśliwa niż mieć rację”. Często, choć pewnie nieświadomie, uzależniamy swoje szczęście od innych osób.

Ula Dudziak ma licencję na świetne sentencje. Pięknie pomaga ludziom, promieniując życiową energią połączoną z radością i mądrością. To, że jeden mężczyzna nauczył ją tego, a inny czegoś innego, nie świadczy, że uzależniła się od tych panów, tylko pokazuje, że od innych trzeba brać to, co najlepsze. Jeżeli przeżyłaś piękną miłość, nawet jeśli minęła, dzięki niej nauczyłaś się kochać. Szukaj w innych ludziach tego, co dobre. Skupiaj się na tym, za co możesz być wdzięczna, co cię cieszy, a nie czego ci brak.

Nie jestem pewna, czy z tą dobrocią nie można przeholować. Moje babcie miały taki zwyczaj, że kiedy puszczały mi bajki na gramofonie, zawsze wyłączały je tuż przed zakończeniem i dopowiadały swoje. Dzięki temu przez długie lata byłam przekonana między innymi, że Tadek Niejadek nie umarł, a odleciał w niebo na balonach. Kiedy wydaje nam się, że wszyscy są dobrzy i kochani, czeka nas wielkie rozczarowanie?

To dobrze, gdy malutkie dziecko jest chronione przed informacją, że Tadek Niejadek umarł z głodu. Niektóre bajki są straszne. Budują obraz niby baśniowy, a nawiązują do zjawisk, które mogą przerastać wyobraźnię dziecka. Nie da się go w nieskończoność trzymać z dala od życia. A że życie łączy w sobie przykrości i radości, trzeba dziecku pomagać w poznawaniu uniwersalnych problemów. Warto jednak odczekać, aż dziecko będzie gotowe na trudne tematy i osiągnie odpowiednią sprawność intelektualną i psychiczną, aby rozmawiać np. o śmierci, chorobach i innych stratach i cierpieniach. Dziecko, które już widziało gołębia ze złamanym skrzydłem i drzewo powalone w czasie burzy, i było świadkiem, jak mamę boli głowa, a tata ma nogę w gipsie — jest już z pewnością gotowe rozmawiać o cierpieniu, bólu, ułomności.

Trzymanie dziecka pod kloszem w otoczeniu krasnoludków i aniołków nie ma sensu. Zresztą już małe dziecko przeżywa swoje małe tragedie, kiedy nie chce założyć czapki albo zjeść czegoś, czego nie lubi. Zanim skończy siedem, osiem lat, obojętnie w jakich żyje warunkach, przydarzy mu się coś smutnego. Mądry dorosły uświadomi dziecku zagrożenia, których należy unikać. Jest to gorzka, szara i smutna część życia, ale równolegle istnieją radości i przyjemności. Jest w każdym z nas miejsce na smutek, żal, tęsknotę, ból, strach, cierpienie i złość, ale również na radość, zadowolenie, przyjaźń, czułość, satysfakcję, dumę i humor.

Niskie poczucie wartości jest wtedy, kiedy myślisz, że to, kim jesteś i co masz, to za mało. Powinnaś być kimś lepszym i mieć nie mieszkanie, a dom z basenem, bo Asia ma dom z basenem. Ten nawyk porównywania się prawdopodobnie przyswoiłaś sobie, ponieważ nasłuchałaś się tego kiedyś i uwierzyłaś, że cokolwiek robisz, robisz źle. (...) Słyszysz to nie kiedy masz trzydzieści lat, ale trzy i chcesz jeść łyżeczką, a mama mówi: „przestań, bo ty nie umiesz, daj, ja cię pokarmię”. Nawet jeśli czas płynie, zastaje ci w pamięci niepokój czy przypadkiem kogoś znowu nie zawiedziesz

Mówi pani też, że mamy w sobie strukturę, którą możemy nazwać rozkapryszoną smarkulą.

Ona nas bardzo często odwodzi od słusznych i pożytecznych zamierzeń. Postanawiasz, że będziesz się uczyć angielskiego, zapisujesz się na lekcje. Poszłaś na kilka pierwszych zajęć, ale na kolejne nie idziesz, na przykład z powodu brzydkiej pogody. Usprawiedliwiasz siebie, wyszukując uzasadnienia i jeżeli się przekonasz, to na kolejne zajęcia też możesz nie pójść, znowu wynajdując jakieś powody. Sytuacja się powtarza, aż mijają tygodnie, a ty już praktycznie wypadłaś z kursu. Koniec sprawy, nie uczysz się angielskiego. To ta smarkula w tobie podszeptuje ci niedobre pomysły, a ty, zamiast uciszyć te podszepty i pójść drogą przez siebie wybraną, korzystasz z okazji, by pójść na łatwiznę i porzucić pożyteczny zamiar.

Na tej drodze lepiej kierować się rozumem czy sercem?

W ważnych sprawach lepiej się kierować rozumem, a serce zarezerwować do odczuwania wzruszeń, szczęścia, piękna, miłości, radości i czułości, a czasem też smutku. Metafora serca jako miejsca naszych najgłębszych uczuć jest tylko umowną symboliką czegoś dobrego w człowieku. Główna centrala zawiadowcza dotycząca jakości życia znajduje się w głowie. Jest tam również mechanizm, który uruchamia serce. Czyli swoim umysłem mogę postanowić robić dobre uczynki, być bardziej uważną w przyjaźni albo stać się bardziej kochającą córką. Mogę kazać swemu sercu, żeby pomogło mi pomnażać takie dobro, czułość i piękno, na jakich mi w danej sytuacji zależy. Dobrze, jednak gdy rozum mi to zatwierdzi i dzięki temu nie roztrwonię swoich pięknych uczuć płynących prosto z serca na czyjąś lub własną szkodę…

„Droga do siebie. O poczuciu wartości”, Ewa Woydyłło / fot. Wyd. Literackie

Ewa Woydyłło – doktor psychologii i terapeutka uzależnień. Prowadzi gabinet psychologiczny i zajęcia ze studentami. Od 1987 związana z Ośrodkiem Terapii Uzależnień Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Pracuje w Fundacji im. Stefana Batorego, gdzie koordynuje Regionalny Program Przeciwdziałania Uzależnieniom. Autorka książek pełnych wiary w nieskończone możliwości, jakie możemy w sobie odkryć, aby świadomie i z powodzeniem kierować swoim życiem. Najnowsza, „Droga do siebie. O poczuciu wartości”, ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego 26 stycznia 2022 roku.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?