Przejdź do treści

SESJA TERAPEUTYCZNA: Jesteś swoim ciałem

Marzena Barszcz, psychoterapeutka
Marzena Barszcz, psychoterapeutka/ zdj. archiwum prywatne/ grafika: Joanna Zduniak
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Poprzez ciało przejawia się nasze istnienie. Jest zwierciadłem ludzkich doświadczeń, dzięki temu stanowi doskonałe źródło informacji. Relacja z nim może stać się drogą do tego, by człowiek odzyskał łączność ze swoją najgłębszą naturą, wrócił do domu i poczuł się w nim bezpiecznie – mówi Marzena Barszcz, psychoterapeutka, która „oprowadza” nas  po terapii w duchu bioenergetycznym.


Terapię można porównać do bombonierki. Niby wszystkie czekoladki wyglądają w niej tak samo, ale jednak każda smakuje inaczej. Żeby wybrać tę odpowiednią, można albo spróbować wszystkich, albo przeczytać skład na opakowaniu. Nie namawiamy do obżarstwa, ale do świadomych wyborów, dlatego w kolejnych odsłonach cyklu „Sesja terapeutyczna” prezentujemy najpopularniejsze metody terapii. Uchylamy drzwi gabinetów, żeby podejrzeć terapeutów przy pracy i zadać im trudne pytania. W końcu my też mamy do nich prawo.


Olga Święcicka: Przychodzi pacjent do terapeuty i…

Marzena Barszcz:  Siadamy, sprawdzam, czy możliwe jest nawiązanie kontaktu wzrokowego i pytam, w czym mogę pomóc. Słucham, dopytuję, czy dobrze zrozumiałam, czasem dodaję swoją perspektywę, w każdym bdź razie jestem bardzo uważna, jak człowiek wchodzi w tę nową dla niego sytuację, jak odnosi się do siebie i jak mnie przeżywa.

Początek brzmi dość standardowo. A co dalej? Co odróżnia analizę od innych metod terapii?

Myślę, że koncentracja nie tylko na psychice, ale też na ciele pacjenta. Oczywiście terapeuci pracujący w innych nurtach mogą brać ten aspekt pod uwagę, ale dla nas to jest kwestia kluczowa. Alexander Lowen, twórca analizy bioenergetycznej, mówił: „jesteś swoim ciałem”. W tym zdaniu zawiera się istota jego metody. Poprzez ciało przejawia się nasze istnienie. W nim zawarte są procesy fizyczne (zależne i niezależne od naszej woli) oraz mentalne (świadome i nieświadome). Jest zwierciadłem ludzkich doświadczeń, dzięki temu stanowi doskonałe źródło informacji. Relacja z nim może stać się drogą do tego, by człowiek odzyskał łączność ze swoją najgłębszą naturą, wrócił do domu i poczuł się w nim bezpiecznie. Dla nas, terapeutów, to bardzo pomocny filar w diagnozie i leczeniu.

Analiza ciała. Czyli może się zdarzyć, że podczas tej pierwszej wizyty terapeuta poprosi mnie, żebym przespacerowała się po gabinecie czy zrobiła przysiad?

To zależy od terapeuty, z którym się pracuje. Lowen w swojej praktyce prosił do diagnozy o odkrycie jak największego obszaru ciała, który nie przysparzał dyskomfortu. I żeby było jasne: nie chodzi o to, że ja sobie zobaczę, jak ktoś się rusza i na tej podstawie postawię jakąś tezę. Nasza terapia jest zawsze osadzona w relacji, czyli w rozmowie, zrozumieniu i analizie. W jakimś sensie zwracając uwagę na to, co dzieje się w ciele, inspirujemy pacjenta, by on sam zaczął być na siebie uważnym. Z czasem razem wsłuchujemy się w sygnały z ciała, łączymy je z historią, nadajemy znaczenie, szukamy skojarzeń, które wywołują. Często dzisiejszy objaw łączy się z przeszłym zdarzeniem.

Jeśli naszym celem jest tylko odblokowanie powstałych napięć, bez odkrywania powodów ich powstania, to polecam masaż. Wierzymy, że aktywne napięcie reprezentuje konflikt wewnętrzny. Rozwiązanie napięcia nie rozwiąże konfliktu, ale może dać ulgę

Skoro ciało jest tu tak ważne, to rozumiem, że zdarza się, że pacjent przychodzi z problemem nie tyle z ducha, ile z ciała?

Na początku faktycznie było tak, że szczególnie pacjenci cierpiący na choroby psychosomatyczne zwracali się do nas po pomoc, słusznie przeczuwając, że w takim sposobie myślenia i pracy mają szansą na poprawę. Zdarza się, że latami są oni odsyłani od specjalisty do specjalisty i nie ma dla nich pomocy. Czasem takiemu zgłoszeniu towarzyszy mylne poczucie, że skoro znamy się na języku ciała, to w magiczny sposób uda nam się je uzdrowić. Tu niestety nie ma żadnej magii. Nie da się uleczyć ciała bez dostępu do psychiki. Konflikt wewnętrzny odzwierciedla się w naszej fizyczności: od postawy, jaką przyjmujemy, poprzez typy zawieszenia emocji, aż do rozwinięcia objawów fizycznych. Wykonujemy tę samą pracę, jak w każdej innej psychoterapii, czyli wracamy do przeszłości, by zrozumieć, jakim powtórzeniom ulegamy. Następnie interpretujemy, dbamy o powstanie korektywnych doświadczeń w ramach tworzonej w gabinecie relacji terapeutycznej, tyle że to wszystko odnosimy do bieżącego kontaktu z własnym ciałem.

Diagnoza pada od razu po pierwszym spotkaniu?

Diagnoza nie pada, bo to byłoby zamykająca dla pacjenta. Co najwyżej stawiamy jakąś hipotezę, żeby po kilku miesiącach leczenia przyjrzeć się, czy ona się sprawdziła. Wychodzę jednak z założenia, że pacjent nie przychodzi do mnie po diagnozę. W gabinecie zajmujemy się tym, z czym człowiek się zgłasza, rozmawiamy, sprawdzamy, czy się dobrze rozumiemy co do ustalonego celu pracy, przeformułowujemy go wspólnie na możliwy do zrealizowania. Działamy cały czas w oparciu o „tu i teraz”, bez potrzeby zamykania tego w zestawy etykiet diagnostycznych.

Spotkanie ma jakiś ustalony rytm?

Sesja trwa 50 minut i jej rytm mocno zależy od tego, w jakim momencie procesu jest pacjent. Po roku spotkań pewnie w trakcie pierwszego kwadransa można włączyć ciało do procesu. Jeśli jednak mielibyśmy przyjrzeć się takim pierwszym sesjom zaraz po konsultacjach, to zwykle pierwsze 20 minut poświęcamy na rozmowę o tym, z czym przyszedł dziś pacjent, na ile to łączy się z wykonaną wcześniej pracą, czy pojawiły się jakieś nowe wątki. I na podstawie tego pracujemy dalej, używając dostępnych i celowanych interwencji. Czasem stajemy razem przed lustrem, pracując z doświadczeniem widzenia siebie, innym razem może być to ucieleśnianie granic poprzez regulowanie odległości, bywa, ze uderzamy rakietą w materac albo pracujemy na stołku lowenowskim.

Zwykle na tym etapie praca z ciałem jest integralną częścią przepracowani konfliktów wewnętrznych. Ostatnie 15 minut to czas na wyciszenie procesu, czasem podsumowania, ale wiadomo, że jest to scenariusz idealny. Nie zawsze realny, bo nierzadko najważniejsze treści potrafią paść 5 minut przed końcem.

Ewa Modzelewska-Kossowska – psychoanalityczka

Zaintrygował mnie ten stołek, co to takiego?

To jakby kozioł, tylko na krótszych nogach. Spokojnie mogą zastąpić go dwa zrolowane ręczniki umocowane na stołku, przez które przewieszamy się tyłem. To niewygodna, odgięta pozycja, podpierająca kręgosłup piersiowy i otwierająca klatkę. Dotyka sztywności związanych z pancerzem charakterologiczno-mięśniowym, przez co pozwala odblokować utrwalone przez lata, a zapisane w ciele napięcia, za którym są uczucia stłumione w przeszłości.

Troszkę narzędzie tortur. Leżymy tak i gadamy?

Gadamy, wyrażamy, oddychamy…. Cały czas terapeuta dba o bezpieczną przestrzeń, w której pacjent może doświadczać tego, co go boli, czy trzyma, co jest odrętwiałe czy obce. Cały czas łączymy to wszystko z historią i aktualnym zgłoszeniem.

To trudne.

Tak jak sam proces terapeutyczny bywa trudny. Ciało daje dostęp do czucia, nie do intelektualizowania na jego temat. Jest to realne, głębokie doświadczenie psychosomatyczne. Jeśli naszym celem jest tylko odblokowanie powstałych napięć, bez odkrywania powodów ich powstania, to polecam masaż. Wierzymy, że aktywne napięcie reprezentuje konflikt wewnętrzny. Rozwiązanie napięcia nie rozwiąże konfliktu, ale może dać ulgę.

Co może być zapisane w ciele?

Wszystko, czego doświadczyliśmy. Łatwiej to zrozumieć na przykładzie. Pacjent zgłasza się do mnie z lękiem, że jego relacja się rozsypie, mimo że takie słowa w związku dotąd nie padły. On ma jednak w swoje historii wczesne opuszczenie przez najbliższych. Teraz, kiedy partnerka mówi o samodzielnym wyjeździe, on słyszy, że to koniec. Odbiera mu oddech, kłuje w klatce, czuje jakby rozpadał się na kawałki. I właśnie to fizyczne doznanie przypomina mu, że jest to coś, co już zna, i łączy z pierwszą utratą, kiedy rodzice oddali go na dwa lata do babci, gdy był dzieckiem, i bardzo się bał, że po niego nie wrócą . To doświadczenie zapisane jest w ciele i uruchamia się za każdym razem, kiedy myśli o rozstaniu. Praca z ciałem pozwala to przeżycie warstwa po warstwie rozpuszczać, dać ujście łzom, opłakać tamten ból. Oczywiście takie rzeczy nie dzieją się podczas jednej sesji. Przybliżenie się do jednego konfliktu czasem zajmuje kilka miesięcy, czasem kilka lat.

Jeśli przychodzi do nas zdrowa, ginekologicznie przebadana kobieta, która nie może oddać moczu poza domem, to dla mnie oczywiste jest połączenie tych objawów z treningiem czystości przeprowadzonym w dzieciństwie. Kiedy zaczynamy pracować, bywa, że otwierają się wspomnienia. Ciało staje się najlepszym informatorem

Wspomniała pani o oddaniu do babci. Te pierwsze życiowe doświadczenia mają duże znaczenie?

W naszym nurcie uważa się, że kluczowe jest pierwsze siedem lat życia. To wtedy przekraczamy najważniejsze progi rozwojowe, z lepszym bądź gorszym wsparciem otoczenia. To jest wersja optymistyczna, bo według niektórych koncepcji już pierwszy rok życia znacząco definiuje nasze przeżywanie siebie i świata.

A jeśli nic z tego czasu nie pamiętam?

Przewodnikiem jest zawsze dla nas aktualne zgłoszenie. Jeśli przychodzi do nas zdrowa, ginekologicznie przebadana kobieta, która nie może oddać moczu poza domem, to dla mnie oczywiste jest połączenie tych objawów z treningiem czystości przeprowadzonym w dzieciństwie. Kiedy zaczynamy pracować, bywa, że otwierają się wspomnienia. A nawet jeśli to się nie wydarzy i nie będziemy wiedzieć, czy faktycznie ktoś nas, powiedzmy, przymuszał do nocnika, to podczas samych ćwiczeń rozluźniania kolejnych warstw miednicy możemy niespodziewanie rozpoznać, jak barki same podchodzą nam do uszu i narasta lęk. Czyli człowiek, kontaktując się ze swoim ciałem, zaczyna widzieć i rozumieć reakcje zupełnie mu dotąd niezrozumiałe. Ciało staje się najlepszym informatorem. Jest wiele sposobów na powrót do właściwego funkcjonowania i w moim poczuciu warto nie ograniczać się do rozmowy czy interpretacji.

Przypuśćmy, że pamięć wróciła. Co wtedy?

Sprawdzamy, co się pojawiło. Nazywamy to, wracamy do tej małej dziewczynki, która była karana za zmoczenie się w nocy, i robimy miejsce na jej uczucia. Dla ukierunkowania ich w relacji i przepracowania konfliktu. Często wiąże się to z pracą nad granicami i nauką dopuszczenia do siebie złości. Tu pomocna może być wspomniana rakieta, czyli rodzaj ćwiczenia polegającego na uderzaniu w materac i wydawaniu dźwięku, który pomaga dopuszczać złość, czuć ją w sobie i wyrażać.

Sporo tych ćwiczeń. Czy podczas terapii w nurcie bioenergetycznym mogę spodziewać się dotyku ze strony terapeuty?

Jeśli to zostanie wcześniej zakontraktowane – tak. Zawsze na początku uprzedzamy, że jest to rodzaj terapii, w której może, ale nie musi pojawić się dotyk. Jeśli jednak się pojawia, to zawsze za zgodą pacjenta.

A jak wygląda koniec terapii? Ile ona zwykle trwa?

Pracuję długoterminowo. Zwykle dwa-trzy lata. Koniec następuję wtedy, kiedy obie strony czują, że dochodzą do tego momentu. Zazwyczaj wtedy dajemy sobie jeszcze 3-6 miesięcy na proces zakończenia. Oczywiście zdarzają się szybsze końce, ucieczki, zerwania, ale dbamy, by koniec mógł wybrzmieć.

To dość długo.

Jeśli patrzeć na zakończenie terapii jako na pierwsze świadome zakończenie czegoś w życiu – takie, gdzie jest przestrzeń na czucie wszystkiego, co się pojawi, na żałobę i nadzieję na nowe – to nie powiedziałabym, że długo. Ostatnie pół roku to praca nad utratą i jest ona w jakimś sensie niewiadomą, bo właśnie w tym momencie mogą ożyć emocje związane z pierwszymi utratami w życiu. Pacjent może czuć się już świetnie, ale świadomość zakończenia terapii może ten stan pogorszyć, otwierając nowe treści i dając im szanse na opracowanie. Wyjście z poczuciem straty, a zarazem zysku z odzyskania autonomii, jest niebywale cennym i ważnym doświadczeniem. Dla każdego.

Jest szansa na powrót?

Jeśli pracuję z kimś kilka lat, to chce wierzyć, że nasz koniec był prawdziwym końcem. Jeżeli pacjent po 3 miesiącach wraca, to dla mnie sygnał, że coś przeskoczyliśmy podczas procesu zakończenia. Oczywiście życie pisze różne scenariusze, w sytuacji kryzysowej można wrócić na terapię, ale raczej w formie interwencji. Co nie zmienia faktu, że raz na dekadę każdemu przyda się psychoterapia. To taka psychiczna higiena, a mając relację z ciałem, zawsze dostaniemy podpowiedź, kiedy jest czas, by się zatrzymać i wrócić do siebie.


Marzena Barszcz – Psychoterapeutka, terapeutka manualna. Ukończyła Certified Training Program the Florida Society for Bioenergetic Analysis. Autorka książki „Psychoterapia przez ciało”. Prowadzi Instytut Analizy Bioenergetycznej w Warszawie. Dyrektorka czteroletniego szkolenia psychoterapeutycznego w nurcie analizy bioenergetycznej afiliowanego przez FSBA.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?