SESJA TERAPEUTYCZNA: Leżysz i mówisz
– Poruszanie się w obszarach nieświadomych to coś, co ciężko opisać. Wchodzenie tam jest konfrontowaniem się z czymś nieznanym i zatrważającym. To jak wchodzenie do ciemnego pokoju, gdzie nie wiadomo, co się znajdzie. Może pójść w horror, a może w coś zupełnie innego. To jest bardzo niepokojące – mówi Ewa Modzelewska-Kossowska, która oprowadza nas po świecie psychoanalizy.
Terapię można porównać do bombonierki. Niby wszystkie czekoladki wyglądają w niej tak samo, ale jednak każda smakuje inaczej. Żeby wybrać tę odpowiednią, można albo spróbować wszystkich, albo przeczytać skład na opakowaniu. Nie namawiamy do obżarstwa, ale do świadomych wyborów, dlatego w kolejnych odsłonach cyklu „Sesja terapeutyczna” prezentujemy najpopularniejsze metody terapii. Uchylamy drzwi gabinetów, żeby podejrzeć terapeutów przy pracy i zadać im trudne pytania. W końcu my też mamy do nich prawo.
Olga Święcicka: Przychodzi pacjent do psychoanalityka i od razu kładzie się na kozetce?
Ewa Modzelewska- Kossowska, psychoanalityczka: Nie. Zaczynamy od rozmowy. Często ludzie przychodzą do psychoanalityka, nie wiedząc, kim on jest i na czym psychoanaliza polega. Przychodzą z problemem. W przeciwieństwie do innych terapii psychoanalityk od początku nastawiony jest bardziej na słuchanie, niż zadawanie pytań. Zakładamy, że jeżeli człowiek mówi spontanicznie i w sposób niekierowany, to mamy większe szanse, że dotrzemy do tego, co nieświadome. A na tym się koncentrujemy.
Jak długo trwa takie wstępne rozpoznanie?
Dwa, czasem trzy spotkania. Potem coś proponuję i nie zawsze jest to psychoanaliza, bo to nie metoda dla każdego. Jeśli ktoś potrzebuje szybkiej interwencji w kryzysowej sprawie, to bardziej wskazana będzie terapia skoncentrowana na problemie. Klasyczna psychoanaliza to poważny i długofalowy projekt poszukiwana siebie. I to z założeniem, że nic tych poszukiwań nie ogranicza. Można szukać w obrębie dzieciństwa, przeszłości, teraźniejszości, fantazji, marzeń sennych.
Czyli do gabinetu niekoniecznie musi nas sprowadzać problem, ale może to być chęć lepszego poznania siebie?
„Poznanie siebie” to jest trochę zbanalizowane pojęcie. Wydaje mi się, że jeśli ktoś chce poznać siebie, a generalnie czuje się dobrze, to ma dużo innych możliwości na osiągnięcie tego – chociażby podróżując. Do analizy przychodzą ludzie, którzy cierpią. Nie zdarzyło mi się, żeby ktoś dla „przygody” był gotów tak intensywnie pracować ze sobą. Psychoanaliza to specyficzna kuracja, to leczenie poprzez rozmowę.
”'Poznanie siebie' to trochę zbanalizowane pojęcie. Wydaje mi się, że jeśli ktoś chce poznać siebie, a generalnie czuje się dobrze, ma dużo innych możliwości na osiągnięcie tego - chociażby podróżując. (...) Do analizy przychodzą ludzie, którzy cierpią. Psychoanaliza to specyficzna kuracja, to leczenie poprzez rozmowę”
Skoro to leczenie – czy można liczyć na wyleczenie?
Tak, ale to nie jest nic szybkiego. Psychoanaliza dąży do poznania źródeł, a na to potrzeba czasu. Nie ma więc mowy o natychmiastowym usuwaniu objawów. Jeśli już zadomowimy się w psychoanalizie, to poczujemy ulgę. Jest ona związana z faktem, że ktoś daje nam zrozumienie i w sposób trwały i uważny interesuje się naszym życiem wewnętrznym.
To „zadomowienie” jest kwestią lat, miesięcy?
Z tym bywa różnie, ale po paru miesiącach człowiek może już odczuć, czym jest chodzenie na analizę i co może ono dawać.
Jaka jest częstotliwość spotkań?
Cztery, pięć sesji w tygodniu. Najlepiej, żeby odbywały się bardzo regularnie. To daje poczucie bezpieczeństwa. Psychoanaliza na kozetce tworzy warunki do tego, żeby pacjent mógł się zregresować, czyli cofnąć się do wcześniejszych stanów psychicznych. W sytuacji określonej przez miejsce, jakim jest gabinet i ramy czasowe łatwiej jest uzyskać dostęp do wcześniejszych etapów rozwoju, w których jak przypuszczają psychoanalitycy, może leżeć źródło wewnętrznych konfliktów. W psychoanalizie świat zewnętrzny interesuje nas tylko o tyle, o ile odcisnął swój ślad w świecie wewnętrznym.
Jak można do tego wewnętrznego świata dotrzeć?
Kiedy leży się na kozetce i nie ma się bezpośredniego kontaktu z psychoanalitykiem (bo on zawsze siedzi z tyłu za pacjentem), to łatwiej być samemu ze sobą. W normalnej rozmowie twarzą w twarz siłą rzeczy badamy reakcje drugiej strony i kierujemy się nimi. Leżąc na kozetce, możemy pozwolić sobie na inne przeżywanie swoich stanów. Ważne jest przy tym, żeby spełniona była podstawowa zasada analizy, czyli swobodne kojarzenie.
Co to oznacza?
Mówienie wszystkiego, co przyjdzie nam do głowy. Bez cenzurowania, bez ustalania ze sobą, że coś jest głupie albo że nie wypada czegoś powiedzieć.
Brzmi wspaniale.
Tak się wydaje, ale kiedy natrafia się na coś przykrego w sobie, czy to będą nieprzyjemne uczucia wobec psychoanalityka, czy trudne wspomnienia z dzieciństwa, to niekoniecznie chce się o tym mówić. Łatwiej jest, kiedy leży się na kozetce.
Rozumiem, że proponując psychoanalizę, informuje pani pacjenta, jak to leczenie będzie przebiegało.
Tak, proponuję ją tylko tym, którzy w mojej ocenie bez tej kuracji nie będą w stanie zmienić swojego życia, mimo że tego pragną. To są osoby, które są w impasie, a w ich życiu stale powtarzają się pewne sytuacje. Pacjenci przeważnie nie są świadomi, że to oni sami je powielają. Jednocześnie muszę widzieć, że są to osoby zdolne do długofalowego wysiłku i gotowe do związku terapeutycznego. Psychoanaliza to związanie się z psychoanalitykiem na wiele lat. To jest specyficzny związek, który nie przypomina niczego innego, co ma się w życiu. To samo w sobie jest trudne. Muszę ocenić, na ile to będzie możliwe.
Od razu trzeba się zobowiązać?
Nie obliguję nikogo do zostania. Informuję, że jest to długie leczenie i że nie stawiamy sobie żadnych granic czasowych. Jeśli ktoś mnie dociska i pyta, czy potrwa to rok, czy dwa, to mówię że przeważnie dłużej. Poza tym ustalamy kwestie płatności. W psychoanalizie płaci się za wszystkie sesje bez względu na to, czy się na nich pojawi, czy nie. Dzięki temu pacjent ma gwarancje takiego „swojego” miejsca w gabinecie, ale też w umyśle psychoanalityka.
”Kiedy leży się na kozetce i nie ma się bezpośredniego kontaktu z psychoanalitykiem (bo on zawsze siedzi z tyłu za pacjentem), to łatwiej być samemu ze sobą. W normalnej rozmowie twarzą w twarz siłą rzeczy badamy reakcje drugiej strony i kierujemy się nimi”
Kilka lat, cztery razy w tygodniu, to brzmi jak wyzwanie. Nie odbywa się pewnie bez kryzysów.
Są kryzysy, ale każdy jest badany i interpretowany. Powody są różne, ale bywa tak, że kryzys przychodzi nie dlatego, że psychoanalityk zawiódł pacjenta, ale z powodu tzw. „przeniesienia”. Rozumiemy przez to, że w ten sposób upostaciawia się jakieś rozczarowanie z przeszłości, które wynikło w relacji z osobami pierwotnymi, czyli tymi, które zaznaczyły się w naszym dzieciństwie. Nie chodzi nawet o konkretne osoby, ale postacie wewnętrzne, zbudowane z naszych wspomnień i uczuć do tej osoby.
Pomaga pani je odnaleźć, zadając pytania?
Pierwsze zadanie psychoanalityka to słuchać. Freud mówił o uwadze swobodnie błądzącej i to jest bardzo ważne, żeby pozwolić sobie na nierygorystyczne słuchanie. Tylko wtedy ma się szanse wychwycić nieświadomy konflikt albo przejaw nieświadomej fantazji pacjenta.
Co wtedy?
Jeśli rozumiem nieświadomy konflikt, mogę go zinterpretować. Interpretacja powinna być krótka i odsłaniać coś, co pozwoli znaleźć coś nowego wewnątrz siebie i pójść nową drogą.
Poza tymi krótkimi momentami nie dochodzi do żadnych interakcji?
Psychoanalityk powinien być całkowicie neutralny i niewidoczny jako osoba. Powinniśmy podążać za pacjentem, zostawiając mu pole do projekcji. Pacjent może włożyć w psychoanalityka wszystko, co mu się podoba. Może go traktować jako ciepłego, wspierającego ojca albo okrutnego tyrana.
”Psychoanaliza to związanie się z psychoanalitykiem na wiele lat. To jest specyficzny związek, który nie przypomina niczego innego, co ma się w życiu. (...) Pacjent może włożyć w psychoanalityka wszystko, co mu się podoba. Może go traktować jako ciepłego, wspierającego ojca albo okrutnego tyrana”
A może pytać?
Może, ale odpowiedź zazwyczaj będzie interpretacją. W pytaniach też szukamy przejawów nieświadomego.
Wszystko, co się mówi, poddane jest analizie.
Tak, ale nie trzeba o tym myśleć tak prześladowczo. Nasze zadanie polega na słuchaniu i wyłapywaniu rzeczy znaczących. Zależy to od wiedzy, doświadczenia, ale też znajomości pacjenta. Często jest tak, że pewne kwestie, o których mówi pacjent, się powtarzają. Długo psychoanalityk nie może tego dostrzec i nagle zauważa tę powtarzalność. To ma dużą wartość.
Poruszanie się w obszarach nieświadomych to jest coś, co ciężko opisać. Wchodzenie tam jest konfrontowaniem się z czymś nieznanym i zatrważającym. To jak wchodzenie do ciemnego pokoju, gdzie nie wiadomo, co się znajdzie. Może to pójść w horror, a może w coś zupełnie innego. To jest bardzo niepokojące.
Kim jest analityk w tym pokoju?
Jest osobą, która podąża za poszukującym z nikłym światełkiem swojego umysłu. Jest zabezpieczeniem. Może złapać, jeśli ktoś się przestraszy, a przez łapanie rozumiem uruchomienie myślenia i rozpoznanie albo nazwanie tego, co się wyłoniło. To jest bezkształtne i czasem przerażające, a on oświetla to, żeby nabrało kształtów. Najpierw widzi to w zarysie, a potem coraz dokładniej. Nieświadomość nas interesuje nie tylko dlatego, że jest ciekawa sama w sobie. Wierzymy, że ona rządzi naszym życiem. Zawiera w sobie motywy, które pchają nas do powtarzania jakiś zachowań często w niezrozumiały dla nas sposób.
To się kiedyś kończy?
Analiza nigdy się nie kończy, bo nieświadomość jest nieskończona, ale następuje moment, kiedy ma się poczucie, że to, co było potrzebne, zostało zrozumiane. I zazwyczaj ta wiedza ma wpływ na codzienne życie. Kończy się przymus powtarzania. Analiza życia nie zmienia, zmienia je człowiek, bo możliwe dla niego staje się coś, co wcześniej wydawało się niemożliwe.
Ewa Modzelewska-Kossowska – psychoanalityczka dorosłych, dzieci i młodzieży. Psychoanalityczka szkoleniowa i superwizorka Polskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego.
Polecamy
Filip Cembala: „Komu z nas nie brakuje ulgi w czasach zadyszki wszelakiej?”
Sara James porusza temat zdrowia psychicznego w najnowszym singlu. „Mam 15 lat i brak mi tchu” – śpiewa artystka
Ludzie myślą, że mają rację, nawet jeśli się mylą. Naukowcy zbadali, dlaczego się tak dzieje
„Jeżeli nie słuchasz szeptów swojego ciała, to będziesz musiał usłyszeć jego krzyk” – mówi psychoterapeutka dr Agnieszka Kozak
się ten artykuł?