SESJA TERAPEUTYCZNA: Pacjentem jest rodzina, a nie dziecko
– Często bywa tak, że napięcia pojawiające się w rodzinie wyrażane są w postaci objawu u najsłabszego członka rodziny, tym bardziej, że jest on najbardziej zależny od rodziców – mówi Katarzyna Rudnicka. Psychoterapeutka „oprowadza” nas po terapii systemowej.
Terapię można porównać do bombonierki. Niby wszystkie czekoladki wyglądają w niej tak samo, ale jednak każda smakuje inaczej. Żeby wybrać tę odpowiednią, można albo spróbować wszystkich, albo przeczytać skład na opakowaniu. Nie namawiamy do obżarstwa, ale do świadomych wyborów, dlatego w kolejnych odsłonach cyklu „Sesja terapeutyczna” prezentujemy najpopularniejsze metody terapii. Uchylamy drzwi gabinetów, żeby podejrzeć terapeutów przy pracy i zadać im trudne pytania. W końcu my też mamy do nich prawo.
Olga Święcicka: Przychodzi pacjent do terapeuty i…
Katarzyna Rudnicka: Zanim przyjdzie to najpierw dzwoni. I prawie zawsze zaczyna się od tego, że zgłasza jakiś problem z dzieckiem i szuka pomocy.
A pani na to zaprasza do gabinetu całą rodzinę.
Nie na pierwsze spotkanie, bo na to zapraszam osobę dorosłą, ale tak. Generalnie w terapii systemowej zakładamy, że pracować należy nad całym systemem. Wiemy z naszego doświadczenia, że większość problemów dzieci jest tak mocno osadzone w kontekście rodzinnym, że najszybszą i najskuteczniejszą metodą jest zajęcie się całą rodziną. To czasami budzi jakiś sprzeciw czy opór, bo rodzicom wydaje się, że skoro problem ma dziecko, to ono powinno zostać objęte opieką. Wystarczy jednak kilka spotkań, żeby te wątpliwości się rozwiały.
Wspomniała pani, że pierwsze spotkanie jest jednak tylko w gronie dorosłych. Dlaczego?
Z różnych względów. Bywa, że rodzice nie chcą mówić o problemach dziecka w jego obecności. Poza tym zanim zaczniemy szukać najskuteczniejszej formy pomocy, to chcemy dokładnie zapoznać się z problemem i postawić wstępną diagnozę . Często mama i tata widzą problem zupełnie inaczej, a gabinet jest pierwszym miejscem, gdzie słyszą perspektywę tej drugiej osoby. Bywa też, że to z czym pacjenci przychodzą do gabinetu, nie jest głównym problemem, nad którym później pracujemy.
Możemy omówić to na jakimś przykładzie?
Oczywiście. Weźmy na warsztat popularne zgłoszenie, czyli agresję u dzieci, związaną ze zbyt dużą ilością czasu spędzonego przed ekranem. Taki problem zgłasza nam np. mama i czuje się wobec niego bezradna. Kiedy jednak wsłucha się w jej opowieść, to okazuje się, że nie agresja dziecka jest największym problemem, ale fakt, że mama czuje się odrzucona przez partnera, który dużo pracuje i nigdy nie ma go w domu. Z kolei tatę najbardziej złości fakt, że jak wraca zmęczony do domu, to musi uczestniczyć w awanturach o komputer i ma żal do partnerki, że nie potrafi rozwiązać problemu sama. Kiedy zapytamy dziecko o największy problem w rodzinie, to jednoznacznie wskazuje to, są nim ciągle kłócący się rodzice. Kiedy rodzina usłyszy się nawzajem, zauważa, że problemem nie jest tylko siedzące przed komputerem dziecko. Taką perspektywę trudno uzyskać na terapii indywidualnej, do tego trzeba terapii systemowej i często dwóch terapeutów.
Dwóch na raz?
Tak, zwykle w ten sposób pracujemy. Albo oboje jesteśmy w gabinecie, albo jeden z terapeutów z nas za lustrem weneckim. Oczywiście pacjenci są o tym informowani i mogą poznać osobę za szybą (mają pełną świadomość, że ktoś im się przygląda).
Dlaczego pracujecie w duecie?
Dzięki temu zyskujemy mnogość punktów widzenia. Sesje rodzinne są bardzo dynamiczne, zawsze jest w nich dużo treści i relacji. Często wygląda to tak, że terapeuta rozmawia z dorosłymi, a dzieci w tym czasie się bawią czy rysują. Ale wbrew pozorom obserwacja tego, co się dzieje poza rozmową, jest równie ważna. Warto więc, żeby na sali czy za szybą była osoba, która zauważy, w którym momencie dziecko zaczęło się denerwować albo nadmiernie oczekiwać uwagi. Dzieci świetnie wyłapują napięcia dorosłych i na nie reagują.
Uwagami wymieniacie się przed terapią?
I po, i przed. W naszym podejściu dużo mówi się o hipotezach. Stawiamy je zawsze przed spotkaniem i potem patrzymy, na ile nam się sprawdzają. Nigdy jednak nie wypowiadamy się z perspektywy ekspertów, tylko mówimy „wydaje mi się to i to”. Raczej podążamy za pacjentami i zajmujemy się tymi tematami, które rodzina podaje jako ważne. Często wspomagamy się genogramem, który jest czymś charakterystycznym dla naszej metody.
Co to takiego?
Opis graficzny rodziny, którzy albo tworzą terapeuci, albo rysuje się go razem z rodziną. Jest trochę jak rozbudowane drzewo genealogiczne, gdzie oprócz członków rodziny zaznacza się też relacje między nimi np. konflikt czy zerwanie więzi i ważne wydarzenia, takie jak rozwód, poronienie, ślub. Dla terapeutów taki zapis jest bardzo pomocny przy pracy a rodzinę, która pomaga nam go stworzyć, często skłania do refleksji.
Co jeszcze jest charakterystyczne dla terapii systemowej?
Założenie, że pacjentem jest rodzina, a nie dziecko. Staramy się zwolnić dziecko z roli kogoś z problemem i mówimy, że jest ono osobą identyfikowaną przez rodzinę jako pacjent. Często bywa tak, że napięcia pojawiające się w rodzinie wyrażane są w postaci objawu u najsłabszego członka rodziny, tym bardziej, że jest on najbardziej zależny od rodziców.
”Wiele terapii rodzinnych zamienia się w pewnym momencie w terapię pary. Często para deklaruje, że nie była gotowa pójść na wspólną terapię i dopiero terapia rodzinna uświadomiła im, jak bardzo jej potrzebują”
Na terapię zapraszana jest cała rodzina dosłownie czy po prostu dziecko z „problemem” i jego rodzice?
Dążymy do tego, żeby przynajmniej na kilka pierwszych spotkań przyszli wszyscy najbliżsi członkowie rodziny. Tym bardziej, że często okazuje się, że dziecko, które uznawane jest za to „bezproblemowe”, wcale takim nie jest, bo na przykład czuje się bardzo osamotnione, kiedy uwaga wszystkich skupia się na osobie identyfikowanej przez rodzinę jako pacjent. Poza tym dzieci, w przeciwieństwie do dorosłych, nie mają żadnych filtrów i “walą prosto z mostu”. Często dostarczają bardzo wnikliwych informacji o tym, co się dzieje w domu, a ich komentarze są bezcenne.
Przez najbliższych członków rodziny rozumiemy też dziadków? Bywa, że dzieci mają z nimi wyjątkowo zażyłą relację.
Działamy wedle zasady, że rodzina to osoby mieszkające pod jednym dachem. Oczywiście nie jest to takie proste, choćby w przypadku rodzin patchworkowych lub gdy jedno z rodziców pracuje za granicą. Zawsze więc decyzję podejmuje się dostosowaną do potrzeb konkretnej rodziny. Zdarza się też, że na kilka sesji dopraszamy kluczowych członków rodziny, którzy mieszkają gdzie indziej.
Rozumiem, że metoda systemowa nadaje się tylko do terapii rodzin czy par.
Zakłada pracę nad systemem a nie pojedynczą osobą. Może to być więc albo para, albo rodzina. Są terapeuci, którzy pracują systemowo z jedną osobą, ale wtedy jest to trochę inna technika pracy. I zwykle metodą systemową nie pracujemy, gdy rodzice zgłaszają problem dziecka dorosłego – zakładamy, że jego decyzja o podjęciu terapii powinna być samodzielna. Zdarzyło mi się w tym nurcie prowadzić terapię dorosłej córki i jej ojca, którzy postanowili w gabinecie przepracować traumy przeszłości, ale była to ich wspólna decyzja. To jednak wyjątek. Jeśli w rodzinie, z którą pracujemy, są dorosłe dzieci, to czasem je dopraszamy. Jeśli jednak to ich dotyczy główny problem, zalecamy raczej dla nich terapię indywidualną.
Czy tą metodą często pracuje się w parze, bo jak tak pani słucham, to cały czas jednak widzę rodzinę…
Z mojego doświadczenia wynika, że wiele terapii rodzinnych zamienia się w pewnym momencie w terapię pary. Bywa, że jako rodzina dochodzimy do momentu, w którym dorośli nie chcą już rozmawiać przy dzieciach. Często też pary deklarują, że nie było gotowe pójść na wspólna terapię i dopiero terapia rodzinna uświadomiła im, jak bardzo jej potrzebują.
Jako matka rocznego, rozbrykanego dziecka muszę dopytać. Takie maluchy też są mile widziane w gabinecie?
Takie i nawet młodsze. Zdarza mi się w gabinecie gościć kilkumiesięczne dzieci. I wspaniale się je obserwują, bo one żywą reagują na wszystko, co się dzieje między ich rodzicami.
Czy spotkania mają jakiś stały rytm?
Odbywają się co dwa tygodnie i zwykle podążamy za tym, co na danej sesji wniesie rodzina, uzupełniając to naszymi spostrzeżeniami wynikającymi z całego przebiegu terapii.
Z jakich technik jeszcze korzystacie?
Ważne są dla nas pytania cyrkularne. Technika ta polega na zadawaniu każdemu członkowi rodziny tego samego pytania. Słuchanie perspektywy innych osób działa bardzo terapeutycznie. Jako ludzie często zakładamy, że jeśli widzimy daną sytuację w określony sposób, to inni widzą ją tak samo. Kiedy zobaczymy, że każdy dane wydarzenie przeżywa inaczej, to pojawia się przestrzeń do refleksji.
Jaka jest rola terapeuty w tej metodzie?
Często pary przychodzą z oczekiwaniem, że terapeuta powie, kto ma rację. Próbujemy im pokazać, że nawet jak ktoś dowiedzie swojej racji, to to nie rozwiąże problemu. Trzeba raczej myśleć, że każdy może widzieć daną sytuację inaczej i czuć się w niej w odmienny sposób. Pary, które potrafią się wysłuchać i zrozumieć, mogą pokłócić się, potem uspokoić i już na chłodno całe wydarzenie omówić. Często też podkreślamy, że różnice nie muszą być powodem do kłótni albo że w parze można wyrazić uczucia, nawet te negatywne, a mimo to nie zniszczyć tej relacji. Kiedy partnerzy przestają posądzać się nawzajem o złe intencje, zaczynają czuć się bezpiecznie i wspólnie rozwiązywać problemy. To daje poczucie bycia w dobrej relacji
Wracając jeszcze do najważniejszego założenie terapii systemowej, czyli pracy nad systemem. Co w sytuacji, kiedy nie wszyscy członkowie rodziny chcą nad sobą pracować? Bo zakładam, że to się jednak zdarza.
To przenosi nas do pierwszego pytania. Bo często podczas tego pierwszego, zgłoszeniowego telefonu pada zdanie, czy mąż może nie przychodzić, bo nie chce (czasami bywa też odwrotnie). Zawsze staram się namówić, żeby przyszedł, choć na to pierwsze spotkanie. Głównie po to, żeby przedstawił swoją perspektywę. I tu zaskoczenie. W 99 proc. przypadków ci panowie zostają z nami w terapii, bo dostrzegają w niej wartość. Jeśli jednak ktoś kategorycznie odmawia, to możemy starać się pracować tylko z jednym rodzicem i dzieckiem.
Katarzyna Rudnicka – psycholożka (absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie), dyplomowana psychoterapeutka systemowa. Prowadzi psychoterapię rodzin i par w krakowskiej Pracowni Psychoterapii Rodzin Dialog. Uczy psychoterapii w Ośrodku Szkoleń Systemowych w Krakowie.
Polecamy
14-latek zakochał się w sztucznej inteligencji i popełnił samobójstwo. Rodzina chłopca złożyła pozew
„Wiek pierwszego kontaktu drastycznie się obniżył i dziś dotyczy nawet dzieci 7-, 8-letnich”. Z seksuolożką Aleksandrą Żyłkowską rozmawiamy o pornografii
Ludzie myślą, że mają rację, nawet jeśli się mylą. Naukowcy zbadali, dlaczego się tak dzieje
„Jeżeli nie słuchasz szeptów swojego ciała, to będziesz musiał usłyszeć jego krzyk” – mówi psychoterapeutka dr Agnieszka Kozak
się ten artykuł?