„Słyszałam, że jestem nieprofesjonalna, gruba, nie umiem pozować i nigdy nic nie osiągnę” – mówi Magdalena Zalejska, modelka curvy
– Nie radziłam sobie kompletnie z własną psychiką, myślałam o samobójstwie. Miałam przestój w modelingu, więc żeby się utrzymać, pracowałam jako sprzątaczka – opowiada Magdalena Zalejska, w sieci znana jako Apolonka, modelka, która zrealizowała kampanie dla takich marek jak Etam, Mohito, Wrangler, Eppram, Magda Butrym. Wyśrubowane standardy piękna w modelingu wpędziły ją w anoreksję i depresję. Dziś na pierwszym miejscu stawia zdrowie i mocno angażuje się w promowanie ciałopozytywności.
Ewa Podsiadły-Natorska: Droga, którą przeszła pani jako modelka, jest nietypowa: od rozmiaru zeru do plus size.
Magdalena Zalejska: Faktycznie, w Polsce jestem nazywana modelką plus size, tak naprawdę jednak jestem modelką curvy. W naszym kraju mało się o tym mówi, choć modelek takich jak ja jest coraz więcej.
Curvy – to jest ten środek w modelingu?
Myślę, że tak. Trudno przecież modelkę w rozmiarze 40 nazywać plus size. To jest negatywny przekaz, który źle wpływa na odbiorców – szczególnie na kobiety. Niestety, u nas za plus size uważa się rozmiary 40 czy 42 , podczas gdy zagranicą są to rozmiary dopiero powyżej 48 czy 50. Mam nadzieję, że w Polsce zacznie się to zmieniać i modelki takie jak ja będą nazywane „curvy”.
Możemy podać pani wymiary?
Oczywiście. W pasie mam 67 cm, w biuście 89, a w biodrach 106 cm. Z tymi wymiarami, szczególnie w biodrach, bardzo dobrze się czuję, staram się je utrzymywać. To ciekawe, bo kiedyś miałam problem ze schudnięciem. Teraz się nie odchudzam. Jestem osobą zdrową, mam dobre wyniki badań, utrzymuję wagę. Bywa, że w zabieganiu, gdy nie mam czasu porządnie zjeść, chudnę, choć wcale tego nie chcę. Oczywiście to wszystko ma związek z psychiką, która bardzo mocno wpływa na to, jak zachowuje się nasze ciało.
Modeling sprawił, że zaczęła pani stosować rygorystyczne diety?
Stosowanie diet zaczęłam od ok. 15. roku życia. Wyjechałam z Białegostoku do Szkocji, gdzie chodziłam do katolickiej szkoły dla dziewczyn, w której nosiło się mundurki. Teoretycznie nie zwracało się uwagi na wygląd. W praktyce jednak było ściganie się, jeśli chodzi o wymiary. Przyjeżdżając na wakacje do Polski, z niektórymi koleżankami potrafiłyśmy robić konkurs, która z nas zje mniej przez cały dzień. W wakacje potrafiłam zjeść w ciągu dnia mały obiad i bułkę z serkiem. Obsesyjnie liczyłam kalorie. W tamtym czasie wszędzie roiło się od nagłówków „Schudnij w 3 dni”. Na mnie, jako nastolatkę, bardzo mocno to wpływało.
Miała wtedy pani problemy z wagą?
Ważyłam 56–58 kg, więc przy moim wzroście miałam idealną wagę. Również moje BMI było bardzo dobre, bo wynosiło 20–22. I wtedy w moim życiu pojawił się modeling – miałam 16 lat. Wcześniej, jako 14-latka, wzięłam udział w konkursie Miss Podlasia. Zostałam pierwszą wicemiss nastolatek. A modeling zaczął się od tego, że koleżanka mojej mamy studiowała fotografię i potrzebowała kogoś do zdjęć. Później były kolejne sesje, aż wypatrzyła mnie dziewczyna z agencji. Ale moje ciało, choć było szczupłe, nie mieściło się w kanonie zero. Musiałam przejść na dietę.
Jeszcze przed modelingiem chorowałam na bulimię, która przerodziła się w anoreksję po tym, jak poleciałam na pierwszy kontrakt do Chin. Byłam tam mocno szykanowana za to, jak wyglądam i jak pracuję. Od agencji, z którą byłam związana, słyszałam, że jestem nieprofesjonalna, gruba, nie umiem pozować i nigdy nic nie osiągnę. To mocno utkwiło mi w pamięci. Potrafiłam wtedy w ciągu dnia żywić się 100-gramową paczką prażonego bobu.
Skąd przy takiej diecie brać siłę do pracy?
Nie miałam jej. Pamiętam, że było mi bardzo słabo, a dodatkowo panował upał. Kiedyś w drodze do sklepu zrobiło mi się ciemno przed oczami i przestałam widzieć. Doszłam do wniosku, że może jednak powinnam coś zjeść, jeśli nie chcę skończyć w szpitalu. Modeling popchnął mnie w kierunku nienawidzenia siebie i katowania swojego ciała.
”Niestety, w Polsce za plus size uważa się rozmiary 40 czy 42, podczas gdy zagranicą są to rozmiary dopiero powyżej 48 czy 50. To jest negatywny przekaz, który źle wpływa na odbiorców – szczególnie na kobiety. Mam nadzieję, że zacznie się to zmieniać i modelki takie jak ja będą również u nas nazywane „curvy””
Treningami również?
Tak, bardzo dużo chodziłam. 10 tys. kroków dziennie to było minimum. Do tego ćwiczenia, rygorystyczna dieta na zasadzie „najlepiej nie jeść nic”. Przechodziłam też przez etap jedzenia samych warzyw i unikania owoców z dużą zawartością cukru. Takich posiłków jadłam dwa w ciągu dnia. Żyłam na 200 kcal dziennie.
Jak długo to trwało?
Jakieś 2 miesiące. Potem odzywała się bulimia. Ciało dopominało się o kalorie, których nie dostawało. Można więc powiedzieć, że wchodziłam na górki, z którym potem spadałam – i tak w kółko. Nie miałam siły, psychika też nie wytrzymywała. Kiedy odzywał się zdrowy rozsądek i zaczynałam mądrze się odżywiać, bulimia potrafiła na jakiś czas ucichnąć.
Ile kilogramów pani ważyła w najgorszym momencie?
46. A mam 172 cm wzrostu. Pamiętam moment, kiedy sprawdzałam na kalkulatorze swoje BMI i zapragnęłam zejść jeszcze niżej, bo chciałam być niedożywiona. Oczywiście wydawało mi się, że nie jestem chora. Niby wiedziałam, że coś jest nie tak, ale gdy pierwszy raz sprowokowałam wymioty, byłam przekonana, że w każdej chwili mogę przestać. Próbowałam zagłuszyć poważny problem.
Mówimy o kulcie rozmiaru zero. On wciąż w świecie modelingu jest silny?
To zaczyna się zmieniać. Na wybiegach możemy zobaczyć wiele modelek curvy albo plus size, które zyskały światowy rozgłos. Ostatnio na wybiegu Versace pojawiły się większe modelki, podobnie u Moschino. Mogliśmy też zobaczyć modelki niepełnosprawne czy z bielactwem. Moda zaczyna promować różnorodność. Pokazuje człowieka takim, jakim on jest – a nie człowieka, który wpisuje się w określony kanon.
”Przyjeżdżając na wakacje do Polski, z niektórymi koleżankami potrafiłyśmy robić konkurs, która z nas zje mniej przez cały dzień. (...) Obsesyjnie liczyłam kalorie. W tamtym czasie wszędzie roiło się od nagłówków „Schudnij w 3 dni”. Na mnie, jako nastolatkę, bardzo mocno to wpływało”
W jaki sposób dba pani teraz o siebie?
Przede wszystkim nie liczę kalorii, to już jest dawno za mną. Uważam, że tyle, ile ciało potrzebuje kalorii, tyle powinno dostać. Instynkt żywienia u współczesnego człowieka jest bardzo mocno zachwiany. Wiele osób je albo za dużo, albo za mało. Nie wiedzą, kiedy powiedzieć „stop” albo nie czują głodu. Ja po wielu latach nauczyłam się jeść wtedy, kiedy tego potrzebuję. Organizm sam wysyła mi sygnał. I jem też do momentu, aż będę najedzona. Nie przejadam się – moje kolejne wypracowane zwycięstwo. Mój dzień wygląda tak, że wstaję, zawsze jem śniadanie – czego nauczył mnie mój chłopak – potem jestem w ruchu. Nie lubię siedzieć. Niczego nie robię pod przymusem na zasadzie: „muszę się ruszać”. Moje ciało wygląda w taki sposób, ponieważ mam taką figurę, choć zdarza mi się słyszeć, że mam nadwagę.
To hejt? Jest pani bardzo aktywna w internecie. Domyślam się, że jak każdy. pani też musi zmagać się z hejtem.
Hejterów mam bardzo mało. Miałam dużo szczęścia przy tej liczbie followersów (ok. 74 tys. na Instagramie – przyp. red.). Na palcach jednej ręki mogę zliczyć, ile przez ostatni rok dostałam negatywnych komentarzy. Ale oczywiście trolli internetowych nie brakuje. To jest niewiarygodne, co kobieta może zrobić drugiej kobiecie. Np. ostatnio dostałam komentarz napisany cyrylicą. Od razu wstawiłam go do translatora. I czego się dowiaduję? Że mam „cycki obwisłe jak uszy spaniela”. Mnie to śmieszy, ale taki komentarz skierowany do wrażliwej osoby, która na co dzień nie ma styczności z hejtem, może bardzo skrzywdzić. Autorką komentarza była pewna dojrzała kobieta. Napisałam jej: „Pamiętaj, że sprawiasz komuś bardzo dużą przykrość i pamiętaj o tym, że kobiety powinny się wspierać”.
W kontekście hejterów mówi pani o szczęściu, a czy nie jest tak, że jednak coś w postrzeganiu ciała zaczyna się zmieniać?
Na pewno. Sami influencerzy wzajemnie się wspierają, widać pozytywny odzew ludzi. Ostatnio widziałam niesamowitą rzecz na Instagramie – dwuletnia dziewczynka rysuje na swoich nogach rozstępy i tłumaczy, że chce mieć to samo, co jej mama, ponieważ jest to piękne. Było to coś wspaniałego. Matka, autorka zdjęcia, napisała, że nagle te wszystkie lata niedoceniania się zniknęły. Dziecko pokazało, że chce być takie jak mama. Dla tej dziewczynki to był wzorzec, który chciała naśladować.
Jakie ma pani plany na najbliższą przyszłość?
Chciałabym powiększać swoją wiedzę o body positivity. Mam nadzieję, że również w modzie będzie to szło w dobrym kierunku. Chciałabym osiągać mniejsze lub większe sukcesy w modelingu. Ale tak naprawdę nie robię planów. Wiem natomiast, że jeśli wierzy się mocno w siebie, to marzenia się spełnią, a ja marzyć lubię.
Magdalena Zalejska – znana jako Apolonka, modelka „curvy”, która zrealizowała kampanie dla takich marek jak Etam, Mohito, Wrangler, Eppram, Magda Butrym. Chorowała na anoreksję, bulimię i depresję.
Zobacz także
„Mizoginistyczny język dba o to, byśmy nie zapominały, gdzie nasze miejsce, że nasze ciało to przedmiot” – Kayaszu o ocenianiu kobiecej seksualności
„Od trollowania jeszcze nikt nie schudł, ale rozmawianie o życiu grubych ludzi może je zmienić na lepsze” – mówi Ula Chowaniec, znana jako Galanta Lala
„Przytycie i grube ciało to nie inwektywa. To po prostu wygląd ciała” – apeluje Maja Staśko
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Andie MacDowell o nierealnych standardach piękna: „Jestem za stara, by się głodzić”
Tysiące nagich osób na moście Story Bridge. „Wszyscy jesteśmy tacy sami”
Pamela Anderson o rezygnacji z makijażu: „Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że czuję się świetnie jako ja”. Nakłoniła Drew Barrymore do zdjęcia doczepów na wizji
Danae Mercer: „80 proc. kobiet ma cellulit, 70 proc. niesymetryczne piersi, 90 proc. ma wzdęcia. Kobiety w 100 procentach są piękne, silne i znaczą więcej niż ich odbicie”
się ten artykuł?