„Tam na dole”, „muszelka”, „siusia”. Badanie pokazało, jak Polki nazywają swoje narządy płciowe

To, jak mówimy o naszych narządach płciowych (i czy w ogóle o nich mówimy), po części determinuje to, czy mamy odwagę odkrywać swoją seksualność i doznawać przyjemności. Ale również – czy mówimy otwarcie o swoich problemach zdrowotnych u lekarza i wykonujemy badania profilaktyczne. Badanie przeprowadzone przez Spacecamp na zlecenie AA Oceanic pokazało, że mamy w tej kwestii jeszcze wiele do zrobienia.
„Tam na dole”
Ważne jest, żebyśmy znały swoją anatomię i wiedziały, jak o niej mówić – zarówno w gabinecie ginekologicznym, jak i w rozmowach z partnerem lub partnerką. Niestety, jak się okazuje, wielu z nas nazywanie narządów płciowych przychodzi z trudem.
Najnowsze badanie przeprowadzone w czerwcu przez Spacecamp na zlecenie AA Oceanic pokazuje, jak Polki mówią na swoje intymne części ciała. Na podium pojawiły się trzy określenia: „pochwa” (45 proc.), „cipka” (35 proc.) i „wagina” (15 proc.). Aż 11 proc. z nas używa nazwy „muszelka”, a 13 proc. w ogóle nie korzysta z żadnego konkretnego określenia, zadawalając się po prostu opisami „tam na dole” czy „te miejsca”. 7 proc. kobiet używa nazw „joni”, „pusia”, „siusia”, „pippi”, a nawet… „pupa”.
Obszar tabu
Na szarym końcu zestawienia znalazło się anatomiczne określenie „wulwa”, którym posługuje się zaledwie… 1 proc. Polek. Z czego to może wynikać?
Jak podkreślił ostatnio w rozmowie z nami polonista Mateusz Adamczyk, co prawda słowo „wulwa”, w przeciwieństwie do „sromu”, jest nienacechowane, ale dla wielu brzmi „zagrażająco”. Często kobietom kojarzy się negatywnie – z lawą, czymś, co wybucha.
„My w ogóle boimy się i unikamy słów, które dotyczą sfery seksu, dlatego że przez długi czas był to obszar tabu – i znajduje to swoje odzwierciedlenie w języku ogólnym. Znajdziemy w nim bardzo mało nienacechowanych słów, które dotyczą seksualności. Widać więc wyraźnie, że jest to coś, o czym jako społeczeństwo nie chcemy albo do tej pory nie chcieliśmy publicznie rozmawiać. W tej chwili to się zmienia. Między innymi dyskusja wokół słowa 'cipka’ pokazuje, że narodziła się potrzeba, żeby wypracować język strefy seksu i seksualności – tak, aby móc o tym rozmawiać otwarcie, nie bojąc się na przykład wulgaryzacji” – mówił w rozmowie z HelloZdrowie Adamczyk.
Jedno jest pewne: mówienie o naszych narządach płciowych jedynie językiem medycznym, żartobliwym albo wulgarnym, jest szkodliwe. Potrzebne nam są neutralne określenia na kobiece części intymne. A to, czy każdy powinien znaleźć odpowiednią nazwę dla siebie, czy powinno zostać wypracowane jedno „obowiązujące” określenie, ciągle pozostaje tematem dyskusji językoznawców, edukatorów seksualnych i seksuologów. Nie podlega dyskusji na pewno to, że najbardziej szkodliwe, a może nawet wręcz niebezpieczne, jest niemówienie o naszej anatomii w ogóle.
Zobacz także

„Mamy do wykonania pracę ze złością i wstydem. Dotyczy to nie tylko cipki, ale też tego, jak się czujemy z naszymi pośladkami” – mówi Agata Loewe

„Kiedy kobiety będą gotowe do uniesienia spódnicy, to znaczy, że przeszły kolejny poziom emancypacji. Nie mogę się tego doczekać” – mówi Iwona Demko, artystka-waginistka

Jak prawidłowo myć miejsca intymne? Pokazuje ginekolożka Agnieszka Nalewczyńska
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy

Dlaczego mężczyźni udają orgazm? Michał Pozdał: „Kobietom chyba trudniej przyjąć i zrozumieć psychologiczne powody niż te medyczne”

Ginekolożka skrytykowana za słowa o zmuszaniu się do seksu. „To brak podstawowej wiedzy na temat seksualności”

Tu lekarz mężczyzna nie może zbadać pacjentki. Nawet gdyby chciał, jej mąż na to nie pozwoli. Nieleczone kobiety umierają

Dominika Drop: „Moje dildo nie muszą być schowane na dnie szuflady, ale mogą stać na półce w salonie, być ozdobą i rodzić dyskusje”
się ten artykuł?