„Terapeuci zalecają, żeby przerobić żałobę po nieudanym dzieciństwie” – mówi o parentyfikacji dr Jolanta Żarczyńska-Hyla
Parentyfikacja, czyli odwrócenie ról w rodzinie, występuje nie tylko w domach dysfunkcyjnych: zdarza się również w tzw. dobrych domach, które cieszą się dużą akceptacją społeczną i w których standard życia jest wysoki. Dzieci nie są jednak gotowe na to, żeby zaspakajać potrzeby emocjonalne swoich rodziców. – Każda osoba parentyfikowana powinna zdać sobie sprawę, że nie jest odpowiedzialna za dobrostan swojego rodzica – podkreśla dr Jolanta Żarczyńska-Hyla z Instytutu Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Opolskiego.
Ewa Podsiadły-Natorska: Kiedy w rodzinie dochodzi do parentyfikacji?
Dr Jolanta Żarczyńska-Hyla: Wtedy, gdy rodzice nie chcą albo nie mogą wypełniać swoich ról rodzicielskich. Parentyfikację uważa się za pewną formę zaniedbania; rodzice, którzy zaniedbują swoje dzieci, nie zaspokajają ich podstawowych potrzeb – fizjologicznych, emocjonalnych, edukacyjnych lub zdrowotnych. Dziecko, próbując utrzymać więź z rodzicem, który przestaje się nim interesować, zaczyna interesować się sprawami rodzica, zaniedbując własne potrzeby. Zjawisko parentyfikacji znane jest od bardzo dawna, ale przez długie lata nie było nazywane; definicję uzyskało dopiero kilka dekad temu i od razu wzbudziło bardzo duże zainteresowanie, bo okazuje się, że parentyfikacja jest zjawiskiem powszechnym.
Czy dysponujemy statystykami dotyczącymi skali tego problemu?
W Polsce w zasadzie nie robi się badań statystycznych dotyczących parentyfikacji. Mogę się jednak powołać na własne badania, które były kilkukrotnie robione od 2016 roku w grupie adolescentów oraz młodych dorosłych, zarówno w woj. opolskim, jak i w woj. zachodniopomorskim przez moich kolegów-badaczy z Uniwersytetu Szczecińskiego. Zastosowaliśmy bardzo dobre, znane w całym świecie narzędzia i uzyskaliśmy niemal identyczne wyniki w obu ośrodkach. Z badań wynika – czym sami byliśmy zaskoczeni – że parentyfikacja dotyczy 70 proc. osób.
To bardzo dużo!
Tak, choć zjawisko wciąż nie jest dobrze rozpoznane. Jedna z moich studentek powiedziała mi kiedyś: „Ja nie jestem DDA, ale nie wiem, kim jestem, bo mam takie dziwne cechy”. Okazało się, że w dzieciństwie była parentyfikowana. Oczywiście natężenie parentyfikacji bywa różne; czasami parentyfikacja skupiona jest na jednej czynności, kiedy np. dziecko staje się opiekunem młodszego rodzeństwa. Ale niekiedy dziecko całkowicie przejmuje zarówno obowiązki, jak i opiekę nad stanem psychicznym swoich rodziców. Parentyfikacja ma wtedy ciężki przebieg. U takich dzieci, jak wykazały badania, poczucie krzywdy i niesprawiedliwości są najwyższe.
Jakie są przyczyny parentyfikacji, czyli odwrócenia ról w rodzinie?
Jest ich bardzo wiele. Przyczyną mogą być uzależnienia rodziców, zaburzenia osobowości czy długotrwały konflikt w rodzinie, w który wciągane są dzieci. Może być to też niedojrzałość rodzicielska. Sama parentyfikacja ma różne oblicza. Mówimy o parentyfikacji instrumentalnej i emocjonalnej. Instrumentalna polega na tym, że dziecko przejmuje obowiązki rodzicielskie związane z prowadzeniem domu – to może być gotowanie, sprzątanie, pranie lub opieka nad rodzeństwem czy innymi członkami rodziny, np. schorowanymi dziadkami.
A parentyfikacja emocjonalna?
Ma miejsce, kiedy dziecko odpowiada za dobrostan rodziców bądź rodzica, bo nie zawsze dwójka rodziców musi parentyfikować – badania pokazują, że z reguły osobami parentyfikującymi są matki. Takie dziecko staje się przyjacielem dorosłych albo dorosłego, powiernikiem, czasem mediatorem, jeśli w rodzinie ma miejsce długotrwały konflikt. Może być terapeutą czy wreszcie pocieszycielem, czyli osobą, która dba o dobre samopoczucie rodzica: komplementuje, usuwa przeszkody, żeby rodzic nie wpadał w zły nastrój. Jest obserwatorem emocji, a równocześnie dba o to, żeby dobry nastrój nie znikał. Parentyfikacja emocjonalna wywołuje znacznie gorsze skutki, jeśli chodzi o funkcjonowanie dzieci.
Dlaczego?
Bo dzieci nie są gotowe na to, żeby zaspakajać potrzeby emocjonalne rodziców. A rodzic, np. rozwodzący się, wciąga dziecko w swoje sprawy. Matka do córki, która rozpacza z powodu rozwodu rodziców i wyprowadzki ojca z domu, mówi: „Nie płacz za nim, on był beznadziejny, nawet do łóżka się nie nadawał”. Czy ośmiolatka jest w stanie zrozumieć coś takiego? Obciążenie bywa więc bardzo silne. Naukowcy wyróżniają jeszcze dwa rodzaje parentyfikacji: adaptacyjną i destrukcyjną.
Wytłumaczmy, czym są.
Parentyfikacja adaptacyjna ma charakter okazjonalny i może przynosić dzieciom pewnego rodzaju korzyści, gdy dochodzi do niej w wyniku zdarzeń losowych – nagle matka trafia do szpitala albo musi wyjechać do ciężko chorych rodziców. Jeśli dzieci okazjonalnie przejmują jej obowiązki i są na to rozwojowo gotowe, a przy tym parentyfikacja nie jest ukrywana, tylko jawna – dziecko ma świadomość, że chwilowo zastępuje rodzica, a rodzic jest mu za to wdzięczny – to wtedy nie ma destrukcyjnych konsekwencji parentyfikacji i taka sytuacja może być dla dziecka ciekawym doświadczeniem. Bo jeśli 13-latek przygotuje dla rodziny zupę i okaże się ona smaczna, to on może zechcieć zrobić to ponownie. Natomiast jeśli zupę gotuje 4-latek, to sprawa wygląda zupełnie inaczej.
”Kiedy ci ludzie, tacy dzielni, którzy w młodości trzymali swoje rodziny w ryzach, wchodzą w dorosłość, okazuje się, że nie potrafią podołać różnym przeciwnościom losu – problemom zawodowym, zdrowotnym itp. Ich zasoby się wyczerpały”
Zgoda.
Do parentyfikacji destrukcyjnej, jeśli nie została spowodowana wydarzeniami losowymi, tak naprawdę może dochodzić bardzo wcześnie. Już w pierwszym roku życia obserwujemy styl przywiązania, jaki tworzy rodzic z dzieckiem. Te style są bezpieczne lub pozabezpieczne. Rodzic, który oddelegowuje swoje dziecko do bycia dzieckiem parentyfikowanym, tworzy z nim z reguły styl pozabezpieczny. Dziecko wówczas ok. 5. roku życia staje się gotowe (oczywiście tylko pozornie) do podjęcia roli rodzica.
Takie małe dzieci przyjmują na siebie rolę rodzicielską?
Owszem. Z drugiej strony nie wszystkie dzieci w rodzinach, w których potencjalnie może wystąpić parentyfikacja, stają się dziećmi parentyfikowanymi. Są sytuacje, kiedy dziecko nie posiada pewnych cech związanych z uspołecznieniem, empatią. Jednak te dzieci, które nie podejmują się bycia parentyfikowanymi, mają inne problemy: wpadają w choroby, uciekają z domu, wchodzą w grupy dewiacyjne. To, że rodzic nie wypełnia swojej roli, a dziecko jej nie przejmuje, wcale nie sprawia, że dziecko nieparentyfikowane jest chronione.
Jakie dzieci najczęściej ulegają parentyfikacji?
Badania pokazują, że najczęściej na dziecko parentyfikowane wybierane jest dziecko najstarsze, zwykle płci żeńskiej. Niedawno zakończyłam bardzo pracochłonne badania, w ramach których poznałam historie dorosłych rodzeństw, które doznały parentyfikacji w dzieciństwie. Jak dotąd udało mi się przeanalizować rodziny z problemem alkoholowym. Było ich 60. Okazało się, że w domach, w których jest notoryczny konflikt, a często też bieda, dzieci są zaniedbane, między rodzeństwem tworzy się więź kompensacyjna. Gdy nie ma ojca, bo pije, a matka jest osobą współuzależnioną albo ucieka z domu, rodzeństwo przejmuje rolę rodzicielską. Sama byłam zaskoczona tym, do czego zdolne są te dzieci. One wchodzą w bardzo wiele ról. Stają się dla siebie nawzajem rodzicami, pocieszycielami; rodzeństwo starsze, które jest głównym parentyfikowanym, z reguły opiekuje się rodzeństwem młodszym, chroni je, np. zakładając bratu lub siostrze słuchawki z muzyką, kiedy pijany ojciec wraca do domu. Albo broni fizycznie, czyli uczestniczy w bójkach.
Jak zmienia się psychika tych dzieci?
Chciałabym zauważyć jedną rzecz: zwykle opisuje się wpływ rodziców na dzieci, a trzeba sobie uzmysłowić, że dzieci są sprawcami wielu wydarzeń. Dziecko parentyfikowane, pomimo dramatu sytuacji, w której się znajduje, doznaje mocy. Jest sprawcą. Planuje, organizuje, zabezpiecza. W pewnym momencie wydaje się, że to może być czynnik ochronny, bo to nie jest dziecko, które się chowa. Ono walczy, osłania młodsze rodzeństwo i to wszystko nie pozwala mu zamknąć się w skorupie strachu. Czerpie swoją siłę z wewnętrznych zasobów. Często przyglądając się tym dzieciom, mówimy: „One są takie dzielne, świetnie sobie radzą”. Badani pod koniec wywiadów często podkreślali, że ciężka sytuacja w domu sprawiła, że jako dorośli są zaradni i zorganizowani. Ale prawda jest taka, że zasoby, z których oni czerpią, nie pochodzą z worka bez dna. Mają ograniczony charakter.
Co dzieje się potem?
Kiedy ci ludzie, tacy dzielni, którzy w młodości trzymali swoje rodziny w ryzach, wchodzą w dorosłość, okazuje się, że nie potrafią podołać różnym przeciwnościom losu – problemom zawodowym, zdrowotnym itp. Ich zasoby się wyczerpały. Parentyfikacja jest zjawiskiem, które przerasta dzieci lub dorosłych oceniających sytuację rodzinną z perspektywy retrospektywnej. W Stanach Zjednoczonych powstało szeroko zakrojone badanie medyczne dotyczące dorosłych dzieci, które w dzieciństwie doznały szeregu niekorzystnych doświadczeń. Okazało się, że te osoby w życiu dorosłym wiele z tych zdarzeń odchorowują. Pojawiają się choroby układu krążenia, cukrzyca, nowotwory oraz różnego rodzaju stany lękowe i depresyjne. I często te doświadczenia wywołują przedwczesne zgony.
Wspomniała pani, że parentyfikacja adaptacyjna może przynosić dzieciom pewnego rodzaju korzyści. Istnieją pozytywne strony parentyfikacji?
Pozytywne aspekty parentyfikacji to takie, kiedy dzieci w wyniku swoich doświadczeń uczą się bycia bardziej empatycznymi, mają więcej kompetencji społecznych, wchodzą w lepsze relacje, jednak tego wszystkiego można się nauczyć również bez parentyfikacji. Pozytywy tego zjawiska są możliwe pod warunkiem, że istnieje wspomniana okazjonalność; dziecko może się wtedy czegoś nauczyć, zostaje zauważone. Natomiast stosowanie parentyfikacji jako stylu wychowania wydaje się być niedopuszczalne. Główny problem leży jednak gdzie indziej…
Gdzie?
Te dzieci są niewidzialne. W Szwajcarii odbyły się badania, w ramach których przebadano pracowników trzech resortów: edukacji, służby zdrowia i pomocy społecznej. Jakież było zdziwienie badaczy, kiedy się okazało, że nauczyciele zapytani, czym jest bycie kołem ratunkowym w dzieciństwie i po czym można rozpoznać takie dzieci, nie potrafili odpowiedzieć! Nie wiedzieli też, jak można by tym dzieciom pomóc. Okazało się, że największą wiedzę, choć też nie za dużą, posiadają w tym zakresie pracownicy pomocy społecznej. A przecież to nauczyciele mają na co dzień do czynienia z dziećmi parentyfikowanymi. Mało tego, te dzieci przejawiają objawy, które świadczą o parentyfikacji, bo np. częściej, w porównaniu do rówieśników, mają nieobecności w szkole, spóźniają się. Często są nieprzygotowane do zajęć, na lekcjach mogą wykazywać oznaki zmęczenia. Bywa, że są bardzo „przylepne”, ponieważ niedobór ciepła rodzicielskiego powoduje, że szukają go na zewnątrz.
Nauczyciele nie reagują?
Nie, bo są skupieni na umiejętnościach akademickich swoich podopiecznych. Nasze wywiady w grupie 60 rodzin z problemem alkoholowym pokazały, że szkoła udaje, że nie widzi problemu. Tymczasem jeśli rodzice są niewydolni, rolę opiekuńczą mogliby pełnić dziadkowie czy właśnie nauczyciele. Wydawałoby się, że na tym etapie można by tym dzieciom pomóc, np. w formie terapii. Ale terapia nie mogłaby być tylko dla dziecka – musiałaby objąć również rodziców. Co ciekawe, wśród naszych badanych wiele osób chwaliło szkołę.
Bo była formą ucieczki.
Właśnie. Parentyfikowane dzieci w niej odpoczywały. W szkole znajdowały schronienie, nie musiały pracować fizycznie. Tylko szkoda, że ta szkoła nic nie mogła im dać. Nie jest to jednak problem typowo polski. W Skandynawii przeprowadzono badania dzieci, które wychowywały się z rodzicami z depresją. Okazało się, że dorośli z otoczenia zmuszali je, żeby nie przeszkadzały rodzicom, nie zawracały im głowy swoimi sprawami. Z perspektywy retrospektywnej dorosłe dzieci miały żal, że nikt się nimi nie przejmował, nie pytał, jak sobie radzą, gdy były dziećmi. W Polsce nie jest znana skala zjawiska dotycząca dzieci będących opiekunami ludzi chorujących. Ta pomoc jest związana z bardzo dużym wysiłkiem psychicznym i fizycznym, kiedy dziecko na przykład musi zmieniać opatrunki na niegojących się ranach albo z powodu obowiązków domowych zarywa szkołę, nie wspominając o tym, że nie ma czasu na wypoczynek i zabawę.
”Nawet po śmierci swoich rodziców dzieci parentyfikowane są nauczone, że mają dawać, zamiast brać, ponieważ w ich przekonaniu branie wiąże się z jakąś zapłatą, rewanżem”
Jakie mogą być jeszcze inne formy parentyfikacji?
W parentyfikacji rodzic może wybrać jedno z dzieci na swojego partnera. Ta forma parentyfikacji przynosi tragiczne konsekwencje. Tak dzieje się zwykle w rodzinach monoparentalnych, kiedy nie ma drugiego rodzica, wyjechał za granicę, przebywa w zakładzie karnym lub jest niedostępny. Wtedy jedno z rodziców wybiera sobie na partnera dziecko płci przeciwnej. Gdy będzie to syn i w życiu dorosłym wejdzie w związek z kobietą, będzie ją traktował instrumentalnie. Dlaczego? Bo będzie cały czas uwikłany w relację z własną matką. Rodzic może też występować w charakterze rówieśnika. Np. matka uzależniona od leków czy alkoholu boi się zostać sama w domu i prosi swojego syna: „Nie idź dziś do szkoły, zostań ze mną, pogramy razem w grę komputerową”. I syn daje się wciągnąć w jej gierki. Matka nie wykazuje się żadną odpowiedzialnością. Synowi grozi drugoroczność, bo on zaspokaja jej potrzeby.
Czy zawsze to musi być dom dysfunkcyjny?
Nie. Parentyfikacja zdarza się w tzw. dobrych domach, które cieszą się dużą akceptacją społeczną, gdzie rodzice są wykształceni, wykonują prestiżowe zawody, standard życia jest wysoki. Czy tam mówimy o czystym zaniedbaniu? To zależy. Jeśli pojawia się pracoholizm, to jak najbardziej. Ale często w tych domach jest nadmierna kontrola rodzicielska. Dziecko jest dobre wtedy, kiedy spełnia oczekiwania rodziców. Tutaj mamy do czynienia z parentyfikacją zawoalowaną – niby wszystko dzieje się dla dobra dziecka. Jednak takie dziecko w dorosłości nie potrafi być rodzicem, bo ono jako dorosły wciąż jest dzieckiem. I jakie ma żądanie wobec własnego dziecka, które przychodzi na świat? Zaopiekuj się mną, bo ja nie umiem tobą. Parentyfikacja zawoalowana trwa tak naprawdę przez całe życie, a często nawet po śmierci rodziców.
W jaki sposób?
Dzieci parentyfikowane często, jako osoby dorosłe, uciekają z domu, wyprowadzają się do innego miasta lub za granicę, ale parentyfikacja dalej trwa, bo mają wyrzuty sumienia i poczucie winy. Bywa też, że rodzic wymusza na swoim dorosłym dziecku opiekę albo je zawstydza. Tacy rodzice nie chcą powrócić do tzw. normalnej roli nawet w sytuacjach ekstremalnych, takich jak choroba dorosłego dziecka czy utrata przez niego pracy. Natomiast nawet po śmierci swoich rodziców dzieci parentyfikowane są nauczone, że mają dawać, zamiast brać, ponieważ w ich przekonaniu branie wiąże się z jakąś zapłatą, rewanżem. Część tych osób nie wyzwoli się z parentyfikacji nigdy, chyba że trafią na terapię, której celem jest przywrócenie równowagi między dawaniem a braniem.
Jak wyjść na prostą, będąc osobą parentyfikowaną w dzieciństwie?
Żeby się uwolnić, trzeba zmienić relację z rodzicami. Każda osoba parentyfikowana powinna zdać sobie sprawę, że nie jest odpowiedzialna za dobrostan swojego rodzica. To rodzic jest sam za to odpowiedzialny. Terapeuci zalecają, żeby przerobić żałobę po nieudanym dzieciństwie. Nie rozgrzebywać go, tylko je zamknąć i pogodzić się, że go nie było.
Terapia jest niezbędna, by zostawić za sobą przeszłość?
Znam osoby, które przeszły terapię i dalej opiekują się swoimi rodzicami. Znam też osoby parentyfikowane w dzieciństwie, które z terapii nie chcą skorzystać. Są wreszcie osoby, które dają radę, bo np. ich rola polegała na opiece nad chorymi rodzicami i one rozumiały tę sytuację, a ich relacja z rodzicami była prawidłowa.
Co jeszcze pomaga dorosłym parentyfikowanym w dzieciństwie?
Bardzo ważne jest, aby w dorosłym życiu wejść w związek z osobą, która stanie się partnerem; nie będzie zaspokajać potrzeb, które nie zostały zaspokojone w dzieciństwie. Zwykle jednak parentyfikacja zostawia ślad. Np. osoby, które były w dzieciństwie parentyfikowane, często wybierają sobie zawody, które polegają na pomaganiu innym: stają się terapeutami, nauczycielami, pracują w służbie zdrowia. Zauważono jednak, że częściej w porównaniu do osób nieparentyfikowanych narażone są na wypalenie zawodowe.
Dr Jolanta Żarczyńska-Hyla – jest nauczycielką akademicką zatrudnioną na Uniwersytecie Opolskim. Prowadzi badania koncentrujące się wokół potencjalnych zagrożeń rozwojowych występujących w okresie dzieciństwa, dorastania i dorosłości. Analizuje uwarunkowania, skalę i konsekwencje zjawiska parentyfikacji. Interesuje się również rozwojowymi zaburzeniami koordynacji ruchowej (DCD). Jest autorką i trenerką nowatorskiego cyklu warsztatów edukacyjno-interwencyjnych skierowanych do nauczycieli, terapeutów i rodziców wspierających jednostki z utrudnieniami w rozwoju.
Polecamy
Rusza projekt Aktywny Rodzic. Sprawdź, jakie finansowe wsparcie może ci przysługiwać
Gdy twoje dziecko się boi, sięgnij po tę książkę. „Lęk u dzieci” pod matronatem Hello Zdrowie
„Lex Kamilek” zmienia zasady w szkołach. Część rodziców musi przedstawić zaświadczenie o niekaralności
„Ojciec mnie nie kochał. Dostawał kolejne szanse i z nich nie korzystał”. Kayah opowiedziała o swojej traumie
się ten artykuł?