Przejdź do treści
Artykuł sponsorowany

Czy naprawdę jest cichszy niż szept? Testowałam szwedzki oczyszczacz powietrza Blueair Blue 3210 przez miesiąc! Zostanie ze mną na dłużej?

Oczyszczacz powietrza Blueair Blue 3210
Oczyszczacz powietrza Blueair Blue 3210 - test / Materiały prasowe
Podoba Ci
się ten artykuł?

Jako dziennikarka medyczna muszę to przyznać – mam obsesję na punkcie zdrowego trybu życia. I nie chodzi mi tylko o dbanie o psychikę, zbilansowaną dietę czy aktywność fizyczną. Podstawą wszystkiego jest czyste powietrze. A jak wiadomo – tego w Polsce mamy zdecydowanie za mało. Kiedy więc dostałam możliwość przetestowania oczyszczacza Blueair Blue 3210, zgodziłam się bez wahania. Testowałam go przez 30 dni i poddawałam wielu próbom. Jak sprawdził się ten model w 45 m²  mieszkaniu na nowym osiedlu, które (nieustannie) jest w trakcie budowy? I czy zostanie ze mną na dłużej?

Blueair Blue 3210 – pierwsze wrażenie

Oczyszczacz powietrza zaskoczył mnie (pozytywnie!) już w pierwszej chwili, gdy kurier przyniósł go pod drzwi mojego mieszkania. Blueair Blue 3210 jest bowiem niesamowicie lekki, dzięki czemu bez problemu mogłam go przenosić w każdy zakątek domu, gdzie tylko chciałam. Naprawdę w każdy – dzięki wlotowi powietrza 360° możemy go umieszczać w dowolnym miejscu w pomieszczeniu bez obniżania jego wydajności. Musimy jedynie pamiętać o zachowaniu 10 cm dystansu od innych obiektów.

Uwagę zwraca również jego wygląd. Oczyszczacz, dzięki kolorystyce inspirowanej skandynawską naturą, pasuje niemal do każdego pomieszczenia. Standardowo Blueair Blue 3210 jest wyposażony w filtr wstępny w kolorze Arctic Trail (czyli jest ciemnoszary), ale w ofercie są również kolory tj. Winter Reed (jasnoszary), Archipelago Sand (różowy), Aurora Light (zielony) i Night Waves (granatowy). Ja wybrałam kolor ciemnoszary, który pasuje i do morskiej tapety w salonie, i do zielonej ściany w sypialni.

Brudny filtr możemy po prostu odkurzyć albo wrzucić do pralki i wyprać w 40 stopniach. Ściąga się go bardzo łatwo – jest na zwykły rzep. I tu producentowi tej szwedzkiej marki należą się duże brawa!

Czyste powietrze w kilka sekund? Przetestowałam

Oczyszczacz jest bardzo prosty w obsłudze. Zadowolone więc będą osoby, które (tak jak ja!) nie lubią tracić czasu na czytanie przydługich i nudnych instrukcji obsługi. Tutaj jest prosto, zwięźle i na temat. Oczyszczacz włącza się poprzez podłączenie kabla zasilającego do gniazdka w ścianie oraz poprzez naciśnięcie przycisku dotykowego. Jedno kliknięcie wystarczy też, by wyregulować tryb prędkości wentylatora. Możemy wybrać pomiędzy trybem automatycznym, nocnym, dziennym oraz trybem boost.

Z instrukcji dowiemy się, że Blueair Blue 3210 jest wyposażony w filtr wstępny i filtr główny HEPASilent™, który skutecznie usuwa 99,97 proc. cząsteczek do rozmiaru 0,1 mikrona, takich jak: alergeny, kurz, pyłki, sierść czy pleśń. Skąd oczyszczacz wie, że powietrze potrzebuje oczyszczenia? Dzięki wbudowanemu laserowemu czujnikowi cząstek, który mierzy stężenie pyłu zawieszonego (PM2,5) w pomieszczeniu. To, czym aktualnie oddychamy, możemy sprawdzić, patrząc na wskaźnik jakości powietrza umieszczony na urządzeniu. To dioda, która świeci na niebiesko (jeśli powietrze jest dobre), żółto (jeśli powietrze jest umiarkowanie dobre) oraz na czerwono (gdy powietrze jest bardzo zanieczyszczone).

Czy działanie oczyszczacza można poczuć bez patrzenia na migającą diodę? Tak! Przekonałam się o tym, zostawiając włączone urządzenie w zamkniętej sypialni. Już po godzinie powietrze w pomieszczeniu było bardziej rześkie. Od tamtej chwili oczyszczacz w sypialni to mój must have!

Warto też wiedzieć, że warstwa aktywnego węgla kokosowego mieszcząca się w filtrze redukuje nieprzyjemne zapachy domowe i dym. I jeśli o pochłanianiu dymu nic powiedzieć nie mogę, to z informacją o redukcji zapachów domowych zgadzam się w pełni. Oczyszczaczowi niestraszna jest ryba w piekarniku czy kotlet schabowy smażony na głębokim tłuszczu.

Kobieta jadąca na rowerze w masce antysmogowej

Cichszy niż szept? Sprawdzam!

Kolejny plus dla Blueair Blue 3210? Energooszczędność. Jak zapewnia producent, model zużywa mniej energii niż przeciętna żarówka LED. Z powodzeniem może być więc włączony przez cały dzień. Warto wspomnieć tutaj też o zasadzie „jeden pokój = jeden oczyszczacz”. Model, który testowałam, idealnie nadaje się do mniejszych pomieszczeń, np. sypialni o powierzchni do 17 m². I to właśnie w sypialni najczęściej korzystałam z jego działania przez ostatni miesiąc.

Jako osoba wysoko wrażliwa niezwykle cenię sobie sprzęty, które działają, nie zakłócając przy tym codziennego życia w domu. Jak w tej kategorii wypadł model Blue 3210? Perfekcyjnie. W najniższym trybie pracy oczyszczacza w ogóle go nie słychać. Jak czytamy na stronie producenta, generuje on wtedy 18 db(A), co oznacza, że jest cichszy niż szept. Najwyższy tryb (48 dB(A)) możemy natomiast porównać do zwykłej rozmowy. Jeśli więc zastanawiasz się, czy model Blue 3210 w sypialni to dobry pomysł, odpowiadam – zdecydowanie tak. Nie musisz też bać się o to, że świecąca dioda będzie przeszkadzać ci w zasypianiu. W trybie nocnym dioda w ogóle się wyłącza, więc oczyszczacz nie emituje żadnego światła.

Oczyszczacz powietrza Blueair Blue 3210

Oczyszczacz powietrza Blueair Blue 3210 – test / Materiały prasowe

Model Blueair Blue 3210 – podsumowanie

Lekkość, energooszczędność i skuteczne działanie zamknięte w prostym designie modelu Blue 3210 idealnie wpasowały się do mojego mieszkania. Powietrze jest zdecydowanie bardziej oczyszczone – widać to szczególnie po filtrze, który już po dwóch tygodniach nadawał się do oczyszczenia. Nic jednak dziwnego – mieszkanie w nowym budownictwie, na osiedlu, które nieustannie się rozrasta, jest związane z życiem w pyle i kurzu.

Po 30 dniach testowania modelu Blue 3210 wiem jedno – oczyszczacz zostaje ze mną na dłużej.

 

Materiał powstał we współpracy z partnerem Fore.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?