Przejdź do treści

„The Economist”: „ADHD nie powinno być traktowane jako dysfunkcja, którą należy naprawić”

Młoda kobieta patrzy w dal, ma czerwone usta, kreski na powiekach, złote kolczyki koła i biały t-shirt
Nie zmieniajmy na siłę ludzi, dostosujmy do nich miejsca / Zdjęcie: Adobe Stock
Podoba Ci
się ten artykuł?

Nie jest tak, że osoba z ADHD nie wyrabia na zakrętach i nie ogarnia codzienności, to świat nie nadąża za neuroróżnorodnością. „Zamiast próbować uczynić ludzi 'normalnymi’, rozsądniej – i taniej – jest dostosować szkoły i miejsca pracy do neurodywersyfikacji” – czytamy w artykule „The Economist”. Autorzy publikacji twierdzą, że pierwszym krokiem do zmiany powinno być odejście od przekonania, że ADHD jest zaburzeniem.

„ADHD nie powinno być traktowane jako zaburzenie”

Szacuje się, że ADHD występuje u ok. 4 proc. populacji osób dorosłych, co oznacza, że potencjalnie w Polsce jest milion dorosłych, którzy spełnialiby kryteria diagnozy. Jak mówiła w rozmowie z Hello Zdrowie psycholożka Renata Sikorska zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi, czyli ADHD (ang. attention deficit hyperactivity disorder) przez długi czas był kojarzony głównie z biegającym chłopcem w wieku szkolnym, który nie potrafił usiedzieć w miejscu i był nadmiernie ruchliwy.

„Dziewczynki często były pomijane w kontekście tej neurodywersyfikacji, ponieważ ich objawy z reguły przejawiały się w inny sposób. One częściej internalizowały różnego rodzaju trudności, 'rozpakowując’ je w miejscach dla nich bezpiecznych, dlatego też impulsywność w ich przypadku nie była tak widoczna” – tłumaczyła.

To, że dawniej neuroróżnorodność nie była rozważana w kontekście kobiet, doprowadziło do opóźnionych diagnoz. Obecnie liczba diagnoz ADHD szybko rośnie we wszystkich grupach wiekowych, a największe wzrosty dotyczą młodych i średnich kobiet – donosi „The Economist”.

„Obecnie ADHD jest traktowane jako coś, co albo się ma, albo nie. To binarne podejście do diagnozy ma dwie konsekwencje” – czytamy.

Brytyjski magazyn w swoim artykule wyjaśnia, że z jednej strony prowadzi to do niewydolności systemu opieki zdrowotnej, bo tworzą się gigantyczne listy oczekujących na diagnozę, a także systemu edukacji specjalnej, który personalnie również notuje deficyty. Mówiąc krótko, brakuje wykwalifikowanych osób, które mogą pracować ze zdiagnozowanymi uczniami.

„Druga konsekwencja występuje, gdy ADHD jest traktowane jako dysfunkcja, którą należy naprawić. Prowadzi to do strasznego marnotrawstwa ludzkiego potencjału. Zmuszanie się do dopasowania do 'normy’ jest wyczerpujące i może powodować lęk i depresję” – argumentuje „The Economist”.

Powstrzymywanie emocji i swoich zachowań pochłania sporo energii i rodzi różnego rodzaju skutki uboczne. Konkluzja jest taka, że ma to swoją cenę, wcale nie niską. Pojawia się pytanie, czy zatrzymywanie impulsu jest właściwą drogą? Odpowiedź nasuwa się sama.

Nie zmieniajmy ludzi, dostosujmy otoczenie

„The Economist” podaje, że w przypadku osób, u których objawy są mocno nasilone, leki i terapia pod okiem specjalisty są kluczowe. Nie tylko z uwagi na odnalezienie się w rzeczywistości szkolnej, a później zawodowej, ale z troski o kondycję psychiczną, która bywa wystawiana na próbę, jeśli zachodzi konieczność ciągłego tłumienia objawów (bo otoczenie tego oczekuje).

„Ale u większości osób z ADHD objawy są na tyle łagodne, że znikają, gdy otoczenie działa na ich korzyść. Zamiast próbować uczynić ludzi 'normalnymi’, rozsądniej — i taniej — jest dostosować klasy i miejsca pracy do neurodywersyfikacji” – sugeruje brytyjski magazyn.

Za przykład podaje przypadek szkoły w Portsmouth, na południu Anglii, gdzie tamtejsi nauczyciele zostali przeszkoleni w zakresie oceny profilu neurodywersyfikacji dziecka na podstawie cech, które obejmowały mowę, poziom energii, uwagę i zdolność adaptacji. Miało to na celu znalezienie punktów, w których dzieci potrzebowały wsparcia (np. łatwo się rozpraszały), a także zidentyfikowanie ich mocnych stron. Jednym ze sposobów na ułatwienie uczniom z cechami typu ADHD odnalezienia się w sytuacji szkolnej było dostosowanie zajęć do ich różnych wymagań. Sprawdziły się zajęcia, które łączyły w sobie elementy siedzenia, stania i pracy w grupach.

„Większa swoboda wyboru godziny, na którą można przyjść do szkoły lub pracy może pomóc tym, którzy są wyczerpani przeciążeniem sensorycznym wywołanym porannym pośpiechem. Podsumowania lekcji lub notatki z pracy w punktach, słuchawki z redukcją hałasu i ciche kąciki również mogą pomóc” – podpowiada „The Economist”.

Jak czytamy, takie podejście powinno być powszechne nie tylko w szkole, ale także w miejscach pracy.

„Lepsze zrozumienie neurodywergencji zmniejszyłoby nękanie w szkołach i pomogłoby menedżerom zrozumieć, że osoby neurodywergentne są często specjalistami, a nie generalistami. Mogą być kiepscy na dużych spotkaniach lub w hałaśliwych klasach, ale wyjątkowi w takich sytuacjach, jak wykonywanie kilku zadań na raz, a także powtarzalne czynności, wymagające zwracania uwagi na szczegóły” – pisze brytyjski magazyn.

Bo zmieniać powinniśmy miejsca, a nie ludzi. Delegować zadania przez pryzmat umiejętności, a nie systemowo. Zdaniem „The Economist” to właśnie tolerowanie ludzkich różnic, a nie odsyłanie ich do lekarzy, „jest najlepszym sposobem, aby pomóc rosnącej liczbie osób oczekujących na diagnozę ADHD”.

Źródło: The Economist

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?