Toksyczne bujanie w obłokach. Kiedy marzenia stają się ucieczką od realnego życia, mówi dr Monika Kornacka
Tworzą scenariusze, które sprawiają, że życie staje się lepsze. Mają przyjaciół, partnerów, dzieci. Problem polega na tym, że to jedynie świat fikcji wytworzony w głowie osób, które ulegają nadmiernemu, nieprzystosowanemu marzycielstwu. – Jeśli przez bujanie w obłokach nie wykonujemy zadań, do których się zobowiązujemy, ograniczamy relacje z innymi, zaniedbujemy nasze hobby, to już jest sygnał ostrzegawczy – mówi o nieadaptacyjnych marzeniach dr Monika Kornacka, psycholożka, kierowniczka Interdyscyplinarnego Laboratorium Regulacji Emocjonalnej i Procesów Poznawczych i wykładowczyni na Uniwersytecie SWPS.
Ewa Wojciechowska: Oglądałam niedawno film pt. „Sekretne życie Waltera Mitty”. Przedstawia on marzyciela, który co chwila ucieka w świat fantazji, nazywając te chwile „zamyśleniem”. W swojej wyobraźni bywa słynnym himalaistą, kosmonautą czy herosem doświadczającym niebezpiecznych przygód. Wszyscy mamy w sobie takiego Waltera Mitty’ego?
Dr Monika Kornacka: Dzienne marzenia są całkowicie naturalne i zdarzają się chyba wszystkim. Najczęściej mają one funkcję mobilizującą nas do działania, pozwalają odetchnąć, zebrać myśli, czy zauważyć to, czego brakuje nam w życiu. Problem zaczyna się wtedy, kiedy nadmierne fantazjowanie zakłóca nasze funkcjonowanie w realu.
W sieci nie brakuje osób, które piszą, że codziennie zanurzają się w świat nieprzystosowanych marzeń. Pani stara się zbadać ten świat. Skąd wzięło się zainteresowanie dziennymi marzeniami i odpływaniem w fantazję?
Od ponad dziesięciu lat zajmuję się tak zwanymi powtarzającymi się negatywnymi myślami, czyli zamartwianiem się o przyszłość czy roztrząsaniem przeszłości, głównie w kontekście depresji oraz zaburzeń lękowych. Na początku ideą projektu badającego spontaniczne myśli niezwiązane z zadaniem, czyli tzw. daydreaming, było sprawdzenie, w jaki sposób u niektórych osób takie całkiem naturalne odpływanie myślami od zadania przeradza się w nieadaptacyjne myśli utrudniające życie.
Kiedy jednak ze współpracownikami z Uniwersytetu w Grenoble zaczęliśmy przeglądać literaturę, okazało się, że jest tam sporo zamieszania, ponieważ już coraz częściej mówimy np. o pozytywnych powtarzających się myślach, pozytywnych ruminacjach, a jest też sporo badań, które mówią nam o nieadaptacyjnym odpływaniu w dzienne marzenia. Postanowiliśmy sprawdzić, jakie są różnice pomiędzy tymi myślami. Należy też zaznaczyć tu, że każde z tych myśli są niezwiązane z zadaniem. Oznacza to, że występują wtedy, kiedy mamy przed sobą konkretną rzecz do zrobienia i zaczynamy myśleć o czymś innym.
To coś złego, jeśli czasem odpłyniemy myślami od zadania?
To całkiem naturalne. My chcemy sprawdzić jednak, jakie charakterystyki takich myśli i w jakich sytuacjach powodują, że czasami odczuwamy negatywne konsekwencje tego typu „marzycielstwa” głównie na poziomie regulacji emocjonalnej i naszego nastroju.
Co muszą robić uczestnicy tego badania?
Używają aplikacji mobilnej stworzonej do tego badania i kilka razy dziennie odpowiadają w losowo wybranych momentach, czy ich myśli są akurat skupione na zadaniu, które wykonują, czy wręcz przeciwnie. Jeśli uciekają w świat marzeń, pytamy ich np. o to, jak bardzo konkretne są te myśli, czy są możliwe do zwizualizowania, czy są przyjemne lub nie. Istnieją bowiem badania, które pokazują, że np. konkretność albo to, czy myśli są pozytywne, czy negatywne, może mieć znaczenie w tym, jak wpływają one na naszą regulację emocjonalną.
Muszę też tu wspomnieć o drugim kluczowym elemencie, który wpływa na to, czy nasze bujanie w obłokach będzie adaptacyjne czy nie. Chodzi tutaj o funkcję dziennych marzeń, czy one służą nam do tego, żeby mieć przerwę w jakimś trudnym zadaniu, co w większości przypadków jest adaptacyjne i potrzebne, czy służą nam do unikania zadania, z którym boimy się zmierzyć. Podsumowując, staramy się sprawdzić, jakie charakterystyki i funkcje bujania w obłokach sprawiają, że nasza regulacja emocjonalna może być prawidłowa albo może się pogorszyć.
Czyli adaptacyjne dzienne marzenia, które są całkiem normalne, mogą rozwinąć się w nieadaptacyjne?
Jak najbardziej. To jednak w dużej mierze zależy od naszego nastroju, funkcjonowania i kontekstu w jakim się pojawiają. Może zdarzyć się tak, że myśli niezwiązane z zadaniem wcześniej pomagały nam wyregulować trudne emocje. Z czasem jednak tracą swoją funkcję i sprawiają, że unikamy stresujących sytuacji, z którymi powinniśmy się skonfrontować.
Na co wtedy należy zwrócić uwagę? Jakie objawy świadczą o tym, że przekroczyliśmy tę granicę?
Z jednej strony są to objawy związane z naszym nastrojem, emocjami, podwyższonym lękiem czy negatywnym nastrojem. Ważnym sygnałem jest to, jak to marzycielstwo na nas wpływa. Jeśli przez bujanie w obłokach nie wykonujemy zadań, do których się zobowiązujemy, ograniczamy relacje z innymi, zaniedbujemy nasze hobby, to już jest sygnał ostrzegawczy.
”Marzenie o danej sytuacji staje się nieadaptacyjne, jeśli jest dla nas ucieczką przed konfrontacją z nią. Zamiast się przygotować, intensywnie myślimy o tej sytuacji i tworzymy tyle scenariuszy, że w rezultacie nigdy nie przechodzimy do konkretnego działania”
Znalazłam w internecie historię mężczyzny, który opowiadał, że w swojej głowie stworzył całą rodzinę – żonę, dwójkę dzieci, psa. Pisał, że wraca z pracy do domu, siada przy stole lub na łóżku i zanurza się w fantazjach, odpływając od rzeczywistości na długie godziny.
To jest bardzo dobry przykład, który pokazuje, jak ta funkcja adaptacyjna dziennych marzeń, która pomaga nam w codziennym funkcjonowaniu i regulacji emocjonalnej, może się nagle zmienić.
Jedną z funkcji dziennych marzeń jest planowanie, co jest naturalne dla większości z nas, kiedy mamy przed sobą ważne zadanie. Wyobrażamy sobie, jak je wykonamy, tworzymy scenariusz i wszystko planujemy. I to jest jak najbardziej w porządku, ponieważ pomaga nam przygotować się na konfrontację z daną sytuacją. Marzenie o tej sytuacji staje się nieadaptacyjne, jeśli jest dla nas ucieczką przed konfrontacją z nią. Zamiast się przygotować, intensywnie myślimy o tej sytuacji i tworzymy tyle scenariuszy, że w rezultacie nigdy nie przechodzimy do konkretnego działania. To jest mechanizm, który bardzo często zdarza się w zaburzeniach lękowych, kiedy pacjenci tak bardzo martwią się o daną sytuację, tworzą w głowie tyle, czasami bardzo mało prawdopodobnych scenariuszy, że w rezultacie nie konfrontują się z nią.
Nie można jednak im zarzucić, że nic nie robią, bo cały czas o tej sytuacji myślą, rozważając ją na milion sposobów. To jednak jest trochę taką wymówką przed samym sobą. Często jednak ten mechanizm działa na zasadzie błędnego koła – katastroficzne scenariusze tak podnoszą nasz lęk, że zmierzenie się z daną sytuacją w rzeczywistości staje się coraz większym wyzwaniem.
Skłonność do nieadaptacyjnych marzeń może mieć podłoże w dzieciństwie, kiedy tak przyzwyczajamy się do fantazjowania i kreowania postaci, przyjaciół, że w dorosłym życiu trudno jest przestać?
Nie musi mieć korzeni tylko w dzieciństwie, ponieważ na każdym etapie życia dzienne marzenia mogą pomagać nam w codziennym funkcjonowaniu. Wtedy uczymy się ich używać, a w niektórych sytuacjach stają się niejako nawykiem. Ważne, by zwrócić uwagę na moment, w którym nasze fantazje stają się ucieczką od realnego życia.
Fantazjowanie może stać się nałogiem? Niektóre osoby tworzą scenariusze, które wciągają bardziej niż niejeden dobry film akcji…
Można to tak nazwać, ponieważ te myśli stają się taką bezpieczną przestrzenią. Wróćmy tu do przykładu pana, który stworzył sobie rodzinę w wyobraźni. Przypuszczam, że dzięki dziennym marzeniom nie musiał konfrontować się w realu z sytuacją szukania partnerki czy partnera, zakładania rodziny, która to sytuacja mogłaby być stresująca czy wywołać lęk przed odrzuceniem i nieudanymi próbami. W jego wyobraźni wszystko szło tak, jak chciał. To jednak błędne koło. Co prawda w wyobraźni stworzył idealną rodzinę i wszystko szło tak jak trzeba, ale możemy sobie tylko wyobrazić jaką frustrację mógł przeżywać, myśląc o tym, że to co ma w wyobraźni, nijak nie przekłada się na rzeczywistość. Dodatkowo, cały ten czas spędzony na rozmyślaniach i tworzeniu ideału w marzeniach to czas, którego nie mógł spożytkować na realne działanie.
”Nadmierne marzycielstwo staje się nawykiem. Zastąpienie go innym lub zahamowanie wymaga nie tylko sporo pracy i czasu, ale wyrozumiałości dla samego siebie”
W jaki sposób można leczyć takie nieadaptacyjne marzenia?
Słowo „leczyć” jest tutaj zbyt mocne. Na razie w podręcznikach diagnostycznych nie ma takiej jednostki jak nieadaptacyjne dzienne marzenia, choć wiemy już, że one występują w niektórych zaburzeniach. Istnieje jednak kilka sposobów na poradzenie sobie z nadmiernym marzycielstwem. Pierwszym i najważniejszym krokiem jest uświadomienie sobie, kiedy dzienne marzenia utrudniają codzienne funkcjonowanie (oczywiście nie możemy wylewać dziecka z kąpielą – pamiętajmy, że takie myśli mają też swoją ważną adaptacyjną funkcję, o której mówiłyśmy wcześniej). Należy również zastanowić się, w jakich aspektach przeszkadzają, czy powodują obniżenie nastroju lub blokują przed podjęciem jakichś aktywności. Natomiast drugą kluczową kwestią jest sprawdzenie, jaką funkcję u danej osoby spełnia fantazjowanie. Czy służy planowaniu, oderwaniu się od nudnego zadania, czy jest ucieczką i unikaniem sytuacji lub emocji, z którymi trudno sobie poradzić. Kiedy już uzyskamy te informacje, to jesteśmy do przodu w walce i radzeniu sobie z nieadaptacyjnymi dziennymi marzeniami.
Następnie proponuje się kilka rozwiązań. Jednym z nich może być trening konkretności, czyli sprawianie, żeby ta nasza dywagacja myśli była jak najbardziej konkretna. Tutaj możemy wrócić do funkcji dziennych marzeń – jeśli mają służyć planowaniu i motywowaniu nas do działania, to powinny być jednak choćby w niewielkim stopniu zakorzenione w rzeczywistości. Mamy też rozwiązania w postaci aktywacji behawioralnej, czyli zastąpienia dziennych marzeń jakimiś konkretnymi, dobrze przygotowanymi działaniami. Trzeba jednak pamiętać, że nadmierne marzycielstwo staje się nawykiem. Zastąpienie go innym lub zahamowanie wymaga nie tylko sporo pracy i czasu, ale wyrozumiałości dla samego siebie.
Zobacz także
„Nie oddzielam tego, co dzieje się w głowach moich pacjentów, od tego, co dzieje się w ich ciałach” – mówi Magdalena Kicińska, fizjoterapeutka
Czy można być szczęśliwym dorosłym bez szczęśliwego dzieciństwa? „Wiedza to za mało, potrzebny jest wgląd emocjonalny”
„Przesyt obciąża nasz układ nerwowy. Za dużo bodźców zabiera nam spokój”. O równowadze w minimalizmie mówi Natalia Ziopaja
Polecamy
Filip Cembala: „Komu z nas nie brakuje ulgi w czasach zadyszki wszelakiej?”
„Co tam gwiazdeczko, nauczyłaś się?”. Julia Wieniawa gorzko o czasach szkolnych
Sara James porusza temat zdrowia psychicznego w najnowszym singlu. „Mam 15 lat i brak mi tchu” – śpiewa artystka
Ludzie myślą, że mają rację, nawet jeśli się mylą. Naukowcy zbadali, dlaczego się tak dzieje
się ten artykuł?