Przejdź do treści

„Układ nerwowy dostaje sygnał: nie musi tak być, nie trzeba tkwić w ciągłym bólu, jest wyjście”. Fizjoterapeutka o „rozmasowywaniu” traum

terapia czaszkowo-krzyżowa/ pexels
"Układ nerwowy dostaje sygnał: nie trzeba tkwić w ciągłym bólu, jest wyjście". Fizjoterapeutka o "rozmasowywaniu" traum/ Pexels
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Zazwyczaj przychodzi do mnie człowiek z bólem, ma mnóstwo chorób współistniejących i właściwie żyje ostatkiem sił. A ja po kilku wizytach delikatnie pytam, czy chce zrobić coś więcej z tym, co w nim głęboko siedzi – opowiada o swojej pracy Aleksandra Zbroch-Kropiewnicka, fizjoterapeutka czaszkowo-krzyżowa, która specjalizuje się też w psychosomatyce ciała.

 

Aneta Wawrzyńczak: Prof. medycyny Herbert Benson z Harvardu uważa, że nawet 90 proc. chorób może mieć podłoże w psychice.

Aleksandra Zbroch-Kropiewnicka: Właściwie tak. Reszta jest wynikiem urazów.

Jaki jest w związku z tym oficjalny status psychosomatyki? Jak do niej podchodzi medycyna bardziej tradycyjna?

Wciąż jest mocno bagatelizowana.

Dlaczego?

Bo dużo łatwiej jest podejść do człowieka jako po prostu zbioru komórek, widzieć organizm jako czystą biochemię i fizykę. Dopuszczenie do głosu psychiki sprawia, że pojawia się mnóstwo zmiennych, które wpływają na zdrowie danej osoby. To z kolei wymaga od lekarza większej elastyczności, diagnoza i leczenie zabierają też więcej czasu.

Wymagają także wiedzy interdyscyplinarnej i współpracy z innymi specjalistami?

Oczywiście. Podam ci przykład, z którym teraz pracuję. Klient z problemem ze stawami żuchwowo-skroniowymi,. Powinien pracować jednocześnie z ortodontą, ortopedą, fizjoterapeutą i psychologiem. Tak właśnie powinno to działać: w formie kompleksowej opieki specjalistów, którzy współpracują w różnych konfiguracjach przy każdym pacjencie, a dodatkowo się ze sobą komunikują…

Dużo łatwiej jest podejść do człowieka jako po prostu zbioru komórek, widzieć organizm jako czystą biochemię i fizykę. Dopuszczenie do głosu psychiki wymaga od lekarza większej elastyczności, diagnoza i leczenie zabierają też więcej czasu

…ponieważ o tym wszystkim możemy tylko pomarzyć, domyślam się, że w swojej pracy musisz być, przynajmniej w jakimś stopniu, także psychologiem.

Oj, tak. Nawet nie tyle potrzeba profesjonalnej wiedzy psychologicznej, co uważności i gotowości do towarzyszenia drugiemu człowiekowi w procesie, przez który przechodzi. Trzeba po prostu być, czasami przemilczeć, czasami coś powiedzieć, wyczuć tę osobę. I też nie pomagać na siłę, jeśli klient sam tego nie chce.

Ktoś chodzi od lekarza do lekarza, robi badanie za badaniem i słyszy różne diagnozy, leczenia nie ma w ogóle albo przebiega po omacku, specjaliści rozkładają ręce – wtedy ludzie przychodzą na fizjoterapię?

Zazwyczaj wygląda to tak, że przychodzi do mnie człowiek z bólem, ma mnóstwo chorób współistniejących i właściwie żyje ostatkiem sił. A ja po kilku wizytach delikatnie pytam, czy ma w sobie przestrzeń i chęć, by zrobić coś więcej z tym, co w nim głęboko siedzi.

Wyczuwasz, że „coś” tam jest? Czytasz to w ciele palcami?

Tak, ale pamiętaj, że właściwie w każdym „coś jest”. Z mojej strony istotne jest to, żebym była czujna i obserwowała, czy ktoś jest gotowy, by się za to „coś” wziąć. Wcześniej musimy się z klientem poznać, dobrze, żeby czuł się w kontakcie ze mną bezpiecznie. A ja staram się wyczuć także na poziomie fizycznym, czy jest otwarty na głębszą pracę.

Powiedziałaś: „właściwie w każdym coś jest”. Skąd się to „coś” bierze? Znowu największym winnym jest stres?

W dużej mierze tak, ale pamiętaj, że z fizjologicznego punktu widzenia to, w jaki sposób się stresujemy i jak to na nas wpływa, zależy od naszego układu nerwowego. A ten zaczyna rozwijać się w trakcie okresu płodowego, więc przebieg ciąży, poród, pierwsze lata życia mają ogromny wpływ na to, jak będziemy przyjmować stresujące sytuacje.

Jeśli doszło u nas do jakiegoś zachwiania w tym okresie, to już jest po wszystkim, nie da się tego „nadrobić” w dorosłości?

Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Myślę, że częściowo jesteśmy w stanie nauczyć się dbać o swój układ nerwowy, pracować nad tym, jak wchodzimy w różne sytuacje i jak je przeżywamy. Nie jestem jednak przekonana, że wszystko można nadgonić w stu procentach, to zależy od wielu składowych. Ale jedno wiem na pewno: warto poznawać swój układ nerwowy, zdobywać wiedzę, jak przebiegała ciąża naszej matki, poród, dzieciństwo. To pomaga nam zrozumieć różne nasze zachowania i nawet jeśli nie pozwala do końca wyeliminować na przykład jakiegoś niepokoju, który w nas tkwi, przynajmniej pomaga więcej pojąć.

Co najmocniej nadwyręża nasz układ nerwowy?

Przede wszystkim to, jak żyjemy. A w większości żyjemy za szybko, pracujemy za dużo, mamy za wiele na głowie, nawet jemy w biegu. Przez cały dzień nakręcamy się, część naszego układu nerwowego jest non stop w gotowości, a on potrzebuje dużo czasu, żeby ochłonąć i wrócić do podstawowych funkcji życiowych, takich jak dobre trawienie, spokojny oddech, regeneracja…

Ale nie dajemy mu takiej możliwości, bo już jest kolejny dzień i znowu musimy pędzić.

Właśnie, a do tego zazwyczaj nie sypiamy prawidłowo, ponieważ  jesteśmy przemęczeni – i tkwimy w błędnym kole. Uważam, że stąd mamy tak dużo nowotworów i chorób autoimmunologicznych, bo gdy nie dajemy szansy organizmowi na odzyskanie równowagi, zaczyna sam siebie atakować. Buntuje się, bo „nie widzi” innej opcji, żeby zmusić człowieka, aby wyhamował.

Masaż może tu pomóc?

Widzę to nieraz po klientach: żyją z permanentnym bólem, ale dzień-dwa po masażu czują się bardzo dobrze. I to jest dla ich układu nerwowego i psychiki ulga. Układ nerwowy dostaje wtedy sygnał: nie musi tak być, nie trzeba tkwić w ciągłym bólu i zapętlać się w myśleniu, że nie da się normalnie funkcjonować, nie można z tego wyjść. Do organizmu dociera, że jest lepiej, że coś mi pomaga.

Przez cały dzień nakręcamy się, część naszego układu nerwowego jest non stop w gotowości, a on potrzebuje dużo czasu, żeby ochłonąć

Ze stresem, także tym w formie ekstremalnej, w postaci traumy, pracujesz przy pomocy terapii czaszkowo-krzyżowej. Opowiesz mi o niej?

To, najprościej mówiąc, praca z układem nerwowym w całym ciele. Bo każda nasza komórka jest związana z układem nerwowym.

Centrum dowodzenia tym „systemem” jest mózg?

Tam się wszystko zaczyna i tam wraca każdy sygnał z ciała. Stąd terapia czaszkowo-krzyżowa bazuje głównie na układzie nerwowym, bo to on odbiera stres i traumy ciała, nawet tak drobne, jak niespodziewane napięcie, gdy szczeka na nas pies. Takie nieznaczne zaciski mięśniowe, które są jakby obroną organizmu przed potencjalnym zagrożeniem, przytrafiają się nam w ciągu dnia ciągle: gdy ktoś nam zajedzie drogę albo na odwrót, wyskoczy przed maskę pieszy.

Albo wraca się po ciemku pustą ulicą i kręci się ktoś obcy. Ja od razu się usztywniam, prostuję, staram się „nie wyglądać” na ofiarę.

Właśnie takich bodźców z zewnątrz nasz układ nerwowy przyjmuje bardzo dużo. Już nie mówię o osobach narażonych na wyższy stres, kobietach w ciąży, osobach z traumami okołoporodowymi, o których często nawet nie wiedzą, że je mają.

I z tym da się pracować terapią czaszkowo-krzyżową?

Można to poprawić poprzez bodźcowanie układu nerwowego, zakładanie odpowiednich chwytów, dotykanie ciała bardzo delikatnie. Ważne, żeby terapeuta był czujny i potrafił wyczuć, kiedy układ nerwowy wraca do równowagi. On wróci do niej sam, ale potrzebuje na to czasu – i właśnie odpowiedniego dotyku. Zadaniem terapeuty czaszkowo-krzyżowego jest właśnie wyczuć, kiedy ciało odpuszcza, luzuje się. Ja dodatkowo dużo rozmawiam w gabinecie, tłumaczę, odpowiadam na pytania, nie zostawiam człowieka bez odpowiedzi. Po prostu stwarzam przestrzeń, żeby mógł poczuć się bezpiecznie i zadać każde pytanie.

Chodzę na fitness, z różnymi trenerkami. I zauważyłam, że najbardziej lubię treningi z tymi, które dają duży wycisk, ale też bardzo dokładnie tłumaczą, który mięsień ma pracować i w jakim zakresie, jak nie przedobrzyć etc. To coś w tym stylu?

Właśnie tak to działa: trzeba ludziom pomagać w tym, żeby mogli zwiększyć świadomość własnego ciała, by mogli łatwiej zauważyć, że coś się w tym ciele dzieje  – i móc to sprawdzić. Często „pod rękami” czuję, że zadałam odpowiednie pytanie lub dałam odpowiedź, która uspokoiła klienta. To widać po ciele, jak człowiek oddycha głębiej, swobodniej, rozluźnia się.

Czyli to prawda, co wyczytałam, zanim się spotkałyśmy, że w terapii czaszkowo-krzyżowej „układając odpowiednio dłonie, jesteśmy w stanie znaleźć zmiany funkcjonalne i chorobowe w organizmie człowieka”.

To czuć pod ręką, kiedy tkanka jest napięta, zmieniona chorobowo.

W czasie masażu można wyczuć, że gdzieś tam w środku tkwi choroba?

Są terapeuci, którzy po wielu latach pracy potrafią wskazać, że coś się dzieje w danym organie, na przykład w jelicie grubym. Nie powiedzą, czy to nowotwór, czy inna choroba, ale umieją mniej więcej ją zlokalizować.

Wracamy trochę do punktu wyjścia, bo chciałam zapytać cię, co powinno nas uczulić, żeby sprawdzić swoje dolegliwości pod kątem psychosomatyki i fizjoterapii. Wychodzi jednak na to, że właściwie zawsze warto najpierw zajrzeć  w głąb siebie – nie tylko rezonansami, tomografami czy rentgenami.

Właściwie każdy wewnętrzny niepokój jest wskazaniem, żeby popracować nad sobą. Warto pozwolić sobie pomóc nawet już wtedy, kiedy wiemy, że będziemy narażeni na większy stres, na przykład przy wyjątkowo ważnym projekcie w pracy czy jakichś ważnych wydarzeniach rodzinnych. A jeśli nie ma czasu przed lub w trakcie, to na pewno warto skorzystać z jakiejś formy pracy z ciałem po przejściu takiego długotrwałego stresu. Nasz układ nerwowy będzie nam wdzięczny.

Do wyświetlenia tego materiału z zewnętrznego serwisu (Instagram, Facebook, YouTube, itp.) wymagana jest zgoda na pliki cookie.Zmień ustawienia

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?