Przejdź do treści

„Utarło się, że niepłodność to jest coś, co dotyka ludzi po 40-tce, bo 'wcześniej nie mieli czasu na dzieci, a teraz mają za swoje'” – mówi Narine Szostak

Narine Szostak
Narine Szostak / fot. Patrycja Toczyńska
Podoba Ci
się ten artykuł?

 – Mężczyzna, np. przed 30tką, który chciałby zbadać jakość swojego nasienia w celu monitorowania swojej płodności, ma tylko jedną opcję – udania się do prywatnej kliniki. A jeśli nawet poszedłby do urologa czy androloga na NFZ, na pewno usłyszałby pytanie: „A od kiedy pan się stara o dziecko? Jeśli pan się nie stara to proszę zacząć, a jak nie wyjdzie to pomyślimy, co dalej”. Tak samo jest z sytuacją kobiet – o leczeniu niepłodności w Polsce mówi Narine Szostak, twórczyni kampanii „#jestemN97”, co oznacza medyczne oznaczenie żeńskiej niepłodności według Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-10.

 

Magdalena Bury, Hello Zdrowie: W ostatnich latach wiele kobiet chwali się w mediach społecznościowych swoimi ciążowymi krągłościami. Kampania, której jesteś twórczynią, pokazuje jednak, że za tymi szczęśliwymi kadrami mogą kryć się lata starań o to dziecko. A tego już nie widać.

Narine Szostak, twórczyni kampanii „#jestemN97”: Niepłodność jest chorobą, która jest bliżej niż nam się wydaje. Jest też młodsza niż nam się wydaje. Utarło się, że niepłodność to jest coś, co dotyka ludzi po 40-tce, bo „wcześniej nie mieli czasu na dzieci, a teraz mają za swoje i w rozpaczy szukają opcji na to, żeby mieć dziecko i wymyślili sobie in vitro”. A to wcale nie jest tak!

Niepłodność to też choroba, której na pierwszy rzut oka nie widać. A ponieważ jej nie widać, my jej nie dostrzegamy, nie rozmawiamy o niej. Znam prywatnie historię, w której dwie bardzo bliskie sobie przyjaciółki przechodziły w tym samym czasie leczenie in vitro. I żadna nie miała odwagi powiedzieć tej drugiej o tym, co się aktualnie dzieje w jej życiu. Dopiero potem, gdy obie już urodziły dzieci, emocje puściły i stworzyła się przestrzeń do takiej rozmowy.

Dlaczego przyznanie się do niepłodności dla wielu osób jest takie trudne?

Wiele osób postrzega niepłodność nie jako chorobę, ale jako coś bardziej mistycznego, rodzaj kary boskiej. One żyją w poczuciu winy, w poczuciu niesprawiedliwości, wybrakowania, niekompletnego poczucia kobiecości i męskości. Bo nie tylko niepłodność żeńska jest problemem. W tej chwili 30-40 proc. wszystkich przypadków niepłodności wynika z czynnika męskiego. Ale mężczyźni jeszcze lepiej się ukrywają, kamuflują.

Skąd pomysł na kampanię?

Kampania wyszła z potrzeby mojego serca. Przez 10 lat walczyłam o moją córkę. Przez 10 lat czułam dokładnie to samo, co czuje inna kobieta walcząca o to, żeby zostać mamą. Ale wiem to też z setek rozmów. Ja każdego dnia przeprowadzam po kilkanaście rozmów z dziewczynami, które opisują mi swoje historie, swoje zmartwienia. To wszystko pozwala mi mieć wgląd w tę chorobę od kuchni – zarówno swojej, jak i wielu innych osób.

Mary Komasa

Jakie są najczęstsze przyczyny niepłodności w tych historiach innych kobiet?

Przede wszystkim diagnozowanie niepłodności jest długim i żmudnym procesem. To nie jest tak, że to da się zrobić na podstawie kilku badań. Często proces diagnozowania trwa kilka lat. Istnieje np. coś takiego jak niepłodność idiopatyczna. To stan, w którym mamy dwójkę zdrowych osób, którzy nie są w stanie począć dziecka. Lekarze są bezradni, ponieważ wyniki badań są w porządku.

Kolejną częstą przyczyną jest PCOS, czyli zespół policystycznych jajników u kobiet. To bardzo powszechne, zdarza się nawet u bardzo młodych kobiet. Diagnozuje się też endometriozę, która również jest przyczyną ogromnej liczby niepowodzeń.

W materiałach od ciebie, ogromny wpływ wywarł na mnie fragment: „Ciągle słyszymy, że wujek nauczy Krzysia, jak robić dzieci, od pracodawcy słyszymy, że ‘za często ronimy, a z resztą, prawdziwa rozpacz byłaby gdyby ci żywe dziecko umarło…’, od własnej mamy można usłyszeć, że ‘mamy się nie pokazywać w domu z dzieckiem z in vitro”. Skąd wzięłaś te zdania?

To są zdania, które otrzymałam w wiadomościach prywatnych od dziewczyn. One nie są wyssane z palca. Te osoby naprawdę je usłyszały od rodziny czy bliskich. Do tego też często pojawiają się zdania: „A dlaczego wy jeszcze nie macie dzieci? Pewnie jesteś za bardzo skupiona na karierze” albo „No poroniłaś, ale ty coś za często ronisz moja droga, może w końcu coś z tym zrób?”.

W naszym kraju istnieje ogromna liczba osób, które na co dzień słyszą takie zdania. I to nie jest w porządku. Mamy tu do czynienia z mechanizmem zbyt bliskiego podchodzenia do prywatnych spraw innych osób. To jest brak taktu, wiedzy, elementarnej kultury.

Wiele osób postrzega niepłodność nie jako chorobę, ale jako coś bardziej mistycznego, rodzaj kary boskiej. One żyją w poczuciu winy, w poczuciu niesprawiedliwości, wybrakowania, niekompletnego poczucia kobiecości i męskości

To wszystko może wzmagać wstyd związany z niepłodnością.

Z punktu widzenia osoby borykającej się z niepłodnością wiem, że samo wypowiedzenie słowa „niepłodność” jest trudne. Potrzeba bardzo dużo czasu, by pary mające problem z zajściem w ciążę, doszły do momentu, w którym zaczną swobodnie o tym mówić, nazywać tę chorobę. Ten wstyd ma podłoże religijne, to utarło się już wiele, wiele lat temu. W rozmowach z kobietami zmagającymi się z niepłodnością często wybrzmiewają zdania: „Czuję, że to jest kara, bo odwróciłam się od Boga”.

Instytucja kościoła tego nie ułatwia. Są osoby, które potrafią powiedzieć, że dzieci z in vitro (ja zawsze mówię „dzięki in vitro”, bo to ogromna różnica) to twory zwierzęce. Słyszymy, że kliniki leczenia niepłodności metodą in vitro zabijają dzieci. Niektórzy tworzą wizję klinik niepłodności jako miejsc, gdzie idziesz i z katalogu wybierasz sobie, jakie dziecko ma mieć oczy, włosy.

Typowa scena z filmu science fiction.

Spędziłam lata w klinikach niepłodności. I ani razu nie miałam możliwości wybierania jakiejkolwiek cechy zewnętrznej czy wewnętrznej dzieci. To są bzdury.

Są też osoby, które traktują metodę in vitro jako ułatwienie drogi do rodzicielstwa, „bo nie chce wam się postarać”. Dodatkowo nawet nasi rodzice, pokolenia obecnych 30-, 40-latków, nie posiadają aktualnej wiedzy dotyczącej niepłodności. I to oni często narzucają swój ogląd na tę chorobę, tworząc barierę wstydu. „Nie mów o tym, bo wstyd na wsi, bo wstyd na mieście, bo wstyd przy sąsiadach” – takie zdania naprawdę czasem słyszą kobiety, z którymi rozmawiam.

Chcesz to zmienić. Właśnie dlatego kilka dni temu ruszyła kampania „#jestemN97”. Co oznacza ten hasztag?

N97 to medyczne oznaczenie żeńskiej niepłodności według Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-10. N46 natomiast to niepłodność męska. Nie chciałam w kampanii rozróżniać niepłodności na żeńską i męską. Chciałam jedynie zwrócić uwagę na to słowo, na tę chorobę. By ona była postrzegana jako coś uniwersalnego, jako coś, co dotyka nas nie tylko somatycznie, ale też psychicznie, tak samo – niezależnie od płci.

Kampania miała ruszyć już w lipcu. Nie ruszyła…

Pod koniec czerwca dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nagranie kampanii było zaplanowane na początek lipca. Gdy osoby, które zaprosiłam do kampanii, były już w drodze do Warszawy, ja trafiłam do szpitala z poronieniem. To był ósmy raz, gdy straciłam szansę na urodzenie dziecka. To było cholernie trudne.

Ale czułam w sobie też ogromną potrzebę stworzenia tej kampanii. Wiedziałam, że w swoich odczuciach nie jestem odosobniona. 1,5 miliona par w naszym kraju zmaga się z niepłodnością. Część przeżywa to wszystko w ciszy, w milczeniu, bez odwagi i możliwości mówienia o tym głośno. Są też takie osoby, które mówią o niepłodności, jednocześnie zakrywając swoją twarz.

Wiedziałam, że te osoby potrzebują swojego języka, dzięki któremu będą mogły wyrazić i dać upust swoim emocjom, bez konieczności używania słowa „niepłodność”. Stąd pomysł na hasztag #jestemN97.

Jak wygląda leczenie niepłodności w Polsce?

Na pewno nie jest tak, że ginekolog w placówce publicznej bez problemu wypisze skierowanie na badanie rezerwy jajnikowej, a urolog na badanie nasienia. Mężczyzna, np. przed 30tką, który chciałby zbadać jakość swojego nasienia w celu monitorowania swojej płodności, ma tylko jedną opcję – udania się do prywatnej kliniki.

A jeśli nawet poszedłby do urologa czy androloga na NFZ, na pewno usłyszałby pytanie: „A od kiedy pan się stara o dziecko? Jeśli pan się nie stara, to proszę zacząć, a jak nie wyjdzie, to pomyślimy co dalej”. Tak samo jest z sytuacją kobiet. Na szczęście prywatnie wszystko możemy zbadać. Ale jest to bardzo kosztowne.

I długotrwałe…

I bardzo odbija się to na psychice par. Można nawet znaleźć w sieci zbiórki par, które w rozpaczy proszą o pieniądze na leczenie niepłodności. Komplet badań na początek może kosztować nawet kilka tysięcy złotych. Nie każdy więc może sobie na to pozwolić. Dodam, że nie mówimy tutaj tylko o in vitro, ale też np. o naprotechnologii.

Niepłodność łączy się też z poronieniem. To kolejny ważny temat tabu w naszym kraju tabu. Właśnie dlatego jakiś czas temu wraz ze specjalistami i parami po stracie stworzyliśmy Krótką Instrukcję: o Poronieniu, która ma pomóc przejść przez ten trudny okres po stracie dziecka.

Im częściej będziemy mówić o wszystkich aspektach związanych z niepłodnością, tym bardziej będziemy się zbliżać do bardziej empatycznego traktowania osób, które borykają się z tą chorobą. To jest bardzo potrzebne. Są różni ludzie. Niektóre kobiety po poronieniu czują potrzebę powrotu do pracy, mówiąc, że „inaczej zwariują”. Ale mamy też sytuacje, gdzie straty są bardzo głęboko przeżywane. I takie kobiety, tacy mężczyźni mają prawo do przeżywania poronienia na swój sposób.

Do wyświetlenia tego materiału z zewnętrznego serwisu (Instagram, Facebook, YouTube, itp.) wymagana jest zgoda na pliki cookie.Zmień ustawieniaRozwiń

Narine Szostak – aktywna działaczka na rzecz normalizacji tematu niepłodności. Dziennikarka z wykształcenia, wokalistka z zamiłowania, studentka psychologii z pasji do ludzkiego umysłu. Mama 4-letniej Sati, która przyszła na świat po dekadzie starań, dzięki metodzie In vitro. Kobieta, której ciało odmówiło ciąży aż 8 razy. W sumie ma za sobą 4 pełne procedury In vitro, otwarcie mówi i pisze o niepłodności od lat. Obecnie pracuje nad swoją książką.

Projekt #jestemN97 to niemy krzyk osób dotkniętych niepłodnością. Wspieramy proces normalizacji tematu niepłodności i proces wyjścia z tabu niepłodności. Udostępnij ten filmik, zrób sobie zdjęcie pokazując na palcch liczbę lat starań o dziecko lub też pokazując liczbę straconych ciąż i oznacz go #jestemN97. Nie jest sama. Nie jesteś sam. 

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?