„Wewnętrzna dobroć. Stań się rodzicem, jakim pragniesz być” dr Becky Kennedy okrzyknięta „wyrocznią dla rodziców pokolenia Y”. Na czym polega fenomen tego poradnika?
A co, gdyby założyć, że i my, i nasze dzieci jesteśmy z natury dobrzy? – takie pytanie stawia dr Becky Kennedy w swojej rewelacyjnej i rewolucyjnej książce „Wewnętrzna dobroć. Stań się rodzicem, jakim pragniesz być”, która trafia na półki polskich księgarń 28 lutego. Hello Zdrowie objęło ją swoim matronatem medialnym. Poniżej publikujemy jej fragment. To lektura obowiązkowa każdego rodzica!
W ciągu ostatnich kilku lat dr Becky Kennedy wywołała rewolucję. Magazyn „Time” okrzyknął ją „wyrocznią dla rodziców pokolenia Y”, a miliony ludzi zmęczonych stosowaniem się do rad, które nie działają, przyjęły jej wzmacniające i skuteczne podejście: model, w którym priorytetem jest tworzenie więzi z dziećmi, a nie korygowanie ich postępowania.
Metody skupiające się na kształtowaniu pożądanych zachowań nie rozwijają umiejętności życiowych ani nie uwzględniają potrzeb emocjonalnych dzieci. Dodajcie do tego bagaż psychiczny związany z wychowaniem, które odebrali sami rodzice, a zrozumiecie, dlaczego tak wielu opiekunów czuje się zagubionych, wypalonych i zaniepokojonych, że zawodzi swoich podopiecznych.
Dr Becky dzieli się swoją filozofią rodzicielstwa, jednak nie zostawia czytelników z suchą teorią: rozważa konkretne scenariusze, bierze pod uwagę potknięcia, rodzicielskie frustracje oraz ekstremalne zachowania dzieci (tak, również kopanie, krzyczenie, gryzienie i rzucanie przedmiotami) i przedstawia szereg możliwych wyjść z nawet najbardziej skomplikowanych sytuacji. Co ważne, dbania o siebie uczy też samych rodziców, pokazując, jak pracować z własnymi emocjami, by stawać się dla dziecka prawdziwym oparciem.
Brzmi dobrze, prawda? Poniżej prezentujemy fragment tego rewelacyjnego podręcznika z rozdziału pod wiele mówiącym tytułem „Nigdy nie jest za późno”:
Potęga naprawiania
Idealni rodzice nie istnieją. Wszystkim rodzicom zdarza się wykoleić w postępowaniu z dziećmi: tracą panowanie nad sobą, wykrzykują coś, czego potem żałują, ślą swoim pociechom mordercze spojrzenia, obrzucają swoje Bogu ducha winne dzieci oceniającym wzrokiem. Weźmy głęboki oddech. Zdarza się to mnie, waszym znajomym… wszystkim nam się to zdarza. To nie koniec świata! Najważniejsze, co będzie dalej. Gorsze momenty nie muszą definiować nas jako rodziców. Decydujące powinno być to, czy po trudnej sytuacji staramy się odnowić więź z dzieckiem, czy przyglądamy się temu, jak to wygląda z jego perspektywy, i czy pracujemy nad naprawieniem relacji.
Kiedy jako rodzice zastanawiamy się, czy aby nie jest za późno, zakładamy, że historia naszej relacji z dzieckiem ma zakończenie. W ten sposób tracimy z oczu coś fundamentalnego: to, że wciąż możemy nałożyć kolejną warstwę doświadczeń i że zmieni to zakończenie kolejnego rozdziału. Powiedzmy, że miałaś ciężki dzień. Dziecko protestuje, bo zdecydowałaś, że na razie nie dostanie słodyczy, a ty krzyczysz: „Wszystko mi utrudniasz! Rozpieszczony, niewdzięczny bachor. Nie wiem, co mam z tobą zrobić!”. Dziecko wybiega do swojego pokoju, krzycząc: „Nienawidzę cię, nienawidzę!”. No dobra: stop. Jeśli myślisz: „Owszem, zdarzało mi się powiedzieć coś takiego” albo: „O rany, czy doktor Kennedy była u nas wczoraj, kiedy to się stało?”, albo: „To takie przykłady podaje autorka? Kiedy tracę panowanie nad sobą, zdarza mi się zachowywać jeszcze gorzej” czy nawet: „U mnie to wygląda całkiem inaczej” – nie ma to znaczenia. Posłuchaj: nadal sądzę, że jesteś dobrym rodzicem. Wiem, że jesteś tu, bo chcesz postępować lepiej. Proszę więc, zostań ze mną jeszcze przez chwilę. Wyjaśnię ci kolejną ważną rzecz.
Dziecko jest samo w swoim pokoju. Co się z nim dzieje? Przede wszystkim jest bardzo wzburzone. Nie panuje nad sobą, co oznacza, że czuje, że fizyczne doznania je przytłaczają, czuje się emocjonalnie zagrożone („To za dużo, nie czuję się bezpiecznie”). Jego ciało musi znaleźć sposób, żeby odzyskać poczucie bezpieczeństwa i stabilności… ale jest samo, bez dorosłych, którzy mogliby pomóc. Dzieci, które zostają same w sytuacji głębokiego stresu, zwykle uciekają się do jednego z dwóch mechanizmów obronnych: kwestionowania siebie albo obwiniania się. Kiedy dziecko kwestionuje własne uczucia, próbuje odnaleźć poczucie bezpieczeństwa w otoczeniu, podając w wątpliwość własne doświadczenia. Może sobie mówić: „Zaraz… tak naprawdę mama nic takiego do mnie nie mówiła … Nieee, musiałam to źle zapamiętać. Nie przeprosiła mnie, nawet o tym nie wspomniała – a na pewno by przeprosiła, gdyby powiedziała coś takiego”. Dzieci kwestionują swoje przeżycia, żeby się chronić przed przytłaczającymi emocjami, które musiałyby poczuć, gdyby przyjęły do wiadomości, co się stało. Robią tak, bo przebywanie sam na sam z własnymi uczuciami to za wiele, a kwestionując je, można uciec i przetrwać. Dziecko umacnia w sobie przekonanie: „Źle postrzegam rzeczywistość. Reaguję przesadnie. Nie mogę ufać własnym odczuciom. Inni ludzie rozumieją moją rzeczywistość lepiej niż ja”. To przerażające, bo nastolatki i dorośli, którzy dorastają w takim przekonaniu, nie ufają samym sobie i nie potrafią się kierować intuicją. To zachowanie innych ludzi staje się dla nich probierzem, kiedy próbują ustalić, kim są i na co zasługują.
Obwinianie się to inny typowy mechanizm obronny stosowany przez dzieci, których rodzice nie starają się z nimi porozumieć po trudnych doświadczeniach. Pozwala dzieciom poczuć, że kontrolują sytuację, bo jak długo przekonują same siebie, że są niedobre i robią coś złego, a jeśli byłyby lepsze, czułyby się bezpieczniej… tak długo mają szansę na zmianę. Psychiatra Ronald Fairbairn ujął to najtrafniej: „Lepiej być grzesznikiem pod Bożą władzą niż żyć w świecie, którym rządzi diabeł” [W.R. Fairbairn, Psychoanalytic Studies of the Personality, Routledge & Kegan Paul, New York 1952.]. Jeśli dziecko nie może liczyć na pomoc dorosłego, który będzie przy nim, naprawi trudną sytuację, odnowi więź… cóż, wtedy świat okazuje się niebezpieczny. Dziecku lepszym wyjściem wydaje się przyznać, że jest z natury złe, bo wtedy może przynajmniej uznać, że otaczający je świat jest bezpieczny i dobry.
Czy to nie dlatego zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie jest za późno? Nakładamy własne poczucie winy („Jestem fatalnym rodzicem”) na trudną sytuację, której doświadczamy, a ponieważ pochłania nas bez reszty rozpamiętywanie, jak niewystarczający i niekompetentni jesteśmy, nie potrafimy dokonać żadnej zmiany na lepsze. Zaprogramujmy swoje dziecko inaczej, a przy okazji przeprogramujmy samych siebie. Wszystko to powoduje, że kiedy myślę o byciu rodzicem, „naprawianie” to jedno z moich ulubionych słów. Owszem, możemy pracować nad swoimi problemami, starać się lepiej kontrolować emocje, uczyć się magicznych sposobów, scenariuszy i strategii… ale nie chodzi przecież o to, żeby zawsze wszystko robić jak należy. Tak się nie da. Powtarzam rodzicom, że ich najważniejsze i ostateczne zadanie to nauczyć się doskonale naprawiać. W ten sposób przyznajemy, że rodzice czasem postępują w sposób, który nie zapewnia im dobrego samopoczucia. Nadal będą im się zdarzały trudne momenty, kiedy wszystko wymyka się spod kontroli. Jeśli jednak nauczą się bez wymówek wracać do swoich dzieci i pokazywać im, że obchodzi ich to, iż poczuły się kiepsko, będą umieli się zmierzyć nawet z największymi wyzwaniami.
Jak naprawiać?
Istnieje wiele metod. Najistotniejsze jest odbudowanie więzi. Możemy tego dokonać, gdy po tym, jak straciliśmy panowanie nad sobą i zareagowaliśmy gwałtownie, ze współczuciem i opanowaniem będziemy przy dziecku. Kiedy wracamy do nieprzyjemnego zdarzenia i okazujemy, że łączy nas więź i że możemy zapewnić emocjonalne bezpieczeństwo, udaje nam się zmienić pamięć ciała dziecka. Z jego perspektywy nie sprowadza się już ona do przytłaczającego uczucia: „Jestem całkiem sam, jestem z natury zły”. Teraz sytuacja jest bardziej złożona: po krytycznych słowach przychodzi wsparcie, po krzyku – łagodność, po nieporozumieniu – zrozumienie. To zdumiewające, jak pamięć ciała może się zmienić: właśnie to motywuje mnie do naprawiania tego, co się psuje w moich relacjach z dziećmi.
W drugiej części książki wrócę szczegółowo do kwestii naprawiania i podam bardziej rozbudowane opisy, jak radzić sobie w tych trudnych chwilach. Na razie chcę przedstawić kilka podstawowych zaleceń: przeproś, podziel się z dzieckiem refleksją – opowiedz mu swoją wersję zdarzenia, żeby nie wydawało mu się, że wszystko zmyśliło. Potem powiedz, że żałujesz, że nie postąpiłaś inaczej, i że zamierzasz się poprawić. Zaznacz, na czym polega twoja rola („Mamusia czuła coś, nad czym nie mogła zapanować. To dlatego krzyczała. To moje uczucia i to ja powinnam je kontrolować. Kiedy krzyczę, to nigdy nie jest twoja wina i nie musisz się zastanawiać, jak mnie uspokoić. Kocham cię”), zamiast sugerować, że to dziecko „sprawiło”, iż się tak zachowałaś. Nie zapominaj: jako rodzic jesteś dla swojego dziecka wzorem. Kiedy widzi, że cały czas się zmieniasz, uświadamia sobie, że i ono może się czegoś nauczyć dzięki własnym potknięciom i wziąć odpowiedzialność za swoje czyny – nawet jeśli nie jest z nich dumne.
Naprawa może nastąpić w dziesięć minut po wybuchu, ale też dziesięć dni czy dziesięć lat później. Nigdy nie wątp w jej moc – za każdym razem, gdy wracasz do dziecka, pozwalasz, żeby się przeprogramowało i napisało nowy rozdział historii, która może się zakończyć poczuciem więzi i porozumienia, a nie osamotnieniem i lękiem. Dzięki temu dziecko nie będzie się tak bardzo obwiniać i zyska podstawę do nawiązywania trwalszych relacji z tobą i zdrowszych związków w dorosłym życiu. Jak wiemy, stabilne związki nie zawdzięczają swej trwałości brakowi konfliktów. Ich trwałość wynika z tego, że tworzący je ludzie potrafią odnowić więź po jej nadwątleniu, poczuć się zrozumiani mimo wcześniejszych nieporozumień. Zanim przejdziesz do następnego rozdziału, zmuś się – zrób to teraz – do naprawienia więzi z dzieckiem. Albo obiecaj sobie, że zrobisz to rano czy kiedy dziecko wróci ze szkoły. I trzymaj się tego postanowienia. Przypomnij sobie tu i teraz, że dobrzy rodzice to nie ci, którzy nigdy nie popełniają błędów. To ci, którzy naprawiają to, co się popsuło.
Uwielbiam historie o naprawianiu, którymi rodzice dzielą się ze mną w mediach społecznościowych. Mają oni dzieci w różnym wieku, od noworodków po całkiem dorosłe. Ostatnio dostałam taką wiadomość: „Naprawiam, co mogę, nawet z moim dziewięciomiesięcznym maluchem… może nie rozumie wszystkiego, co mówię, ale nauczyłam się od pani, że dziecko odczuje moje intencje i chęć odnowienia więzi. Ostatnio powiedziałam mu: Płakałeś, a my nie wiedzieliśmy dlaczego. Przepraszam, że krzyczałam. Wiem, bałeś się. Jestem tu, kocham cię”. Inna mama napisała: „Czuję się winna za wszystkie te lata, gdy karałam córkę, zamykając ją samą w pokoju. Zawsze myślałam: już za późno, na dobre spieprzyłam życie własnemu dziecku. Ale dziś powiedziałam mojej córce, ośmiolatce, że teraz lepiej rozumiem, czego dzieci potrzebują, i że żałuję, że tyle razy zostawiłam ją samą, kiedy najbardziej mnie potrzebowała. Widziałam, jak się rozluźnia. Naprawdę. Uściskałyśmy się. Czuję, że to był ważny moment”. Tę wiadomość nadesłaną przez panią, która jest już babcią, zapamiętam na zawsze: „Parę miesięcy temu córka poprosiła mnie, żebym zaczęła panią obserwować na Facebooku i zastanowiła się, jak wychowałam swoje dzieci. To mnie naprawdę wiele nauczyło. Dziś rano zadzwoniłam do córki i powiedziałam, że żałuję, że nie mogę cofnąć czasu i wychować jej inaczej. Przyznałam, że teraz widzę, jak musiało jej być źle, gdy na nią krzyczałam i widziałam w niej tylko najgorsze zamiast najlepszego. Rozpłakała się. Chyba naprawdę chciała to usłyszeć. Rozmawiałyśmy o tym dłuższą chwilę. To był jeden z najważniejszych momentów w naszym wspólnym życiu”.
Nieważne, czy naprawiasz coś wielkiego, czy drobiazg: dzieci fizycznie odczują tę naprawę, a wspomnienie osamotnienia i dezorientacji zniknie, gdy wytłumaczymy, co się stało, i odnowimy poczucie więzi. Naprawianie zawsze coś zmienia. Liczy się każda, nawet najmniejsza próba.
Dr Becky Kennedy jest matką trojga dzieci i psycholożką kliniczną promującą nowe podejście do wychowania. Uzyskała tytuł magistra psychologii rozwoju człowieka na Uniwersytecie Duke’a, a następnie doktorat z psychologii klinicznej na Uniwersytecie Columbia. Dr Becky doczekała się grona lojalnych, zaangażowanych naśladowców: jej konto na Instagramie obserwuje ponad dwa miliony osób. Prowadzi internetowe warsztaty dla rodziców, tworzy podcast i newsletter. Jej podcast Good Inside with Dr. Becky już po publikacji pierwszego odcinka (w kwietniu 2021 roku) znalazł się na szczycie listy najlepszych podcastów o dzieciach i rodzinie według Apple Podcasts. W cotygodniowych rozmowach stara się odpowiadać na kłopotliwe pytania związane z rodzicielstwem i podsuwa wskazówki, które można szybko zastosować. Wewnętrzna dobroć to jej pierwsza książka.
Więcej informacji o autorce i jej metodzie na stronie goodinside.com.
Zobacz także
„Matki na całym świecie mają bardzo napięty grafik. Bez względu na kraj, to uniwersalne” – mówi reporterka Anna Pamuła
„Piękna ceremonia pogrzebowa pozwala rodzicom na spokój w głowie i w sercu. Żałoba jest miłością, którą chciałbyś dać, ale nie możesz” – mówi Joanna Olszewska, założycielka domu pogrzebowego dedykowanego pogrzebom dzieci
Dariusz Chojnowski: „Fakt, że i ja, i moja córka jesteśmy neuroatypowi, sprawia, że jest między nami Wi-Fi. To jedna z najcenniejszych lekcji”
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Natalia Fedan: „Chwalone dzieci wcale nie mają lepiej. One niosą ciężki plecak z oczekiwaniami”
Dr Katarzyna Wasilewska: „Mogłybyśmy częściej odpuścić sobie ten wyścig o bycie najlepszą matką i dać więcej luzu sobie oraz swoim dzieciom”
„Można być obecnym ojcem, spędzając z dziećmi godzinę dziennie”. Z Jackiem Masłowskim rozmawiamy o „Syndromie tatusia”
Filip Cembala: „Komu z nas nie brakuje ulgi w czasach zadyszki wszelakiej?”
się ten artykuł?