Przejdź do treści

Zalecano „wycieranie pryszczy” pod spadającymi gwiazdami i okręcanie ciała czerwonym płótnem. Jak kiedyś leczono choroby skórne kobiet

ilustracja: Joanna Zduniak
Podoba Ci
się ten artykuł?

Od początku ludzkości na zmiany na twarzy patrzono podejrzliwie. Nic dziwnego – niekiedy były pierwszym objawem zakażenia trądem czy dżumą. Traktowano je moczem i fekaliami, pacjentki „oczyszczano” upustami krwi i lewatywami. W naszym cyklu dziś opowieść o trądziku.

 

Trądzik, pospolita choroba wieku dorastania, jest stary jak świat. Już papirus Ebersa, nieocenione źródło wiedzy o staroegipskiej medycynie datowany na 1550 r. p.n.e. poświęca wiele miejsca leczeniu krost, wrzodów i ran. Była to choroba bardzo demokratyczna – atakowała wszystkich bez wyjątku, wiadomo, że przez całe życie leczył się na nią Tutanchamon, używając paczuli. Olejek z tej intensywnie pachnącej rośliny był w starożytnym Egipcie wszechstronnie wykorzystywany do leczenia zmian skórnych, do Europy przywiózł go dopiero Napoleon.

Także starożytni Grecy szukali sposobu na poprawę skóry zaatakowanej wypryskami. Jej medyczny opis pozostał w notatkach Hipokratesa, u Arystotelesa znajdziemy natomiast niemedyczne wyjaśnienie przyczyny defektu – trądzik (acne) miał być przejawem problemów wewnętrznych, które poprzez pory na skórze wychodzą na zewnątrz. Uważano także, że krosty to kara dla kłamców.

W antycznym Rzymie trądzik łączono z okresem dojrzewania u młodzieży. Zauważono też, że pory skóry najlepiej oczyszczają się podczas gorącej kąpieli i skuteczne są preparaty zawierające siarkę. Zalecano też „wycieranie pryszczy” pod spadającymi gwiazdami, bo tylko w takich okolicznościach miały skutecznie „wypadać” z ciała.

W średniowieczu wierzono, że panaceum na problemy skórne jest czerwone płótno. Pacjenta owijano szczelnie materiałem w tym kolorze i czekano, aż problemy miną. Wraz z modą na zawierający ołów puder, jakim ówczesne piękności osiągały najbardziej pożądaną bladość twarzy, nieoddychająca skóra zaczynała produkować łojotok ze zdwojoną siłą. W odpowiedzi pokrywano twarze kilkoma warstwami pudru, doprowadzając do nasilenia objawów. Średniowieczni lekarze ordynowali na trądzik substancje ziołowe, a by oczyścić brudne ciało (czego krosty były widocznym dowodem), ordynowano pacjentkom upuszczanie krwi i lewatywy.

W czasach średniowiecza większość metod leczenia chorób skóry metod wymyśliła i opracowała Hildegarda z Binden. Ta żyjąca w XI wieku benedyktyńska mniszka, święta Kościoła Katolickiego i autorka podręcznika „Cause et curae” (O przyczynach i leczeniu chorób), którego jedyny egzemplarz zachował się w Bibliotece Królewskiej w Kopenhadze, doskonale wpisuje się także w nasze czasy, choć oczywiście wiele z jej metod leczniczych jest już przestarzałych.

Św. Hildegarda wszystkie kuracje rozpoczynała postem, który uważała za najlepszą drogę do przywrócenia człowiekowi równowagi ciała i duszy. Post i dieta, ale nie drastyczna, były nie tylko sposobem na zdrowie, ale – przede wszystkim – na prawdziwą łączność z Bogiem. Hildegarda uważała, że otyły człowiek gorszy Boga swoim wyglądem, podobnie jak człowiek nadmiernie wychudzony. „Przesadny, wyniszczający post jest takim samym grzesznym kierunkiem jak obżarstwo. Dlatego więc zaleca się człowiekowi umiarkowanie tak w jedzeniu, jak w poszczeniu. Wówczas jest on niczym cytra i organy. Człowiek mądry zachowuje umiar– uważała mniszka.

Św. Hildegarda ze wszystkich roślin przydatnych do pielęgnacji skóry najbardziej ceniła różę damasceńską. Ten drogocenny olejek (żeby wyprodukować 1 kg trzeba użyć ok. 4 ton płatków różanych) poprawia szczelność skóry i ma właściwości przeciwbakteryjne i przeciwgrzybiczne. Obecnie wiemy też, że preparaty różane zapewniają skuteczną ochronę przed działaniem promieni UV. Hildegarda zalecała także używanie szałwii lekarskiej, która ma silne działanie antyseptyczne i pomaga też oczyścić organizm z toksyn, a także preparaty z lawendy wąskolistnej. Współczesne badania potwierdziły, że olejki eteryczne tej rośliny wykazują działanie przeciwbakteryjne wobec Staphylococcus aureus, Pseudomonas aeruginosa, bakterii odpowiedzialnych za wywołanie trądziku. Do leczenia wrzodów i czyraków na twarzy Hildegarda używała wyciągu z kwiatów i cebulek białej lilii św. Antoniego, a krwawnik pospolity polecała na gojenie się ran i owrzodzenia. W recepturach z Binden często wymieniany jest także nagietek lekarski. Jak widać, średniowieczna apteczka siostry Hildegardy zawierała wyciągi z roślin doskonale nam znanych i stosowanych współcześnie do pielęgnacji skóry trądzikowej i trapionej dermatozami.

Następcy Hildegardy w kolejnych wiekach łączyli zioła z produktami pochodzenia zwierzęcego, np. mlekiem czy piżmem bobrów. Szczególnie wartościowe było stosowanie moczu i fekaliów ludzkich i zwierzęcych. „Mielone, suszone, wędzone, destylowane i fermentowane odchody ludzkie mieszano, a następnie spożywano je lub smarowano nimi skórę” – pisze Jonathan J. Moore w książce „Przerażające choroby i zabójcze terapie”.

Już starożytne Rzymianki smarowały fekaliami zmiany na twarzy, w XVII wieku własny mocz służył nie tylko do picia, ale i do mycia twarzy. Popularnym preparatem do oczyszczania porów skóry była mikstura zawierająca mocz młodego chłopca, miód, ocet i mleko. Autor cytowanej wyżej książki opisał jeszcze jeden „eliksir młodości”. Wymyśliła go pod koniec XVIII wieku pewna francuska szlachcianka. Przyjęła do służby ładnego parobka, którego jedynym zadaniem było wypróżnianie się i przynoszenie jej stolca w specjalnym naczyniu. Najlepsze efekty osiągała, smarując tym „preparatem” twarz rano i wieczorem.

W kolejnych wiekach medycy zaczęli eksperymentować z substancjami chemicznymi o właściwościach złuszczających, które miały poprawiać stan skóry z trądzikiem. Za ojca peelingu uważa się niemieckiego dermatologa Paula Gersona Unnę, który w 1882 roku opisał właściwości kwasu salicylowego, rezorcyny, fenolu i kwasu trójchlorooctowego (TCA).
Równolegle trwały także poszukiwania przyczyn występowania zmian trądzikowych. W XIX wieku uważano, że są one konsekwencją zakwaszenia organizmu, nadmiaru tłuszczów w surowicy krwi czy też zaburzeń wapnia w organizmie. W pierwszej połowie XX wieku, kiedy intensywnie badano rolę hormonów, łączono występowanie trądziku z zaburzeniami pracy hormonów płciowych, tarczycy oraz trzustki.

Przełomem było wprowadzenie do leczenia antybiotyków. Był to rok 1961. Trądzik leczono również ciepłymi okładami, światłem ultrafioletowym i prądem o dużej częstotliwości. W 1982 roku do leczenia trądziku dopuszczono, odkryty 40 lat wcześniej, pierwszy retinoid. Substancje te, będące pochodnymi witaminy A są cały czas badane, a na rynku ciągle pojawiają się preparaty z nowymi retinoidami. W wielu przypadkach miejscowo aplikowane są antybiotyki, lekarze stosują też u pacjentek terapię hormonalną. W ostatnich latach sporo badań dotyczy związku między insulinoopornością a trądzikiem różowatym, odmianą trądziku występującą u dojrzałych kobiet.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?