Znacie koncepcję „podtrzymywania ognia w związku”? Dlaczego to zwykła bzdura, tłumaczy seksuolożka Emily Nagoski
„Powiedziano nam, że przyjemność płynie z bycia dotykanym we właściwych miejscach, we właściwy sposób, przez właściwą osobę i jeśli ten dotyk, w tym miejscu, przez tę osobę, czasami sprawia nam przyjemność, ale czasami nie, to mamy problem. Te kłamstwa pojawiają się w filmach, romansach i pornografii, gdzie główni bohaterowie mogą uciekać przed złoczyńcą lub być po prostu wyczerpani i przytłoczeni życiem, ale kiedy Partner A dotyka magicznego miejsca na ciele Partnera B, to wszystko inne przestaje mieć znaczenie, kolana Partnera B uginają się, a jego genitalia przeszywa rozkoszne mrowienie” – pisze ceniona amerykańska seksuolożka, psycholożka i terapeutka Emily Nagoski w swojej bestsellerowej książce „Zróbmy to razem. Czyli jak zadbać o dobry seks w długoletnich związkach”.
Emily Nagoski to ceniona amerykańska seksuolożka, psycholożka i terapeutka; prowadzi badania nad płcią oraz seksualnością, a także warsztaty i szkolenia z edukacji seksualnej; współpracuje ze słynnym Instytutem Kinseya. Jej najnowsza książka „ZRÓBMY TO RAZEM, czyli jak zadbać o dobry seks w długoletnich związkach” to fascynujący poradnik o budowaniu satysfakcji seksualnej w stałej relacji. Autorka obala mity o spadku pożądania, podkreślając rolę komunikacji i zrozumienia swoich emocji. Dzięki naukowej wiedzy i praktycznym przykładom książka pomaga tworzyć zdrowe, intymne relacje. Poniżej publikujemy jej fragment.
Przyjemność to priorytet
Kiedy w czasie studiów po raz pierwszy zaczęłam nawiązywać długotrwałe (w miarę) relacje seksualne, wierzyłam w staroświecką narrację na temat mechanizmu pożądania, którą, jak sądzę, wpaja się większości z nas. Mówi się nam, że chodzi o pasję i „iskrę” powstającą na starcie związku, która tli się najwyżej kilka lat. Potem mamy dzieci, kupujemy mieszkanie wymagające remontu albo jesteśmy generalnie zbyt zajęci pracą i życiem, a iskra gaśnie – zwłaszcza po pięćdziesiątce, kiedy wszystkie hormony, jakie kiedykolwiek w nas buzowały, rzekomo rozpływają się w morzu starości i pozostaje nam, bezpłciowym i wysterylizowanym, jedynie trzymanie się za ręce o zachodzie słońca. Słyszymy, że mamy do wyboru albo zaakceptować, że nasze zainteresowanie seksem przygasa, albo walczyć, inwestując swój czas, uwagę, a nawet pieniądze w „podtrzymanie ognia”.
Cóż, okazuje się, że każdy element tej narracji jest nie tylko błędny, lecz także szkodliwy. Wiele książek o seksie w długotrwałych związkach opowiada o „podtrzymaniu ognia” – ich autorzy również się mylą. Ze swoimi sztywnymi dogmatami dotyczącymi płci i przerażająco uproszczonymi koncepcjami seksu i ewolucji są bardzo dwudziestowiecznie przestarzałe.
Nazywam ten bałagan błędnego myślenia imperatywem pożądania.
Imperatyw pożądania twierdzi, że:
- Na początku seksualnego i/lub romantycznego związku powinniśmy poczuć „iskrę”, spontaniczne, przyprawiające o zawroty głowy pragnienie seksualnej bliskości z naszym (potencjalnym) partnerem, które może nawet graniczyć z obsesją.
- Iskrzące pożądanie, które powinniśmy odczuwać na początku związku, jest właściwym, najlepszym, zdrowym, normalnym rodzajem pożądania i jeśli go nie odczuwamy, nasza relacja jest nic niewarta.
- Jeśli w naszym życiu seksualnym istnieje jakikolwiek element przygotowania lub planowania, to nie pragniemy seksu „wystarczająco mocno”.
- Jeśli nasz partner nie pragnie nas spontanicznie, nagle, bez wysiłku i przygotowania – i to regularnie – nie pragnie nas „wystarczająco mocno”.
Imperatyw pożądania stawia pożądanie w centrum naszej definicji seksualnego dobrostanu. Oznajmia, że istnieje tylko jeden właściwy sposób doświadczania pożądania i nic innego nie ma znaczenia. Dlatego ludzie martwią się poziomem swojego pożądania. Jeśli ten poziom się zmienia lub wydaje się, że pożądanie zanikło, ludzie martwią się, że coś jest nie tak. To najczęstszy powód, dla którego pary decydują się na terapię seksualną.
Oto ironia imperatywu pożądania: jak myślicie, czy całe to przejmowanie się „iskrą”, aktywuje akcelerator i sprawia, że bardziej pragniemy seksu i lubimy go uprawiać? Wręcz przeciwnie, zmartwienia przede wszystkim wciskają hamulec i sprawiają, że seks znika za horyzontem.
Jednak istnieje alternatywa: uczynienie priorytetem przyjemności.
Pożądanie nie jest tu najważniejsze. Nie liczy się „pasja” ani „podtrzymywanie ognia”.
Liczy się przyjemność.
Skupcie się na przyjemności, ponieważ udany seks na dłuższą metę nie zależy od tego, jak bardzo chcecie go uprawiać – chodzi o to, jak bardzo lubicie seks, który uprawiacie.
Będę to wciąż powtarzać, ponieważ wszyscy nasiąkaliśmy imperatywem pożądania przez tyle lat, że nawet ludzie, którzy powinni wiedzieć lepiej (w tym ja!), mogą ponownie osunąć się w przepaść przejmowania się pożądaniem.
Oto przydatna analogia dotycząca przyjemności i pożądania, którą poznałam dzięki terapeutce seksu Christine Hyde:
Wyobraź sobie, że twój najlepszy przyjaciel zaprasza cię na imprezę. Przyjmujesz zaproszenie, ponieważ to twój najlepszy przyjaciel! I jest impreza!
Później, gdy zbliża się termin przyjęcia, zaczynasz myśleć: Rety, musimy zorganizować opiekę nad dziećmi… na pewno będą korki… Czy naprawdę chce mi się wbijać w imprezowe ciuchy po całym tygodniu ciężkiej pracy?
Ale powiedziałaś już, że przyjdziesz, więc organizujesz opiekę nad dziećmi, myślisz, jak ominąć korki i zakładasz imprezowe wdzianko – może nawet podskakujesz przy wesołej muzyce, przycinając włosy w uszach i nosie, a potem posypujesz się brokatem i zakładasz buty na koturnie.
Pojawiasz się na imprezie.
I co się wtedy dzieje?
Zazwyczaj świetnie się bawisz!
Jeśli wszyscy na imprezie dobrze się bawią, to impreza była udana.
Metafora imprezy w subtelny i prosty sposób wyjaśnia, że satysfakcja seksualna nie polega na „iskrze”, ale na tworzeniu więzi w sposób, który liczy się dla was i waszych partnerów. Ujmę to jeszcze prościej.
Przyjemność to podstawa
Przyjemność jest miarą seksualnego dobrostanu. Jak wspomniałam na wstępie, we wspaniałym seksie na dłuższą metę nie chodzi o to, jak często to robicie, gdzie to robicie, z kim i w jakich pozycjach, ile macie orgazmów ani nawet z jak wielkim entuzjazmem tego oczekujecie, ale o to, jak bardzo lubicie seks, który uprawiacie.
W tym rozdziale wyjaśnimy sobie, co rozumiemy przez „przyjemność” i co rozumiemy przez „pożądanie”. Następnie opiszę, dlaczego przyjemność powinna znajdować się w centrum naszej definicji seksualnego dobrostanu, odstawiając pożądanie na boczny tor. Mam nadzieję, że pod koniec tego rozdziału będziecie potrafili dostrzec, kiedy zaczynacie zamartwiać się pożądaniem – swoim lub partnera – i zamiast tego pomyślicie: „Ach! Znów pojawił się imperatyw pragnienia. To wskazówka, aby skupić się na przyjemności”.
Pożądanie spontaniczne a pożądanie responsywne
Aby zmienić sposób, w jaki myślimy o pożądaniu i przyjemności, najlepiej zacząć od sprawdzenia, co na temat pożądania mówią naukowcy i terapeuci.
Nauka nazywa „iskrę” imperatywu pożądania „pożądaniem spontanicznym”, i jest to jeden z naturalnych sposobów odczuwania pożądania seksualnego, który nie implikuje jednak udanego seksu w długotrwałym związku.
Badania opisują również „pożądanie responsywne”, które nie jest uczuciem „iskry”, ale raczej cechą otwartości na odkrywanie przyjemności i sprawdzanie, dokąd ona prowadzi. Często pojawia się w formie „zaplanowanego” seksu, kiedy umawiacie się z wyprzedzeniem, przygotowujecie się, kąpiecie, zatrudniacie opiekunkę do dziecka, a potem się spotykacie. Kładziecie się do łóżka, pozwalacie, aby wasza skóra zetknęła się ze skórą partnera, a wówczas wasze ciała się budzą! Mówią: „Och, no tak! Naprawdę to lubię! Naprawdę lubię tę drugą osobę!”.
O ile spontaniczne pożądanie pojawia się w oczekiwaniu na przyjemność, pożądanie responsywne stanowi odpowiedź na przyjemność.
Jedno i drugie jest normalne, żadne nie jest lepsze ani gorsze, ale to pożądanie responsywne wiąże się z wspaniałym seksem w dłuższej perspektywie.
Pożądanie responsywne. Nie „pasja”, nie „iskra”, ale przyjemność, zaufanie i wzajemność. Oto podstawowy, potwierdzony doświadczalnie powód, dla którego należy przedkładać przyjemność nad iskrę.
Czym zatem jest przyjemność?
Przyjemność to doznanie plus kontekst
Przyjemność jest miarą seksualnego dobrostanu – zarówno w wypadku, gdy lubicie uprawiany seks, jak i wtedy, kiedy wam się nie podoba. Przyjemność jest tym, co się liczy.
A zatem, czym w ogóle jest przyjemność?
Cóż. Czy to doznanie jest dla nas przyjemne? Jak bardzo? Czy to doznanie jest nieprzyjemne? Jak bardzo?
To wszystko. Przyjemność jest najprostszą rzeczą na świecie w sensie łatwości określenia, czy dane doznanie jest przyjemne, czy nie. Następnym razem, gdy będziecie jeść waszą ulubioną potrawę, zwróćcie uwagę na to, co odczuwacie jako przyjemność – wygląd jedzenia, jego konsystencję, aromat i smak. Zauważcie, jak przyjemność wpływa na wasze ciała. Przyjemność jest prosta…
Ale nie zawsze. Okłamywano nas co do natury przyjemności, podobnie jak okłamywano nas w sprawie natury pożądania.
Wmawiano nam, że przyjemność seksualna powinna być czymś łatwym i oczywistym, a jeśli tak nie jest, to coś jest z nami nie w porządku. Dla niektórych osób doświadczanie przyjemności jest jak poszukiwanie Wally’ego – tak frustrująco trudne, że zaczynają się zastanawiać, po co w ogóle to robią.
Powiedziano nam, że przyjemność płynie z bycia dotykanym we właściwych miejscach, we właściwy sposób, przez właściwą osobę i jeśli ten dotyk, w tym miejscu, przez tę osobę, czasami sprawia nam przyjemność, ale czasami nie, to mamy problem. Te kłamstwa pojawiają się w filmach, romansach i pornografii, gdzie główni bohaterowie mogą uciekać przed złoczyńcą lub być po prostu wyczerpani i przytłoczeni życiem, ale kiedy Partner A dotyka magicznego miejsca na ciele Partnera B, to wszystko inne przestaje mieć znaczenie, kolana Partnera B uginają się, a jego genitalia przeszywa rozkoszne mrowienie.
Jeśli tak wygląda przyjemność w waszym wypadku, spoko.
Dla reszty z nas przyjemność nie polega na dotykaniu właściwego miejsca na ciele we właściwy sposób. Chodzi o właściwe miejsce, właściwy sposób, właściwą osobę, właściwy czas, właściwe okoliczności zewnętrzne i właściwy stan wewnętrzny. Krótko mówiąc: to doznanie odczuwane w odpowiednim kontekście.
Prostym przykładem jest łaskotanie. Nie każdy lubi łaskotki (chociaż niektórzy tak!), ale łatwo wyobrazić sobie scenariusz, w którym partnerzy są już podnieceni, w pełnej zaufania, radosnej sytuacji erotycznej, a Partner A łaskocze Partnera B i ten czuje przyjemność! Jeśli jednak ci sami partnerzy są w trakcie kłótni o, powiedzmy, pieniądze, a partner A próbuje łaskotać partnera B, czy będzie to przyjemne uczucie? A może Partner B miałby raczej ochotę walnąć kogoś w nos niż go przytulić?
Ponieważ przyjemność jest doznaniem we właściwym kontekście, oznacza to, że każde doznanie może być dobre, wspaniałe, spektakularne, takie sobie – lub okropne, w zależności od kontekstu, w którym go doświadczamy.
Świadome odczuwanie przyjemności różni się od świadomego doświadczania bólu. Ponieważ ból jest sygnałem niebezpieczeństwa, ostrzeżeniem, że coś nam zagraża, nasze mózgi traktują go priorytetowo. Przyjemność może być satysfakcjonująca, ale jeśli chodzi o nasze przetrwanie, ból ma pierwszeństwo. Ból to awanturujący się klient, który uparcie stara się zwrócić na siebie uwagę: „Hej! Ty! Posłuchaj mnie! Mamy problem! Hej!”. Ból jest także uporczywy i często trwa długo po zakończeniu bolesnego wydarzenia lub zagojeniu się urazu. Możesz rozwiązać problem namolnego klienta, ale to może być za mało. Wystarczy wspomnienie złego doświadczenia i ból znów zacznie dawać o sobie znać.
Świadoma przyjemność jest bardziej krucha. Przyjemność to płochliwe zwierzątko. Możemy je obserwować z bezpiecznej odległości, jeśli jednak podejdziemy zbyt szybko, ucieknie. Jeśli spróbujemy je schwytać, wpadnie w panikę. Musimy powoli zdobywać zaufanie naszej przyjemności, zanim pozwoli nam się zbliżyć.
Ból pojawia się, gdy nasze mózgi interpretują sygnał płynący z ciała jako oznakę zagrożenia. Stają się dużo bardziej skłonne do takiej interpretacji, gdy już są nafaszerowane sygnałami o niebezpieczeństwie. Kiedy jesteście zestresowani, wasze mózgi są nastawione na interpretowanie niemal każdego bodźca jako zagrożenia. Kiedy już odczuwacie boleści, inne doznania będą z dużym prawdopodobieństwem odbierane jako dodatkowy ból. Kiedy czujecie się niepewni, chorzy, nieufni, zagrożeni lub w jakikolwiek inny sposób narażeni na ryzyko, wasze mózgi są aż nazbyt skore do zinterpretowania każdego nowego doznania jako niekomfortowego, drażniącego, a nawet bolesnego.
Przyjemność pojawia się wtedy, gdy czujemy się wystarczająco bezpiecznie. Wystarczająco ufni, wystarczająco zdrowi, wystarczająco mile widziani, przy wystarczająco niskim poziomie odczuwanego ryzyka. Dla każdego z nas próg „wystarczalności” jest inny i zmienia się w zależności od sytuacji. Kiedy jednak stworzymy ten „wystarczająco bezpieczny” kontekst, nasz mózg jest w stanie zinterpretować każde doznanie jako przyjemne.
„Kontekst” oznacza zarówno wasz stan wewnętrzny, jak i okoliczności zewnętrzne. W dalszej części tego rozdziału i przez resztę tej książki będziemy rozmawiać o tym, jak stworzyć kontekst zapewniający mózgowi łatwy dostęp do przyjemności seksualnej. Teraz musicie jedynie zdać sobie sprawę z tego, że jeśli dzisiaj dane doznanie jest dla was przyjemne, a jutro niekoniecznie, nie ma w tym nic dziwnego – po prostu zmienił się kontekst.
„ZRÓBMY TO RAZEM, czyli jak zadbać o dobry seks w długoletnich związkach”, Emily Nagoski, Wydawnictwo Buchmann, premiera 29 stycznia 2025
Emily Nagoski to ceniona amerykańska seksuolożka, psycholożka i terapeutka; prowadzi badania nad płcią oraz seksualnością, a także warsztaty i szkolenia z edukacji seksualnej; współpracuje ze słynnym Instytutem Kinseya.
Autorka bestsellerowej książki „Ona ma siłę” tym razem proponuje poradnik o budowaniu satysfakcji seksualnej w długotrwałych związkach. Nagoski, bazując na naukowych badaniach, obala mity na temat spadku pożądania w długotrwałych związkach, podkreślając, że prawdziwa satysfakcja seksualna nie zależy od częstotliwości czy intensywności seksu, ale od wzajemnego zrozumienia. Zwraca uwagę na znaczenie komunikacji, emocjonalnego porozumienia oraz indywidualnych potrzeb partnerów. Książka dostarcza narzędzi, które pomagają przezwyciężyć trudności, takie jak stres, problemy z akceptacją zmieniającego się ciała czy różnice w oczekiwaniach.
Książka składa się z dwóch głównych części: pierwsza omawia, jak utrzymać silną więź seksualną, a druga skupia się na praktycznych rozwiązaniach w obliczu problemów. Nagoski łączy naukową wiedzę z przystępnym stylem, co sprawia, że książka jest zarówno edukacyjna, jak i inspirująca.
„Emily Nagoski to skarb narodowy – pomaga nam wszystkim zrozumieć, jak w końcu zbudować prawdziwe, radosne i pewne życie seksualne” – Glennon Doyle, autorka bestsellerowej książki „Nieposkromiona”.
Zobacz także
Jaki był seks naszych babć? Prof. Izdebski: „To czas, kiedy kobiety uświadomiły sobie, że mają prawo do przyjemności”
Medroxy: „Ludzie mają mnóstwo ohydnych określeń na to, co robimy i kim jesteśmy, a ja chcę, żeby wiedzieli, że praca seksualna to mój wybór”
„Mówmy głośno o tym, co czujemy i czego potrzebujemy”. Czyli co robić, kiedy druga połówka jabłka, pasuje do nas wszędzie tylko nie w łóżku
Polecamy
„W przypadku toksyków mylimy agresora z wybawicielem” – mówi psycholożka Silvia Congost
Pisarz Neil Gaiman oskarżony przez osiem kobiet o napaść seksualną. Zmuszał do „brutalnego seksu”, „nie miał żadnych granic”
„Medycyna wiele mówi o tym, jak trwanie w chorych relacjach wpływa na nasze zdrowie” – mówi Maria Zbąska, reżyserka
Cameron Diaz o terapii małżeńskiej: „Jest ważną rzeczą w naszej rodzinie”
się ten artykuł?