Życie z bulimią. „To, czego nie zjadłam, zalewałam płynem do mycia naczyń, bo wiedziałam, że wyrzucenie resztek do śmieci, mnie nie powstrzyma”
– Bardzo często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak poważną chorobą jest bulimia – mówi psychodietetyczka Edyta Nowicka, która na bulimię chorowała 15 lat. Kasia zmagała się z nią siedem lat, Ania od kilku lat walczy o swoje zdrowie. Opowiadają o zaburzeniach odżywiania, które stopniowo wyniszczają organizm, ale z których można wyjść.
Diagnoza, która przyniosła ulgę
– Zdrowienie zawsze będzie dla mnie procesem. W pewnych momentach choroba jest uśpiona, ale czasami zdarzają się momenty gorsze – mówi Ania. Kilka lat temu dowiedziała się, że choruje na bulimię. – Byłam po rozstaniu, nie mogłam spać, potrzebowałam leków na sen. Rzuciłam wtedy w rozmowie z psychiatrą, że znowu zajadam. Wcześniej byłam pewna, że to tylko moje dziwactwo i nie zamierzałam rozgadywać się na temat tego, jak zamawiam cztery obiady i włączam odkurzacz, albo puszczam wodę w zlewie, byleby kurier nie pomyślał, że zjem to wszystko sama. To, czego nie zjadłam, zalewałam płynem do mycia naczyń, bo wiedziałam, że wyrzucenie resztek jedzenia do śmieci mnie nie powstrzyma.
Nigdy nie słyszałam o tym, żeby ktoś podchodził do jedzenia w tak dziwny sposób jak ja, więc mimo swojego zainteresowania dietetyką, nigdy nie pomyślałabym, że mój problem może mieć nazwę. O bulimii słyszałam dużo, ale przede wszystkim przez jej główny objawy: wymioty. Ja go nie miałam – tłumaczy.
Psychiatra po dokładnym wywiadzie powiedziała jednak, że Ania ma typowe objawy bulimii o charakterze nieoczyszczonym, czyli uderzającej mocno w sport, albo „przeczyszczającej”, albo polegającej na spożywaniu leków przeczyszczających w dużej ilości. Ania wybrała pływanie.
– Ono daje mi poczucie równowagi i kontroli. Nie opuszczam treningów, w przeciwnym wypadku czuję, że tracę kontrolę i zaczynam zajadać. Reżim sprawia, że czuję się ze sobą lepiej – opowiada.
Z objawami zmagała się wiele lat. Był czas, w którym bardzo kontrolowała to, co je. Sprawdzała składy i odmierzała porcje.
– A potem przychodziły okresy objadania się. Przez kilka tygodni, miesięcy zajadałam wszystko, tyłam bardzo dużo, od 9 do 20 kilogramów w pół roku. A potem znowu przychodził czas przesadnej kontroli i pływania po 7-8 godzin w tygodniu. Na samym początku pojawiła się myśl, żeby wymiotować, ale po przeczytaniu, że ponad 50 procent kalorii z posiłków zostaje wchłoniętych przez organizm, zanim trafi do żołądka, postanowiłam pozbyć się jedzenia w inny sposób – tłumaczy.
Kiedy trzy lata temu usłyszała diagnozę, poczuła ulgę.
– Poczułam, że nie jestem w swoim „dziwactwie” odosobniona i że jest więcej osób, które zajadają wstyd, samotność i inne trudne emocje. Zapisałam się na terapię – ona najwięcej mi pomogła. Przez jakiś czas wspomagałam się też farmakoterapią – wyjaśnia.
Ania zrozumiała, jakie podłoże mają jej trudności.
– Mnie bardzo triggeruje odrzucenie, niekochanie, brak akceptacji ze strony rodziny. Bardzo źle to znoszę. Źle znoszę też utratę kontroli. Jak jej nie mam, to czuję, jakby walił mi się świat – tłumaczy. – Terapia uświadomiła mi mechanizm mojego problemu. Rozumiem już, na czym on polega. W trakcie trwania napadów, które mogą trwać od kilku tygodni do kilku miesięcy trudno jest racjonalnie podchodzić do swoich zachowań. Liczenie baranów, rzucanie skarpetami o ścianę, zimny prysznic rzadko kiedy tak naprawdę pomagają, kiedy organizm chce uśmierzyć ból emocjonalny. Przełomowe było dla mnie nazwanie swoich emocji, uczuć, potrzeb oraz braków – podkreśla.
Ania wciąż jednak szuka złotego środka.
– Wciąż czuję się zagubiona, kiedy w bufecie, albo restauracji nie wiem, ile dokładnie kalorii spożywam. Niestety w zdrowieniu nie mam wsparcia w rodzinie. Wydaje mi się, że starsze pokolenie nie rozumie problemu, a choroby psychiczne są dla nich powodem do wstydu i nie powinno się o nich w ogóle rozmawiać. W naszym domu mój problem nigdy nie był postrzegany za poważny i przegrywał z chorobą neurologiczną siostry. Według rodziców zawsze można powstrzymać się od jedzenia i można po prostu jeść mniej oraz zdrowiej.
Chciałabym, żeby trudności psychiczne to nie był temat tabu. Uważam, że warto mówić o chorobie. Ja mówię o swojej w nadziei, że ktoś z podobnym problemem być może rozpozna w mojej historii pewne własne zachowania. Jeśli jedna osoba w ten sposób zrozumie, że problem ma nazwę i można sobie pomóc, to wszystko będzie miało dla mnie większy sens – dodaje.
„Wiedziałam, że powoli się zabijam”
– Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będę mogła żyć normalnie. Dzisiaj wiem, że mogę – mówi Kasia. Na bulimię zachorowała w wieku 18 lat. Pochodzi z dysfunkcyjnej rodziny. Została wychowana w bardzo niskim poczuciu własnej wartości.
– Nie miałam żadnego wsparcia, nie miałam wzorców, czułam się samotna. Nie znałam swoich potrzeb, nikt mnie o nie nie pytał. Dodatkowo zostałam obarczona winą za coś, na co nie miałam wpływu. Wtedy zaczęłam myśleć, że nie zasługuję na życie, że nie zasługuję na jedzenie. Pod wpływem emocji i stresu zaczęłam wymiotować – wspomina.
I tak działo się przez kolejnych siedem lat. Choroba miała różne okresy – na początku ataki były bardzo intensywne.
– Potrafiłam tygodniami nie wychodzić z domu i zapętlić się w jedzeniu i zwracaniu. Wiedziałam, jak prowokować wymioty, jakich środków przeczyszczających używać. Do tego stopnia, że zdewastowałam własne ciało – zaznacza.
Kasia czuła jednak, że chce wyjść z choroby. Podjęła pracę, zapisała się na studia, ataki delikatnie ustąpiły.
– Ale i tak zdarzały się kilka razy w tygodniu. Wiedziałam, że powoli się zabijam. Pamiętam ostatnie lata choroby, kiedy po każdym ataku płakałam. Myślałam o terapii, ale zaparłam się i próbowałam wyjść z tego samodzielnie. Nie polecam takiej drogi. Uważam, że wsparcie i zrozumienie terapeuty pozwala znacznie szybciej pokonać bulimię – podkreśla.
Dlatego opowiada o swojej chorobie, żeby inne osoby zmagające się z bulimią po pomoc sięgnęły.
– Można żyć normalnie. Jeżeli jest się długo w bulimii, traktuje się to jak swoją normalność. Jedzenie całkowicie przejmuje życie. Tymczasem życie nie toczy się wokół jedzenia.
Jak wyjść z bulimii?
Bulimia, jak wyjaśnia psychodietetyczka Edyta Nowicka, to zaburzenie odżywiania, w przebiegu którego występują epizody nadmiernego, kompulsywnego, napadowego objadania się, po którym następują zachowania kompensacyjne mające na celu redukcję wagi.
– Bardzo często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak poważną chorobą jest bulimia. Objawia się błędnym kołem diet, zaburzonymi zachowaniami żywieniowymi, masą zakazów i nakazów, restrykcjami mentalnymi, jakościowymi i fizycznymi, a po napadzie objadania – różnego rodzaju kompensacjami. W tych cięższych przypadkach będą to wymioty, przeczyszczanie się, głodówki, intensywne i wycieńczające ćwiczenia – wyjaśnia.
Zdarza się i tak, że osoby po napadzie objadania się przechodzą na kolejną dietę, która powoduje niedożywienie jakościowe i ilościowe i tak zwany głód metaboliczny, a to napędza do kolejnego napadu objadania się. I tak wpadają w błędne koło. W którym często tkwią przez bardzo długi czas.
Rozwiń– Ja na bulimię chorowałam 15 lat. Zaczęło się od zwykłej diety. Oczywiście to przejście na dietę też ma swoje przyczyny i już sam ten fakt powinien zaalarmować. Moje podopieczne zmagają się z bulimią kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat. W pewnym momencie choroba staje się stylem życia. Są lepsze okresy, kiedy trzymają dietę i ograniczenia oraz gorsze momenty, kiedy wpadają w koło napadowego objadania się – tłumaczy.
Powodem, dla którego sięgają po pomoc, bywa zmęczenie i wycieńczenie organizmu.
– Tak było też w moim przypadku. Byłam osłabiona, zmęczona psychicznie i fizycznie. Bulimii zaczęła towarzyszyć depresja i inne choroby jak insulinooporności, PCOS, anemia. To bardzo częste, ponieważ w jelitach wytwarza się 90 procent serotoniny. Osoby z zaburzeniami odżywiania mają ten mechanizm naruszony, stąd to samopoczucie. Po którymś napadzie leżałam na podłodze płacząc i stwierdziłam, że tak dłużej nie może być. Zaczęłam szukać pomocy. Zgłosiłam się do specjalisty i małymi krokami wyszłam z choroby – opowiada.
Bazując na swoim doświadczeniu i psychodietetycznym wykształceniu, Edyta Nowicka pomaga osobom z zaburzeniami odżywiania w procesie zdrowienia i na swoim profilu na Instagramie edukuje na temat wychodzenia z choroby.
– Bulimia to niestety nadal temat tabu. Wiele osób wstydzi się swojego zaburzenia, ukrywają je przed swoimi bliskimi. Bardzo chciałabym, żeby wiedziały, że mogą opowiedzieć o swojej chorobie. Że są lekarze i specjaliści, którzy im pomogą. Dostępność do pomocy jest teraz bardzo duża. Doradzałabym połączenie psychoterapii z psychodietetyką – podkreśla.
Kluczowe w procesie zdrowienia, będzie również, jak zaznacza, naprawienie relacji z jedzeniem – tak, żeby nie było wrogiem i tak, żeby nasza fizjologia załapała, że organizm jest bezpieczny, że jedzenia jest pod dostatkiem, że go nie zabraknie.
– Bardzo istotne jest wyregulowanie ośrodków głodu i sytości. Leptyna i grelina wydzielają się w naszym organizmie falowo. Jeżeli będziemy jadły regularnie, to hormony dostosują regularność wydzielania do regularności posiłków. Ważne jest, że nawet jeżeli zdarzy się napad, to nie warto pomijać kolejnych posiłków – wyjaśnia.
Bulimia oddziałuje na stan całego organizmu. Wpływa na zdrowie fizyczne i psychiczne i przekłada się na każdy aspekt życia.
– Zaburzenia odżywiania niestety nie zawsze są brane na serio. Ludzie są przyzwyczajeni do tego, że kobiety żyją w kulturze diety. Niestety to bardzo problematyczne myślenie. Życzyłabym sobie, żeby społeczeństwo było otwarte na te tematy, a kobiety nie wstydziły się szukać pomocy i wiedziały, że na nią zasługują oraz że wyjście z zaburzeń odżywiania jest możliwe – dodaje Edyta Nowicka.
Zobacz także
Polscy naukowcy stworzyli zapachy na zaburzenia odżywiania. Pobudzają lub hamują apetyt
„Jeśli masz ciało i masz legginsy, to masz też 'legging legs”. O co chodzi w szkodliwym trendzie?
„Moje ciało zaczęło się wyłączać”. Lily Collins o zaburzeniach odżywiania, niezdrowych związkach i współuzależnieniu
Polecamy
Otyłość u dzieci niesie poważne konsekwencje zdrowotne. Jak ją leczyć?
Tiktokerzy oszaleli na punkcie odchudzającego napoju, a dietetycy biją na alarm. Czym jest oatzempic?
„Zjedz zupkę, bo mamusi będzie przykro” – mówisz tak do dziecka? „Nie tędy droga” – ostrzega psycholożka
„Moje ciało zaczęło się wyłączać”. Lily Collins o zaburzeniach odżywiania, niezdrowych związkach i współuzależnieniu
się ten artykuł?